Pakistan. Pierwsze 70 lat

Бесплатный фрагмент - Pakistan. Pierwsze 70 lat

Объем: 164 бумажных стр.

Формат: epub, fb2, pdfRead, mobi

Подробнее

dla Ani

Wstęp

14 sierpnia 1947 roku, a więc 70 lat temu, powstało niepodległe państwo Pakistan. Było to zwieńczenie skomplikowanego procesu społeczno-politycznego, polegającego na wzbudzeniu świadomości narodowej wyznawców islamu w Indiach tak, by przynajmniej ich elity zaakceptowały i przyjęły za swoją koncepcję posiadania własnego, odrębnego państwa na subkontynencie indyjskim. Był to więc pierwszy przypadek w historii najnowszej, gdy państwo powstało wg kryterium religijnego. Podobny proces można było obserwować w analogicznym okresie jeśli chodzi o żydowskie państwo Izrael, jednak powstał on rok później od muzułmańskiego Pakistanu. Nazwa państwa pochodzi od pierwszych liter prowincji, które miały wejść w jego skład: P-Pendżab, A-Afgania (ówczesna Północno-Zachodnia Prowincja Pograniczna, obecnie pod nazwą Khyber-Pakhtunkhwa), K-Kaszmir, S-Sindh, Tan-Beludżystan. Samo słowo „Pakistan” można z języka urdu tłumaczyć jako kraj czystych (duchem), czyli muzułmanów. W pierwszych latach swojej egzystencji Pakistan musiał borykać się z problemem swego istnienia. Złośliwi twierdzili wręcz, że jest on dziełem jednego, chorego człowieka — Muhammada Alego Jinnaha. Jego przedwczesna śmierć na nowotwór płuc w 1948 roku miała przyspieszyć proces upadku. Jednak nic podobnego się nie stało. Pakistan okrzepł. Pomimo rozlicznych trudności, kolejnych konfliktów z sąsiednimi Indiami, utraty połowy terytorium na rzecz sąsiedniego Bangladeszu, trwa i rozwija się. Niektórzy analitycy gospodarczy przepowiadają mu wręcz świetlaną przyszłość, jako jednego z 11 najszybciej rozwijających się państw świata (grupa „Next 11”). Czas pokaże, czy prognozy te okażą się prawdziwe.

Z okazji 70tej rocznicy powstania Islamskiej Republiki Pakistanu oddaję do rąk Czytelnika poniższy zbiór tekstów ukazujących przykładowe problemy strategiczne, z jakimi musi się borykać współczesny Pakistan. Wybór tematyki jest czysto subiektywny. Zebrane teksty dotyczą spraw bardziej lub może mniej znanych, a pokazujących w jak trudnym środowisku międzynarodowym przychodzi funkcjonować współczesnemu Pakistanowi i jego mieszkańcom. W zbiorze znajdują się także dwa rozdziały dotyczące relacji polskich z Pakistanem i jego zachodnim sąsiadem — Afganistanem.

W rozdziale pierwszym poddany został analizie indyjsko — pakistański konflikt o Kaszmir. Jest to chyba najbardziej znane wydarzenie z dziejów Subkontynentu Indyjskiego. Stanowi ważny punkt odniesienia, determinantę kształtującą politykę zagraniczną obydwu państw, a w szczególności Pakistanu. Swoista trauma wymusza na pakistańskich politykach działania zmierzające do równoważenia na ile to tylko możliwe indyjskiej potęgi militarnej. Na ten temat napisano wiele monografii i artykułów naukowych. Dlatego dla potrzeb niniejszego zbioru wybrano analizę z zakresu teorii stosunków międzynarodowych, ukazującą konflikt o Kaszmir z perspektywy realistycznej, kierując się sposobem myślenia zaproponowanym przez Kennetha Waltza i Johna Maersheimera.

Drugi rozdział poświęcony jest współpracy pomiędzy Pakistanem a Iranem w dziedzinie energetyki atomowej. Szczególnie ważna jest tu kwestia w jaki sposób tak stosunkowo biedne państwo jak Pakistan lat 70—80 zdołało wejść w posiadanie kosztownej technologii nuklearnej, która stała się podstawą jego potencjału obronnego. Pieniądze na jej rozwój oraz praktyczne zastosowanie wojskowe pozyskane zostały ze sprzedaży zarówno technologii jak i gotowych wirówek innym państwom, w tym sąsiedniemu Iranowi.

Rozdział trzeci to analiza jednego z najbardziej istotnych problemów gospodarczych, jaki stoi na przeszkodzie rozwoju ekonomii tego państwa, a więc kryzysu energetycznego i sposobów wyjścia z tej sytuacji. Pakistan szczególnie w sezonie letnim dotykają blackouty, utrudniające życie liczącej blisko 200 milionów ludzi populacji, oraz lokalnych przedsiębiorców. Jednym ze sposobów jest współpraca z północnym sąsiadem — Chińską Republiką Ludową, która w ramach programu Chińsko-Pakistańskiego Korytarza Ekonomicznego (będącego częścią tzw. Nowego Jedwabnego Szlaku) inwestuje także w infrastrukturę energetyczną Pakistanu.

Rozdział czwarty dotyczy społecznej percepcji polskiej obecności wojskowej w Afganistanie na początku XXI wieku. Jest to kwestia z pozoru nie związana z zasadniczym tematem niniejszego zbioru. Jednak to właśnie zaangażowanie w konflikcie afgańskim skupiało uwagę Polaków na regionie Azji Południowej. Kolejni prezydenci amerykańscy: Barrack Obama i Donald Trump w publicznych wystąpieniach wskazywali natomiast na bliski związek problemów Afganistanu i Pakistanu.

Rozdział piąty ukazuje natomiast historyczne związki Rzeczypospolitej Polskiej z Królestwem Afganistanu, sięgające lat międzywojennych. Wówczas nawiązaliśmy stosunki dyplomatyczne, a podpisana umowa o przyjaźni jest najstarszym tego typu aktem obowiązującym wciąż Polskę. Król Afganistanu gościł w naszym kraju, czego ślady można odkryć w archiwach i przedwojennej prasie.

W rozdziale szóstym zanalizowano zaangażowanie Chińskiej Republiki Ludowej w konflikcie w Afganistanie na tle szerszych geopolitycznych interesów tego nowego mocarstwa. Rola Chin w Afganistanie poprzez jego oddziaływanie na Pakistan może być zarówno konstruktywna, jak i potencjalnie destruktywna.

Rozdział siódmy dotyczy zaś pakistańskiej strategii bezpieczeństwa. W odróżnieniu od Indii, Islamabad nie wydaje zwartego dokumentu poświęconego tej problematyce. Dlatego tym bardziej warto zanalizować pakistański modus operandi na tle wypowiedzi polityków i wojskowych, by móc zrozumieć co kieruje rządem w Islamabadzie, a w szczególności sztabowcami w Rawalpindi.

Tytuł zbioru jest formą życzeń autora dla jego pakistańskich Przyjaciół. Mimo złośliwych „przepowiedni”, Islamska Republika Pakistanu istnieje i rozwija się. Miejmy nadzieję, że rok 2017 nie tylko kończy siedemdziesięciolecie istnienia, ale zaczyna wiele kolejnych dekad.

1. Konflikt indyjsko-pakistański w perspektywie koncepcji Kennetha Waltza i Johna Mearsheimera

Konflikt pomiędzy Indiami a Pakistanem, sprowadzany mylnie przez niektórych analityków do sporu o przynależność państwową prowincji Dżammu i Kaszmir, jest jednym z najdłużej trwających konfliktów po II wojnie światowej. Dlatego jest ciekawym polem dla analizy dla specjalistów od stosunków międzynarodowych. Poszukiwanie pokojowego i stałego jego rozwiązania zajmuje wielu przedstawicieli środowiska akademickiego na całym świecie. Bezskutecznie. Mimo tego, że spór ten szkodzi wizerunkowi Indii i Pakistanu, odstrasza część inwestorów, a zwłaszcza turystów, władze nie są w praktyce gotowe do na tyle daleko idących ustępstw, by go zakończyć i prawdopodobnie zasłużyć tym na pokojową nagrodę Nobla. Autor nie pretenduje do znalezienia odpowiedzi na pytanie: w jaki sposób doprowadzić do finalizacji tego trwającego już siódmą dekadę konfliktu. Ce lem poniższego tekstu jest spojrzenie na relacje indyjsko-pakistańskie przez pryzmat teorii realistycznych, a więc z wykorzystaniem przemyśleń dwóch wy- bitnych przedstawicieli tego kierunku: Kennetha Waltza i Johna Mearsheimera. Z uwagi na wymogi edytorskie, autor skupia się na najciekawszym z punktu widzenia bieżących wydarzeń okresie, a więc na wydarzeniach po roku 1998, kiedy obydwa państwa oficjalnie udokumentowały fakt posiadania broni nuklearnej poprzez prawie równoczesne dokonanie próbnych eksplozji. Wydarzenie to przewartościowało spojrzenie na sytuację w Azji Południowej, wzbudzając zainteresowanie problemem nie tylko „tradycyjnie” badających go specjalistów, ale także tak prominentnych myślicieli, jak wspomniani w tytule przedstawiciele realizmu. Nie musieli oni odkrywać żadnych nowych koncepcji. Wystarczyło jedynie twórczo dopasować do nowej sytuacji regionalnej to, do czego doszli przez lata analizy konfliktu Wschód-Zachód.

Konflikt indyjsko-pakistański jest też dowodem na to, jak bardzo mylili się idealiści, wierzący w nieuchronny „koniec historii” i naturalne zmierzanie ludzkości w stronę liberalnej demokracji, a wraz z nią — w stronę „świata bez wojen”, opartego na symbiozie i współpracy. Sytuacja w Azji Południowej pokazuje, że mimo oczywistych wydawałoby się argumentów przemawiających za pogłębianiem współpracy, oraz regionalnej integracji (np. w ramach SAARC czy ECO), trwa tam nieprzerwanie (choć z różnym natężeniem) konflikt zbrojny, który może się potencjalnie przerodzić w lokalną wojnę atomową.

Teorie realistyczne z samej swej istoty najlepiej nadają się do analizy konfliktów zbrojnych. Powstawały głównie w celu opisania stanu stosunków między- narodowych w okresie zimnej wojny, w szczególności starały się znaleźć uzasadnienie teoretyczne dla relacji pomiędzy równowagą sił, a nie przekształcaniem się relacji USA-ZSRR w otwarty konflikt zbrojny (w domyśle: wojnę z użyciem arsenałów nuklearnych). Jednakże można zauważyć, że koncepcje te są równie użyteczne do analizowania mniejszych, bardziej lokalnych konfliktów, w tym także konfliktu indyjsko-pakistańskiego. Odniesienia do tego przykładu można znaleźć zarówno u twórcy koncepcji realizmu strukturalnego, Kennetha Waltza, jak i twórcy realizmu ofensywnego, Johna Mearsheimera. Szczególnie teksty tego ostatniego badacza zasługują na uwagę, gdyż pozostaje on wciąż aktywnym naukowo teoretykiem i analitykiem stosunków międzynarodowych.

Przyczyn konfliktu indyjsko — pakistańskiego jest kilka. Większość z nich nie daje się opisać z punktu widzenia teorii realistycznych, gdyż dotyczy sfery aksjologicznej, a nawet religijnej. Wspólnoty hinduistyczna i muzułmańska koegzystowały obok siebie na Półwyspie Indyjskim od czasów średniowiecza. Sąsiedztwo to było oczywiście bardzo skomplikowane. Różnice związane z zasadami religijnymi, oraz przede wszystkim prawem konstytuującym funkcjonowanie wspólnot, np. w wymiarze prawa rodzinnego (poligamia muzułmanów i monogamia hinduistów), prawa spadkowego (kobiety muzułmańskie nie miały prawa do spadku), czy karnego (w islamie zeznanie kobiety tradycyjnie warte jest poło- wie zeznania mężczyzny) powodowały, że obie społeczności żyły niejako „obok siebie” a nie wspólnie. Dopiero Brytyjczycy, doświadczeni powstaniem Sipajów (1857, zwanym też pierwszą wojną o niepodległość) zaczęli upolityczniać te róż- nice tak, że przekształciły się w tzw. „konflikt komunalistyczny” (ang. communal conflict). Dzięki temu mogły kanalizować część społecznego niezadowolenia obcym panowaniem, antagonizując wzajemnie hinduistów i muzułmanów tak, by występować w roli arbitra w myśl zasady divide et impera.

Oczywiście takie działanie Londynu można uznać za czysty realizm, gdyż umożliwiało utrzymanie panowania nad Indiami jak najtańszym kosztem prawie przez kolejne stulecie. Skutkiem tej polityki było ogłoszenie w 1940 roku w mieście Lahore rezolucji, nazwanej później pakistańską, w której skupiająca większość wyznawców islamu Ogólnoindyjska Liga Muzułmańska zadeklarowała konieczność posiadania własnego państwa w przypadku, gdy Wielka Brytania zdecyduje się na nadanie Indiom niepodległości. Poza wspomnianym wcześniej czynnikiem religijnym, ważnym motywem dążenia do odrębności była dla wspierających Ligę zamożnych muzułmanów obawa przed lewicowym programem Indyjskiego Kongresu Narodowego, na czele którego stał nie kryjący swej fascynacji sowieckimi rozwiązaniami ekonomicznymi Jawaharlal Nehru. Brytyjczycy zdecydowali się uczynić zadość oczekiwaniom muzułmanów i powołać do życia państwo Pakistan. Liczyli przy tym na utrzymanie swoich wpływów choćby tylko w tym jednym dominium na Subkontynencie, jeśli Indie zdecydowałyby się na zbliżenie z Moskwą. Sam proces podziału Indii na dwa niezależne byty państwowe przebiegał w sposób bardzo gwałtowny i pociągnął za sobą ponad milion istnień ludzkich. Kolejne miliony ludzi straciły dorobek całego życia, zmuszone do emigracji do państw tworzonych przez ich współwyznawców. Emocje i traumy, jakie wówczas zostały ukształtowane, trwają do dziś stanowiąc poważny problem na drodze racjonalizacji bilateralnych stosunków i rozwiązywania konfliktów.

Skutkiem ubocznym procesu podziału Indii Brytyjskich jest trwający do dnia dzisiejszego konflikt o Kaszmir. Zapoczątkował go apel ostatniego wicekróla Indii, lorda Louisa Mountbattena do władców suwerennych formalnie księstw indyjskich (pozostających w zbliżonej do lennej zależności od Wielkiej Brytanii), o przyłączenie się do jednego z dwóch nowych dominiów. Maharadża Kaszmiru będąc hinduistą, panował nad zamieszkanym w większości przez muzułmanów księstwem. Od strony formalnoprawnej nie musiał podejmować decyzji o akcesji, ani też kierować się wolą swoich poddanych. Dla Pakistanu przyłączenie Kaszmiru było logicznym dopełnieniem realizacji koncepcji „państwa indyjskich muzułmanów”. Dla Indii zaś akcesja zamieszkanej w większości przez wyznawców islamu prowincji była ważna z punktu widzenia idei państwa świeckiego (a więc Indie jako państwo ludzi wyznających wiele religii, mówiących różnymi językami, a nie Hindustanu — domu dla hinduistów). Roz- poczętego w 1947 roku zbrojnego konfliktu nie udało się do dnia dzisiejszego rozwiązać, mimo toczonych trzech kolejnych otwartych wojen, oraz wielu mniej intensywnych konfliktów zbrojnych. Stopniowo pierwotne przyczyny sporu zaczęły zastępować te opisywane przez realistów: dążenie do dominacji w regionie Azji Południowej, będące częścią realizacji ambicji mocarstwowych (w przypadku Indii — przywództwo w Ruchu Państw Niezaangażowanych, w przypadku Pakistanu — zajmowanie znaczącej roli w świecie islamu i jego instytucjonalnej emanacji: Organizacji Konferencji Islamskiej).

Jednym z podstawowych założeń teorii realistycznych jest dążenie państw do osiągnięcia równowagi sił. Koncepcja na stała się jednym z głównych celów polityki pakistańskiej co najmniej od drugiej połowy lat 60. XX wieku (zwłaszcza za rządów Zulfikara Alego Bhutto, prezydenta Pakistanu w latach 1971–3 i premiera w latach 1973–7). Mniej więcej od tego samego okresu datować można otwarte dążenie Indii do hegemonii nad regionem (szczególnie widoczne było to w polityce premier Indiry Gandhi od roku 1966, jak również i jej następców).

Powszechnie uważa się, że momentem przełomowym dla nuklearyzacji Subkontynentu Indyjskiego była wojna indyjsko-pakistańska w roku 1971, która zakończyła się klęską militarną władz w Islamabadzie i utratą blisko połowy terytorium (powstało wówczas niepodległe państwo Bangladesz). Jednak dążenie do posiadania broni atomowej państwa te manifestowały znacznie wcześniej. Dla Indii motywującym czynnikiem było uzyskanie własnej broni nuklearnej przez Chińską Republikę Ludową w 1964 roku, a więc tuż po wygranej wojnie z Indiami w 1962 roku. Dążenie do zrównoważenia przewagi strategicznej północnego sąsiada było tu czynnikiem motywującym do zdobycia analogicznego oręża. Dlatego Indie nie przystąpiły do zawartego w 1968 roku Traktatu o Nierozprzestrzenianiu Broni Atomowej (NPT), przedstawiając go jako przykład myślenia neokolonialnego, różnicującego państwa na te, które są „lepsze”, bo mogące posiadać dowolne środki obrony własnych interesów i te „gorsze” („przypadkiem” kraje tzw. Trzeciego Świata), które muszą po- zostawać w dominacji tych pierwszych. Choć przesłanki, jakie przyświecały inicjatorom NPT były idealistyczne, to spotkały się z negacją ze strony Indii, argumentowaną również na gruncie idealizmu. Również ta retoryka była używana przez Delhi, gdy odnosiło się do perspektyw wejścia do traktatu: będzie to możliwe, jeśli wszyscy jego sygnatariusze (w tym pięciu stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ), zgodzą się na likwidację swoich arsenałów atomowych. Pakistan stosował do niedaw- na czysto realistyczną argumentację: może zrezygnować z broni atomowej wówczas, gdy to samo zrobią Indie, gdyż to posiadanie własnego programu nuklearnego przez wschodniego sąsiada było jedynym powodem prac nad nim także w Pakistanie.

Z punktu widzenia możliwości użycia teorii realistycznych do analizy konfliktu indyjsko-pakistańskiego, szczególnie interesujący jest okres lat 90. Zwłaszcza zaś wy- darzenia po roku 1998, kiedy to Pakistan dokonał pierwszej próby atomowej, tym samym „doganiając” Indie, posiadające własną broń tego typu od roku 1974. Wówczas na Półwyspie Indyjskim zapanowała względna równowaga sił. Jednakże trzeba tu zwrócić uwagę na pewne zasadnicze różnice sytuacji w Azji Południowej i w konflikcie Wschód — Zachód. Mianowicie w latach 70. XX wieku zarówno USA jak i ZSRR posiadały już potencjał MAD (Mutual Assured Destruct — możliwość wzajemnego i całkowitego zniszczenia), który był skutecznym środkiem odstraszania potencjalne- go agresora. Inaczej mówiąc: zarówno w Białym Domu jak i na Kremlu wiedziano doskonale, że eskalacja konfliktu aż do użycia posiadanego arsenału nuklearnego, do- prowadzić by mogła do całkowitej zagłady nie tylko mieszkańców supermocarstw, ale także być może całej ludzkości. Na tym tle możliwości Indii i Pakistanu prezentują się nad wyraz skromnie. Liczbę głowic, którymi dysponują Indie i Pakistan szacuje się odpowiednio na 90–110 i 100–120. Analitycy przyjmują, że potencjały nuklearne państw półwyspu umożliwiają zniszczenie od 10 do 15 miast nieprzyjaciela i zabicie od 1 do 1,5 miliona mieszkańców każdego z nich. Oznacza to, że nie ma mowy o skutecznym odstraszeniu przeciwnika groźbą całkowitego zniszczenia. Trzeba również zauważyć, jak niewielki odsetek populacji zostałby dotknięty skutkami ataku nuklearnego. Jednak- że wtórne skutki wojny nuklearnej na Subkontynencie Indyjskim prawdopodobnie byłyby zdecydowanie groźniejsze. Analitycy ostrzegają, że wywołany przez wybuchy jądrowe głód spowodowałby straty sięgające od miliarda do dwóch miliardów osób. Byłaby to zatem katastrofa nieporównywalna z żadną klęską, jaka do tej pory dotknęła ludzkość. Trzeba też pamiętać, że w Indiach aż 50 miast liczy powyżej miliona mieszkańców. W Pakistanie takich miast jest „zaledwie” osiem. Zatem pomimo pozornej, bo liczbowej, równowagi potencjałów atomowych, to uwzględniając dysproporcję w liczbach ludności i powierzchni, przewaga należy jednak do Indii. Przy obecnym układzie sił, w razie wojny nuklearnej, w której Delhi zdecydowałoby się użyć cały swój potencjał nuklearny (co jednak jest mało prawdopodobne z uwagi na konieczność zachowania potencjału odstraszania przeciwko Chinom), Pakistan stałby się prawdopodobnie pustynią, a Indie miałyby jeszcze znaczne obszary na których ludzie mogliby żyć i pracować. Z punktu widzenia koncepcji realistycznych, Azja Południowa jest więc nie- jako skazana na wyścig zbrojeń, gdyż u miejscowych polityków nie widać woli jego powstrzymania, a deklaracje ewentualnego rozbrojenia połączone są z warunkiem, że to samo uczynią także i inne państwa, w tym mocarstwa atomowe wymienione w traktacie NPT. I rzeczywiście, można obserwować występowanie tego zjawiska. Od początku lat 90. ubiegłego stulecia możemy obserwować ciągły wzrost zarówno pozostających w dyspozycji mocarstw głowic nuklearnych, jak i zasobów wysoko wzbogaconego plutonu, który może zostać użyty do produkcji kolejnych. Widoczne jest też wynikające z dokonanego wcześniej porów- nania dążenie Pakistanu do zdobycia i utrzymania takiej przewagi nuklearnej, by osiągnąć poziom minimalnego odstraszania potencjalnego przeciwnika.

Drugim „frontem” na którym odbywa się wyścig zbrojeń w Azji Południowej, jest walka o posiadanie nowoczesnych środków przenoszenia głowic, oraz o zdobycie możliwości wykonania drugiego uderzenia atomowego w odpowiedzi na atak nieprzyjaciela. Początkowo podstawowymi nosicielami głowic nuklearnych były w przypadku obydwu państw samoloty. Jednak jest to rodzaj broni relatywnie łatwy do wykrycia i zniszczenia w warunkach pola walki przełomu XX i XXI wieku. Dlatego systemy rakietowe uznaje się za bardziej skuteczne (choć teoretycznie nieco mniej celne, ale w przypadku broni masowego rażenia precyzja ataku traci na znaczeniu). Indie bazują na rodzimych projektach Agni i Prithvi, oraz rakiecie która ma być wystrzeliwana z okrętów podwodnych. Pakistan natomiast korzysta z doświadczeń chińskich (rakieta krótkiego zasięgu M-1), oraz północnokoreańskich (rakiety Taepo-Dong I i II, nazwane w Paki- stanie Ghiauri I i II), oraz własnym projekcie Ghiauri III. Możliwości zasięgu rakiet balistycznych posiadanych przez obydwie strony potencjalnego konfliktu umożliwiają rażenie celów na całym terytorium nieprzyjaciela. Jest to zatem jedyna sfera, w której udało się Pakistanowi uzyskać równowagę sił względem Indii. Pojawia się zatem istotne pytanie: czy na obecnym poziomie, na jakim znajdują się potencjały nuklearne Indii i Pakistanu, mamy do czynienia z równowagą sił? A także kolejne: czy to, że antagoniści posiadają broń atomową jest (jak chciałby to postrzegać John Mearsheimer), czynnikiem stabilizującym konflikt? Czy też przeciwnie: istnieje realna groźba jego przekształcenia w lokalną wojnę atomową? Optymistą w tej materii był też Kenneth Waltz, który twierdził, ż „państwa posiadające broń atomową, nie ważne jak irracjonalni byliby ich przywódcy, jak niestabilne byłyby ich rządy, nie dokonają ataku konwencjonalnego na inne państwa, zwłaszcza na państwa atomowe. Nawet atak konwencjonalny może łatwo wymknąć się spod kontroli i przekształcić się w wojnę atomową. W przypadku konfliktu konwencjonalnego, państwa obawiają się czy wygrają, czy przegrają. W razie wojny nuklearnej obawiają się czy przetrwają, czy zostaną unicestwione”.

Z punktu widzenia analizy konfliktu na subkontynencie indyjskim ważniejsze wydaje się inne zdanie amerykańskiego realisty: „Broń nuklearna zwiększa uwagę otoczenia. Spójrzmy na kryzys kubański, albo na zachowanie się Chin w czasie rewolucji kulturalnej”. Przykład konfliktu w rejonie Kargil (w Kaszmirze) w roku 1999 (a więc już rok po oficjalnym zamanifestowaniu swoich nuklearnych możliwości przez Pakistan), sfalsyfikował pierwszą część opinii Waltza. Dwa atomowe mocarstwa stoczyły ze sobą krótką wojnę, poważnie rozważając ewentualne użycie także i „ostatecznych środków”. Była to klasyczna wojna konwencjonalna, toczona w górzystym terenie z użyciem wojsk lądowych (w tym głównie jednostek specjalnych), ze wsparciem lotnictwa. Działania wojenne rozpoczął Pakistan, usiłując przejąć kontrolę nad strategicznymi wzgórzami, z których prowadził ostrzał drogi łączącej region Ladakh ze stolicą prowincji Srinagarem. Jednak zdecydowana odpowiedź Indii zmusiła agresora do wycofania się.

Należy wszakże zwrócić uwagę na drugą część wypowiedzi Waltza, która okazała się być jak najbardziej aktualna. Po raz pierwszy od blisko 25 lat konflikt indyjsko-pakistański zaangażował uwagę światowej dyplomacji, w tym zwłaszcza Stanów Zjednoczonych i to na najwyższym szczeblu: prezydenta Billa Clintona. Jest to tym bardziej istotne, że Indie i Pakistan w zawartym w Simla 3 lipca 1972 roku traktacie, kończącym formalnie wojnę, a dokładnie w jego art. 1 ustaliły, że wszelkie kwestie sporne będą rozwiązywane na drodze dwustronnych rokowań. Do tej pory Indie były bardzo pryncypialne jeśli chodzi o interpretację traktatu i odmawiały zgody na kierowanie sprawy do Rady Bezpieczeństwa ONZ, uznając że traktat wyraź- nie zabrania angażowania jakichkolwiek „czynników zewnętrznych” w rozstrzyganie sporów między nimi a Pakistanem. Tym razem rząd Atala B. Vajpaee prowadził bardziej skomplikowaną grę. Z jednej strony nie godził się na otwartą mediację USA (powołując się tradycyjnie na traktat z Simla), odmawiając przy- jęcia zaproszenia do złożenia wizyty w Waszyngtonie. Jednak z drugiej strony wspierał pomysł by prezydent Clinton spotkał się z premierem Pakistanu Nawazem Sharifem. Słusznie liczył, że naciski amerykańskie spowodują wycofanie się przeciwnika na pozycje zajmowane przed rozpoczęciem walk29.

Po raz kolejny Stany Zjednoczone zaangażowały się w wygaszenie konfliktu pomiędzy Indiami a Pakistanem w 2001 roku po ataku terrorystów islamskich na parlament w New Delhi, oraz w 2008 roku po atakach na hotele i posterunek policji w Bombaju. Wówczas udało się na drodze dyplomatycznej uniknąć eskalacji konfliktu. Jak więc widać, groźba przekształcenia się konfliktu indyjsko-pakistańskiego w wojnę atomową powoduje, że społeczność międzynarodowa (a zwłaszcza Stany Zjednoczone), wykazuje większe zainteresowanie każdym poważniejszym incydentem, który może prowadzić do eskalacji. Ta część tezy Kennetha Waltza jest zatem prawdziwa.

Bardziej pragmatyczny w swej diagnozie sytuacji na Subkontynencie jest John Mearsheimer. W eseju „India Needs The Bomb”, opublikowanym na łamach The New York Times w marcu 2004 roku przyjął fakt posiadania broni atomowej przez południowo-azjatyckich antagonistów za stan rzeczy, z którym należy się pogodzić. Wskazywał jednak na pewne warunki, jakie powinny zostać spełnione i spełnione zostały. Mianowicie zalecał wprowadzenie nowoczesnego systemu kontroli i dowodzenia. Do tej pory decyzje o użyciu broni atomowej mogły być podejmowane na szczeblu taktycznym. Jednak pod naciskiem społeczności międzynarodowej obydwa państwa utworzyły strategiczne dowództwa: noszą one identyczną nazwę National Command Authority (NCA). Należy zauważyć, że dopiero w 2005 roku zainstalowano bezpośrednie połączenie telefoniczne, tzw. „gorącą linię” między New Delhi a Islamabadem, dzięki któremu możliwe jest bezpośrednie komunikowanie się przywódców zwaśnionych państw w razie zaistnienia sytuacji konfliktowej. Warto przypomnieć, że to podstawo- we narzędzie zabezpieczające przed przypadkową eskalacją konfliktu, funkcjonuje między Waszyngtonem a Moskwą od 1962 roku, a więc od kryzysu kubańskiego, o którym wspomniał prof. Waltz.


Konkluzje

Oceniając perspektywy dalszego rozwoju sytuacji na Subkontynencie Indyjskim, można zauważyć że teorie realistyczne najlepiej odpowiadają na pyta- nie o kierunek tych zmian. Analogie z konfliktem Wschód-Zachód z okresu Zimnej Wojny są aż nadto widoczne. Różnice ideologiczne między Pakistanem a Indiami nie są jednak aż tak głębokie, jak między komunizmem sowieckim, a amerykańską demokracją. W obu państwach funkcjonują środowiska radykalne, które wprost nawołują do unicestwienia przeciwnika, ale ich głos nie ma wpływu na decyzje polityczne, czego dowodem może być rozsądna postawa prezydenta Vajpaee, stojącego na czele koalicji prawicowej, w skład której wchodzą także fundamentaliści hinduistyczni. Podobnie w Pakistanie, administracja potrafi stanowczo odcinać się od zamachów terrorystycznych dokonywanych przez islamskich radykałów, nawet w imię bliskich sercu większości Pakistańczyków haseł przyłączenia Kaszmiru do „ojczyzny indyjskich muzułmanów”.

Konflikt indyjsko-pakistański co prawda falsyfikuje optymistyczną tezę Kennetha Walta, że mocarstwa atomowe nie prowadzą ze sobą wojen, ale jednak jest dowodem na to, że społeczność międzynarodowa z większą uwagą i powagą traktuje konflikt między państwami, które posiadają broń nuklearną i są gotowe w pewnych okolicznościach jej użyć, niż ma to miejsce w przypadku konfliktów pomiędzy pozostałymi państwami.

Realizm nakazuje również pozbyć się złudzeń co do ewentualnego rozbrojenia atomowego: Indie i Pakistan widzą potencjał odstraszający posiadanej przez siebie broni, a więc są zainteresowane w jego rozbudowie, a nie ograniczaniu. Ponadto przykład Ukrainy i złamania przez Rosję tzw. „memorandum budapesztańskiego”, na mocy którego Kijów zrzekł się statusu mocarstwa atomowego, w zamian za (jak się okazało puste) gwarancje międzynarodowe dla swej integralności terytorialnej nie jest budujący.

Dla Indii i Pakistanu nie istnieje obecnie żadna alternatywa dla rozbudowy potencjałów atomowych i środków zabezpieczenia przed atakiem rakietowym. Jedynym rozsądnym działaniem, jakie może wobec tego podjąć społeczność międzynarodowa, jest zachęcanie stron do prowadzenia dialogu docelowo zmierzającego do rozwiązania problemu kaszmirskiego (o ile to jest w ogóle możliwe, ale to rozważanie wykracza poza formułę tego artykułu). Już same dyskusje bilateralne, wspierane przez mocarstwa, są pewnym optymistycznym sygnałem. Osiągnięcie przez Pakistan poczucia względnego, subiektywnego bezpieczeństwa, jakie daje równowaga sił, może być (w czym należy się zgodzić z Johnem Mearsheimerem) ważnym czynnikiem sprzyjającym stabilizacji sytuacji na Subkontynencie.

Zdaniem niektórych obserwatorów rozważanie to może być obarczone jednak pewnym istotnym potencjalnym błędem: nie zakłada możliwości przejęcia władzy w Pakistanie przez siły fundamentalistyczne (zbliżone ideologicznie do afgańskich i pakistańskich talibów), czy też przejęcie przez nie kontroli nad arsenałem nuklearnym Islamabadu. Wydaje się jednak, że zarówno czynniki wojskowe, jak i partie polityczne głównego nurtu pakistańskiej sceny politycznej są zbyt silne i zbyt zdeterminowane, by do tego „czarnego scenariusza” dopuścić. Podobnie ewentualne zwycięstwo wyborcze prawicowej koalicji BJP w Indiach nie musi oznaczać pogorszenia relacji bilateralnych, gdyż dotychczasowe do- świadczenia wskazują, że ugrupowanie to „zapomina” o swoich radykalnych hasłach zaraz po objęciu władzy w państwie.

2. Współpraca z Iranem w dziedzinie technologii nuklearnych

Współpraca irańsko-pakistańska, jako element szerszego problemu proliferacji broni atomowej, warta jest szczegółowej analizy. Postawiła ona pod znakiem zapytania przyjmowaną dotąd jako pewnik tezę, że państwa tzw. Trzeciego Świata nie mogą sobie pozwolić na wprowadzenie tej broni masowego rażenia do swoich arsenałów. Wykorzystanie taniej, znanej już od lat II wojny światowej technologii wirówkowej oraz współpraca firm prywatnych umożliwiły obejście procedur międzynarodowych, określonych w Układzie o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej. Powstały w ten sposób „nuklearny Wallmart” przyczynił się do przekazania technologii nuklearnej i rakietowej nie tylko do Iranu, ale także do Libii, czy Korei Północnej. Stawia to pod znakiem zapytania skuteczność systemu NPT. Nakazuje również pochylić się nad problematyką równowagi sił w ujęciu realizmu ofensywnego. W poniższym artykule autor analizuje proces pozyskiwania technologii nuklearnych przez Pakistan oraz przekazywania ich Iranowi. Przedstawia także możliwy rozwój sytuacji w przyszłości.

Przed rewolucją islamską 1979 roku stosunki pomiędzy Teheranem a Islamabadem można było określić jako przyjazne. Łączyła je współpraca wojskowa ze Stanami Zjednoczonymi w ramach Organizacji Paktu Centralnego (CENTO) oraz wspólna obawa przed wpływami komunistycznymi (choć w wypadku Iranu była ona zdecydowanie bardziej uzasadniona). Współpraca miała wielopłaszczyznowy charakter. Teheran udostępniał Pakistanowi surowce mineralne (ropę naftową i gaz ziemny) po preferencyjnych cenach w zamian za udział pakistańskich instruktorów w szkoleniu irańskich żołnierzy. Wspólnie zwalczano także separatyzm w podzielonym pomiędzy obydwa państwa Beludżystanie. Podczas wojen z Indiami w 1965 i 1971 roku, Pakistan otrzymał od Iranu pomoc militarną i finansową. W przypadku tego pierwszego konfliktu umożliwiło to przetrwanie pakistańskich sił zbrojnych do czasu zaangażowania międzynarodowej dyplomacji w jego zakończenie. Utrzymywanie dobrych relacji z zachodnim sąsiadem miało też szerszy aspekt strategiczny: dysponujący skromnymi środkami wojskowymi Pakistan nie może sobie pozwolić na wojnę na dwa fronty. Zatem sojusz lub choćby bliskie stosunki z Teheranem poprawiały trudną sytuację strategiczną względem Indii.

Stosunki bilateralne uległy gwałtownemu pogorszeniu w 1979 roku. Dla islamskiego rządu w Teheranie proamerykański Pakistan był postrzegany jako „sojusznik wielkiego szatana”, a także prześladowca lokalnych szyitów, za których protektora uważał się ajatollah Ruhollah Chomeini. Różnica stanowisk była tym lepiej widoczna, im bardziej pakistański rząd gen. Zia ul-Haqa angażował się w islamizację państwa w oparciu o sunnizm z silnymi wpływami salafickimi. Nałożył się na to konflikt ideologiczny o prymat w świecie islamu pomiędzy Iranem a Arabią Saudyjską, w którym Pakistan opowiedział się po tej drugiej stronie. Pakistańscy instruktorzy szkolili tym razem wojsko- wych z powiązanej z Rijadem Rady Współpracy Zatoki Perskiej. Stosunki Islamabadu z Teheranem pogorszyły się jeszcze bardziej w latach 90., kiedy to Pakistan wspierał radykalnie sunnickich talibów w Afganistanie. W mediach irańskich pojawiły się poważne oskarżenia o udział pakistańskich oficerów w walkach o Mazar-e-Sharif, podczas których splądrowany został irański kon- sulat generalny. Teheran natomiast doprowadził do zbliżenia z Indiami, co miało związek z poszukiwaniem rynków zbytu dla irańskiego gazu ziemnego przez państwo objęte amerykańskimi sankcjami ekonomicznymi. To zaś było postrzegane przez Islamabad jako strategiczne zagrożenie okrążeniem przez nieprzyjazne mu państwa.

Dążenie do posiadania skutecznych środków odstraszania potencjalnego agresora pojawiło się w obydwu stolicach mniej więcej w tym samym cza- sie, czyli w latach 70. Konieczność tę uzasadniano podobnie: brakiem wiary w zaangażowanie się USA w skuteczną pomoc dla ich azjatyckich sojuszników. Szczególną uwagę zwracano tu na potencjalne lokalne konflikty: odpowiednio z Irakiem i Indiami, w które Amerykanie nie chcieli się angażować. Wynikało to także z doświadczeń związanych z kompromitacją USA w Wietnamie. W tej nowej sytuacji geopolitycznej obydwa państwa zdecydowały się na poszukiwanie własnych środków skutecznego odstraszania potencjalnych agresorów, czyli możliwości pozyskania broni atomowej. Zarówno Iran, jak i Pakistan wybrały podobną drogę realizacji tych planów, czyli zakup tzw. technologii podwójnego zastosowania, które umożliwiłyby lokalnym specjalistom stworze- nie własnych instalacji atomowych. Nie było to aż tak trudne, gdyż w świadomości Zachodu funkcjonowała pewność, że program nuklearny jest przedsięwzięciem bardzo drogim, a więc niedostępnym dla państw rozwijających się. Podejmowano jedynie pewne kroki utrudniające pozyskanie technologii opartej bezpośrednio o zastosowanie plutonu, co skierowało uwagę zarówno irańskich, jak i pakistańskich specjalistów w stronę uranu. Było to tym łatwiejsze, że obydwa państwa posiadają na swoim terytorium złoża rudy tego metalu. Iran znajdował się jednak w trudniejszej sytuacji, gdyż jako bliski sojusznik USA 1 listopada 1968 roku podpisał (a rok później ratyfikował) Układ o nie- rozprzestrzenianiu broni jądrowej (Non-proliferation Treaty, NPT). Pakistan nie zde- cydował się na podjęcie tego poważnego zobowiązania. Zmianę stanowiska uzależniał od tego czy Indie podpiszą Traktat, czy też nie (nota bene w 2010 roku nastąpiła kolejna zmiana zdania Islamabadu, który obecnie odrzuca możliwość podpisania NPT, chyba że zostanie on zmieniony w ten sposób, by Pakistan został w nim uznany za mocarstwo atomowe; w przeciwnym wypadku ratyfikacja oznaczałaby konieczność likwidacji własnego arsenału nuklearnego, na co Islamabad godzić się nie zamierza). Jednakże stworze- nie reżimu nonproliferacyjnego o charakterze uniwersalnym spowodowało konieczność zakamuflowania prac nad bronią nuklearną. Wykorzystano przy tym zapisy samego Traktatu, którego art. IV gwarantował państwom prawo do korzystania z energetyki atomowej w celach pokojowych. Z drugiej zaś strony rząd w Islamabadzie nie ukrywał specjalnie swoich intencji. Podczas spotkania z fizykami pakistańskimi ówczesny szef rządu Zulfikar Ali Bhutto wypowiedział słynne zdanie, że „Pakistan będzie mieć broń atomową, choćby jego mieszkańcy mieli jeść trawę albo liście”. Istotnym momentem, który przyspieszył prace nad pakistańskim programem nuklearnym była próbna eksplozja jądrowa, którą przeprowadziły w 1974 roku Indie pod kryptonimem „uśmiechnięty Budda”. W ten sposób New Delhi uzyskało znaczącą przewagę strategiczną na subkontynencie indyjskim. To zaś skłoniło Pakistan do intensyfikacji własnych prac nad bronią masowej zagłady.


Zarys historii pakistańskiego programu nuklearnego

Pierwsze pomysły budowy potencjału nuklearnego pojawiły się w Pakistanie już na początku jego państwowości. O konieczności zaangażowania się w program atomowy wspominał już założyciel państwa Mohammad Ali Jinnah. Jednakże pierwsze poważne kroki na drodze do budowy instalacji nuklearnej podjęto w 1955 roku. Wówczas pakistańscy delegaci wzięli udział w konferencji międzynarodowej dotyczącej pokojowego użycia energii nuklearnej, która odbyła się w Genewie. W tym samym roku utworzona została Pakistańska Komisja Energii Atomowej (Pakistan Atomic Energy Comission — PAEC). Pod jej auspicjami powstał zaś w Karaczi Instytut Energii Atomowej i Badań Nuklearnych. Kolejnym krokiem po powołaniu Narodowego Dowództwa Nuklearnego było wykorzystanie istniejących możliwości prawnych dla zdobycia własnych zasobów materiałów rozszczepialnych i szkolenia kadry naukowo-technicznej. Umożliwiło to uzyskanie od USA w 1955 roku war- tej 350 000 USD technologii. W 1957 roku w jego ramach powstał pierw- szy doświadczalny reaktor atomowy, zakupiony od Kanady w ramach współ- pracy pomiędzy firmą CABDU a Pakistańską Komisją Energii Atomowej. Drugi, bardziej zaawansowany, powstał w tym samym miejscu w 1972 roku. Urządzenie to pozostawało pod ścisłą kontrolą Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA), co uniemożliwiało wykorzystanie jego paliwa do celów militarnych, a środki na jego zakup pochodziły z programu ONZ „Atom for Peace”. Mogło ono produkować zaledwie 10 kg plutonu rocz- nie. Miało moc jedynie 120 MW. Jednakże dawało szansę przeszkolenia personelu, który później brał udział w projekcie budowy broni atomowej. W pracach nad tą zaawansowaną technologią wykorzystywano umiejętności zdobyte przez pakistańskich uczonych na brytyjskich uniwersytetach. Warto tu wymienić fizyka jądrowego prof. Abdusa Salama (absolwent Cambridge, współpracownik Roberta Oppenheimera i Hansa Bethego — twórców projektu Manhattan, laureat nagrody Nobla w dziedzinie fizyki z 1979 roku), dra Ishrata Hussaina Usmaniego (ucznia laureata nagrody Nobla z 1948 roku w dziedzinie fizyki prof. Patricka Blacketta oraz prof. George’a Pageta Thomsona, również noblisty z 1937 roku w dziedzinie fizyki) oraz dra Ishfaqa Ahmada (odbywał studia doktoranckie w Montreal Laboratories, gdy uczestniczyły one w pracach nad Projektem Manhattan, później wykładał na Uniwersytecie Paryskim oraz pracował w Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych CERN). Ludzie ci zachęcali młodych dobrze zapowiadających się fizyków pakistańskich do podejmowania studiów w najlepszych europejskich i amerykańskich ośrod- kach naukowych, by później móc wykorzystać ich wiedzę w kraju. W tym celu 21 grudnia 1965 roku powołano do życia kolejny ośrodek naukowy — Pakistański Instytut Nauki i Technologii Atomowej (ang. Pakistan Institute of Nuclear Science and Technology — PINSTECH).

Pomimo zaangażowania w proces badawczy i rozwojowy osób o doskonałej reputacji na Zachodzie, szczególnie Stany Zjednoczone wykazywały daleko idącą podejrzliwość co do prawdziwych intencji, jakie przyświecały pakistańskim uczonym. Dlatego zablokowano zakup od Francji planów potrzebnych do budowy zakładów utylizacji odpadów nuklearnych, które mogłyby posłużyć do produkcji komponentów do broni atomowej (ostatecznie zakłady takie powstały w mieście Chashma, ale z pomocą Belgów, którzy nie ulegli naciskom ze strony USA). Warto zauważyć, że w tym samym czasie nie wyrażano żadnych obiekcji wobec podobnych zakupów dokonywanych przez Indie. Przyjęty w 1968 roku NPT praktycznie zablokował Pakistanowi możliwość legalnego zakupu technologii militarnych lub za takie uznanych przez ekspertów IAEA. To zaś spowodowało, że proces pozyskiwania technologii atomowych musiał „zejść do podziemia”, jeśli rząd w Islamabadzie nadal zamierzał go kontynuować.

Pakistan bardzo krytycznie odnosi się do NPT, którego przyjęcie oznaczałoby dla Islamabadu likwidację zdobytego kosztem wielkich wyrzeczeń arsenału. W zależności od międzynarodowej koniunktury różnie uzasadnia odmowę jego podpisania i ratyfikacji. Najczęstszym argumentem jest odmowa jego przy- jęcia przez Indie — głównego przeciwnika militarno-politycznego Pakistanu. Jest to wyrazem traumy, jaką mają politycy w Islamabadzie względem swego większego i pod każdym względem silniejszego sąsiada. Podnoszone są przy tym często neorealistyczne argumenty o wartości atomowego odstraszania jako kluczowego elementu gwarantującej pokój równowagi sił.

Czasami pojawia się także odwołanie do haseł idealistycznych, czego wyrazem jest poparcie dla idei powszechnego rozbrojenia, przy czym Pakistańczycy skupiają się głównie na kwestii likwidacji arsenału indyjskiego. Niektórzy zaś politycy, głównie związani z lewicową Pakistańską Partią Ludową, podnoszą podobny do indyjskiego argument, że NPT narusza fundamentalną dla Karty Narodów Zjednoczonych zasadę suwerennej równości państw, gdyż przyznaje pew- nej zamkniętej grupie monopol na posiadanie broni umożliwiającej całko- wite zniszczenie lub zadanie poważnych strat potencjalnemu przeciwnikowi. Według tego rozumowania NPT jest swoistym wyrazem neokolonializmu, któ- remu przeciwstawiają się państwa rozwijające się, w tym i Pakistan. Dlatego też zdaniem zwolenników tej argumentacji traktat należy odrzucić zastępując go układem o powszechnym rozbrojeniu.

Kluczową rolę w procesie omijania międzynarodowych ograniczeń proliferacyjnych odegrał dr Abdul Qadir Khan, który wykradł technologie wzbogacania uranu metodą wirówkową z zakładów w holenderskim mieście Almelo, należących do europejskiego konsorcjum Urenco, zajmującego się produkcją urządzeń potrzebnych do wzbogacania uranu na potrzeby niemieckiej energetyki atomowej. Były to lata 70., a więc okres gdy zachodnie służby specjalne skupiały się bardziej na ochronie kontrwywiadowczej przed infiltracją ze strony bloku wschodniego oraz lewackich grup terrory- stycznych o rodzimej proweniencji, niż przybyszami z islamskich państw Azji. Zwłaszcza takich jak dr Khan, którzy mieli pochodzące z Zachodu żony (pani Khan jest Holenderką), prowadzili zachodni tryb życia oraz wydawali się nie wykazywać żadnego zainteresowania kontaktami ze starą ojczyzną. Zakładano również, że nowoczesna technologia, jaką jest broń nuklearna, jest poza ekonomicznym i technologicznym zasięgiem państw rozwijających się takich jak Pakistan.

Dr A.Q. Khan z zawodu był metalurgiem, a nie fizykiem jądrowym. Był stypendystą koncernu Siemens. Stopień doktora otrzymał w Karaczi. Później kontynuował naukę na wydziale metalurgii na Politechnice Berlińskie (w Berlinie Zachodnim) oraz otrzymał doktorat z metalurgii na Katolickim Uniwersytecie w Leuven. Następnie podjął pracę w Laboratoriach Atomowych w Amsterdamie, gdzie jako metalurg uczestniczył w pracach nad udoskonalaniem wirówek służących do wzbogacania uranu. Polecony przez swojego promotora prof. Martina Barbersa, został zaangażowany do pracy w europejskim koncernie Urenco. Dostęp do tajnych materiałów tej firmy uzyskał dzięki biegłej znajomości języka niemieckiego (po niemiecku napisał swoją pracę doktorską) i holenderskiego, z których dokonywał przekładów dokumentacji technicznej. Cenne informacje kopiował i za pośrednictwem brata przekazywał do Islamabadu. Przerażająca w tym kontekście jest niefrasobliwość departamentu ochrony Urenco oraz holenderskiego kontrwywiadu: dr Khan swobodnie wynosił tajną dokumentację techniczną do domu, gdzie miał możliwość jej fotografowania. Jego częstymi gośćmi byli pracownicy pakistańskiej ambasady w Hadze, co przez długi czas nie wzbudzało niczyich podejrzeń. Kiedy już zainteresowano się jego działalnością, to obserwację przeprowadzono tak nieudolnie, że dr Khan zdołał nie niepokojony wraz z rodziną udać się do Pakistanu. Za swoją działalność już po ucieczce Khan został zaocznie skazany przez holenderski sąd. W Pakistanie zaś do dziś jest bohaterem narodowym. Dzięki jego działalności Islamabad uzyskał nowoczesną jak na owe czasy technologię, która została użyta do budowy zakładów wzbogacania uranu w Kahuta pod Islamabadem (Engineering Research Laboratories, dziś noszących imię dra Khana). Po zainstalowaniu się w kraju dr Khan rozpoczął zakup potrzebnych komponentów. Ponieważ traktat NPT uniemożliwiał transfer gotowych technologii na poziomie współpracy pomiędzy państwami, dr Khan postanowił działać pod przykryciem prywatnej firmy zarejestrowanej w Dubaju (Zjednoczone Emiraty Arabskie). Kupowała ona potrzebne elementy nie u bezpośrednich producentów, lecz u podwykonawców. Proceder ten został w 2004 roku nazwany przez ówczesnego szefa MAEA Mohameda El Baradei „Nuklearnym Wallmartem”, w nawiązaniu do nazwy popularnej amerykańskiej sieci handlowej. Wykorzystywał przy tym kontakty, jakie nawiązał jeszcze za czasów studenckich w Niemczech i Holandii. Jego koledzy z akademickiej ławy byli już wówczas pracownikami (często wysoko postawionymi) licznych europejskich firm produkujących komponenty do wirówek. Podzespoły elektroniczne były zaś zamawiane w Malezji, która posiadała wówczas bardzo liberalne przepisy chroniące transfer tzw. „technologii podwójnego zastosowania”. W ten sposób pomysłowość dra Khana pomogła ominąć ograniczenia traktatowe NPT. Dopiero obserwacja tych doświadczeń pozwoliła społeczno- ści międzynarodowej w jakiś sposób uszczelnić system tak, by naśladowcy Pakistańczyków mieli znacznie utrudnione zadanie. Całkowite zablokowanie transferów „wrażliwych technologii” jest jednak prawdopodobnie niemożliwe do realizacji, gdyż niektóre komponenty mają szerokie zastosowanie np. w przemyśle lotniczym czy medycznym. Dzięki rozwojowi nowoczesnej i precyzyjnej metalurgii Pakistan niejako „przy okazji” stał się ważnym producentem stali chirurgicznej oraz wykonywanych z niej narzędzi stomatologicznych i mikrochirurgicznych.


Pakistan a proliferacja broni nuklearnej

Kluczową rolę w procesie dostosowania wzbogaconego uranu do użycia jako ładunku głowic jądrowych odegrały datujące się na początek lat 60. kontakty z Chińską Republiką Ludową (ChRL). Współpraca ta miała charakter „wymiany barterowej”. Chińczycy uzyskali dostęp do nowoczesnego reaktora nuklearnego KANUPP w Karaczi. Dzięki temu mogli skopiować technologie niedostępne dla nich w ramach ograniczeń narzucanych przez COCOM (Komitet Koordynacyjny Wielostronnej Kontroli Eksportu). W zamian za to w 1980 roku Pakistan otrzymał kompletne plany konstrukcji bomby nuklearnej CHIC-4, które stały się podstawą do skonstruowania własnych bomb, a także głowic rakietowych. Chiny sprzedały również Pakistanowi rakiety krótkiego zasięgu M11, które obok samolotów stały się głównymi nosicielami głowic nuklearnych. Były one znaczącym wkładem technologicznym do rodzimego programu rakietowego, prowadzonego w ramach instytutu SUPARCO (Komisja Badań Przestrzeni Kosmicznej i Górnych Warstw Atmosfery), na czele którego stał na początku polski oficer — gen. Władysław Turowicz.

Rozwijanie technologii nuklearnej, nawet w oparciu o proste rozwiązania, jest bardzo kosztowne, zwłaszcza dla państwa tak ubogiego jak Pakistan. Z tego względu już na początku prac nad rozwojem tej broni zdecydowano o współpracy z innymi państwami, a właściwie o możliwości sprzedawania zdobytej wiedzy i doświadczeń. Pierwsze rozmowy z Iranem podjęte zostały pod koniec lat 80. W 1987 roku zostało zawarte tajne porozumienie pomiędzy Pakistańską Komisją Energii Atomowej a jej irańskim odpowiednikiem — Irańską Organizacją Energii Atomowej. Rozmowy prowadzone były w Dubaju i dotyczyły wymiany naukowo-technicznej oraz konsultowania zdobytych już doświadczeń. Negocjowano także porozumienie dotyczące sprzedaży 2000 gotowych wirówek typu P-1 wraz z częściami zamiennymi. Zdecydowano również o sprzedaży dokumentacji technicznej zakładów wzbogacania uranu. Ówczesne władze Pakistanu, a szczególnie prezydent gen. Zia ul-Haq, prawdopodobnie posiadały wiedzę o kontaktach dra A.Q. Khana z Iranem i nie stawiały większych przeszkód poza ogólnym zaleceniem, by Teheran nie mógł wyprodukować własnej bomby w „najbliższym czasie”. Widać tu więc dwa podejścia do problemu proliferacji: pragmatyczne (związane z koniecznością pozyskiwania funduszy na własne badania i wdrażanie ich efektów) oraz strategiczne (obawa przed przedwczesną „nuklearyzacją” sąsiada, z którym Pakistan w tamtym czasie znajdował się w ideologicznym konflikcie). Teheran szczególnie naciskał na Islamabad w celu przyspieszenia negocjacji i wcielania w życie ich efektów w czasie trwania wojny irańsko-irackiej (1980—1988). Jednakże konieczność utrzymywania bliskich relacji z USA powodowała, że prezydent Zia nie mógł zgodzić się na tak bliską współpracę z sąsiadem. Z drugiej strony jednak Pakistan mimo amerykańskich nacisków nie poparł też wówczas Saddama Husajna. W tym samym czasie dr Khan, ku zaskoczeniu pakistańskich polityków, ogłosił w mediach, że Pakistan w bardzo krótkim czasie może mieć pierwszą własną głowicę nuklearną. Z punktu widzenia powodzenia pakistańskiego programu nuklearnego oraz współpracy wojskowej z USA było to bardzo groźne. Obowiązywała bowiem przyjęta przez Kongres tzw. poprawka Presslera, nakładająca na prezydenta obowiązek monitorowania czy Pakistan prowadzi prace nad bronią atomową. Brak prezydenckiego certyfikatu oznaczałby automatyczne wprowadzenie embargo gospodarczego, w tym zwłaszcza na dostawy sprzętu wojskowego. Jednakże z powodów czysto politycznych (czy geostrategicznych) aż do końca obecności sowieckiej w Afganistanie kolejni prezydenci USA takowe certyfikaty wystawiali, pomimo oczywistych faktów potwierdzających istnienie pakistańskiego programu atomowego. W zasadzie dopiero próbna eksplozja z 1998 roku stała się koronnym dowodem na jego istnienie, choć już przeprowadzona w 1983 roku tzw. „zimna eksplozja” (a więc bez użycia materiału rozszczepialnego) była poważną poszlaką. Istotnym okresem we współpracy irańsko-pakistańskiej były lata 90. Wówczas w Pakistanie występowało zjawisko swoistej dwuwładzy: funkcję premiera sprawowali cywilni politycy, ale pewne sfery polityki zagranicznej znajdowały się de facto poza ich kontrolą, w rękach sił zbrojnych. Do tych głównych kierunków należał problem Kaszmiru, sytuacja w Afganistanie oraz kwestia prac nad bronią nuklearną (w tym także proliferacja technologii). Stojący wówczas na czele pakistańskiej armii gen. Aslam Beg był zwolennikiem współpracy z Iranem celem budowy głębi strategicznej w razie przyszłego konfliktu z Indiami. Istotnym jej elementem miał być transfer technologii nuklearnej. Był to okres, gdy po wycofaniu się wojsk sowieckich z Afganistanu Pakistan stracił znaczenie strategiczne dla Stanów Zjednoczonych. Stawiało to go w próżni strategicznej wobec potencjalnego zagrożenia indyjskiego. Celem, do jakiego dążył gen. Beg, mogło być nawet podpisanie traktatu o wzajemnej obronie, którego stroną mógłby według jego koncepcji być także Afganistan. Doraźną korzyścią miały być dla Pakistanu dostawy taniego gazu ziemnego i ropy naftowej, a także broni i amunicji. Nota bene nie była to jedyna egzo- tyczna koncepcja gen. Bega. Jego plan strategiczny zakładał użycie terytorium Afganistanu jako głębi strategicznej w przypadku otwartej wojny z Indiami. Armia pakistańska miała się tam wycofać, by przygotować i przeprowadzić kontratak. Zatem proliferacja obok czysto ekonomicznego zyskiwała teraz strategiczne uzasadnienie. Dr Khan w spisanych podczas pobytu w areszcie domowym wspomnieniach przywołuje spotkania pomiędzy gen. Begiem a irańskim admirałem Alim Shamkhanim (minister obrony w latach 1997- 2005, obecnie sekretarz Najwyższej Rady Bezpieczeństwa), podczas których miał obiecać sprzedaż Iranowi technologii nuklearnej. Później zaś doradca do spraw bezpieczeństwa premier Benazir Bhutto, adm. Iftikhar Ahmed Sirohey, miał doradzać swojej przełożonej, aby nie przeszkadzać w wywiązywaniu się z zobowiązań zaciągniętych przez gen. Bega. Jednakże podczas spotkania z prezydentem Iranu Chaszemi Rafsandżanim w 1999 roku premier odmówiła sprzedaży technologii nuklearnej za sumę około 4 mld USD, mimo iż jej irański gość powołał się na wcześniejsze ustalenia w tej sprawie poczynione z gen. Begiem. Sama premier Bhutto w licznych wywiadach twierdziła, że nie miała pojęcia o aktywności dra Khana, a informacje o stanie programu atomowego i kontaktach z Teheranem otrzymywała od kolejnych ambasado- rów USA. Może być to dowodem wskazującym na nieufność władz wojskowych wobec cywilnego premiera, albo też jest to jedynie obrona wizerunku pierwszej kobiety na stanowisku premiera państwa islamskiego. Francuski analityk problemów proliferacyjnych Bruno Tertrais twierdzi jednak, że pani premier o wszystkim wiedziała, była gotowa sfinalizować tę transakcję, jednak ugięła się pod naciskiem amerykańskich dyplomatów. Miało to być przyczyną jej odsunięcia z urzędu przez ówczesnego prezydenta, wspieranego przez wojsko. Oficjalnym powodem jej zdymisjonowania okazały się być zarzuty korupcyjne, których jednak nigdy nie udowodniono przed sądem.

Wspomniana wcześniej poprawka Presslera nie okazała się skuteczną zaporą dla pakistańskiego programu nuklearnego. Jej pozostawanie w mocy mimo trwającego procesu demokratyzacji państwa oraz poparcia przez Islamabad amerykańskiej interwencji w Iraku w 1991 roku przyczyniło się do wzrostu nastrojów antyamerykańskich w Pakistanie. Jej „ubocznym skutkiem” było to, że zdeterminowany do pozyskania skutecznej siły odstraszającej indyjskiego agresora Pakistan tym silniej zaangażował się w poszukiwanie środków na finansowanie programu atomowego. Iran był zaś jednym z potencjalnych odbiorców. Na podstawie zawartego porozumienia sprzedano do Teheranu 500 wirówek starszego typu P-1. Dostarczono również zapasowe aluminiowe korpusy do tych urządzeń, które w Pakistanie były wycofywane z użytkowania jako przestarzałe. Zastępowano je już wówczas nowocześniejszymi, bardziej precyzyjnymi korpusami ze stali wysokiej jakości. Przy okazji Pakistan uzyskał technologie przydatne do wytwarzania wysokiej jakości narzędzi chirurgicznych i stomatologicznych.

Amerykańscy analitycy wywiadowczy początkowo lekceważyli informację o tej transakcji, uważając, że Iran otrzymał przestarzały, używany, a więc raczej bezużyteczny sprzęt. Według wywiadu amerykańskiego rozczarowani Irańczycy mieli zwrócić swoje zainteresowanie w kierunku republik postradzieckich. Okazało się jednak, że wywiad amerykański nie miał kompletnej wiedzy co do skali i charakteru współpracy irańsko-pakistańskiej. W 1995 roku doszło prawdopodobnie do sfinalizowania transakcji sprzedaży dokumentacji technicznej nowej generacji wirówek P-2 (wzorowanych na rozwiązaniach niemieckich G-2), wykorzystujących wcześniej wspomniane korpusy stalowe. Według niektórych źródeł Irańczycy mieli otrzymać od dra Khana jedną lub nawet kilka gotowych wirówek, co przyspieszyłoby prace nad konstrukcją własnych w Iranie. Porównując zastosowane rozwiązania techniczne oraz zdjęcia satelitarne można zauważyć znaczące podobieństwo irańskiego reaktora w Khushab oraz zakładów wzbogacania uranu w Natanz do pakistańskiego ośrodka naukowego Khan Research Laboratories w Kahuta pod Islamabadem. B. Tertrais przywołuje interesujący epizod z negocjacji pakistańsko-amerykańskich, podczas których gen. A. Beg miał szantażować rozmówców możliwości sprzedaży technologii nuklearnej Iranowi. Jednak w bezpośrednich rozmowach z Irańczykami generał miał odmówić sprzedaży gotowych bomb atomowych. Negocjacje zakończono jedynie deklaracją woli dalszej współpracy naukowo-technicznej w zamian za poparcie dla pakistańskiego stanowiska w sprawie Kaszmiru. Według informacji, jaką podali irańscy dysydenci z Narodowej Rady Oporu (National Council of Resistance of Iran — NCRI), Pakistan miał sprzedać Iranowi „pewną ilość” uranu w celach badawczych, lecz nie była ona wystarczająca do wyprodukowania nawet jednej niewielkiej głowicy atomowej. Trudno jednak uznać to źródło za jednoznacznie wiarygodne, gdyż członkowie tej organizacji są zainteresowani w przedstawianiu rządzących obecnie Iranem w jak najgorszym świetle. Okoliczności, w jakich pakistańskie wirówki znalazły się w Iranie nie są do końca wyjaśnione. Według jednej z wersji miały tam zostać dostarczone za pośrednictwem prywatnej firmy, zarejestrowanej na Sri Lance, a należącej do Buhary Sayeda Abu Tahira Scomiego (podpisującego się jako Mr Tahir), a mającego swoją siedzibę w Dubaju. W finalizowaniu transakcji miał też uczestniczyć aresztowany w 2003 roku zastępca dra Khana — dr Mohammed Farooq. Był on odpowiedzialny w Khan Research Laboratories za kontakty międzynarodowe, w tym między innymi za zakup od Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej (KRL-D) rakiet typu Nodong II. Firma ze Sri Lanki posłużyła także jako przykrywka dla dokonania przez Pjongjang zamówienia precyzyjnych pierścieni używanych w wirówkach od ich producenta w Malezji. Pakistan nie posiadał tak zaawansowanej technologii, dlatego musiał zamówić wykonanie tej usługi za granicą. Ówczesne malezyjskie prawo było bardzo liberalne jeśli chodzi o sprzedaż technologii podwójnego zastosowania. Oficjalnie pierścienie te miały być wykorzystane w silnikach lotniczych. Do dziś pozostaje niewyjaśniona kwestia czy dr Khan sprzedał Iranowi jedynie wirówki oraz ich dokumentację techniczną, czy także technologię produkcji głowic nuklearnych. Poważną poszlaką świadczącą o tym, że istnieje taka możliwość, jest kazus Libii. W 2003 roku ówczesny przywódca tego kraju Muammar Kaddafi zdecydował się na pełną współpracę z MAEA. Było to związane z chęcią normalizacji stosunków ze Stanami Zjednoczonymi, co wymagało rezygnacji z aspiracji nuklearnych. Wiązało się to z obowiązkiem wpuszczenia do Libii inspektorów MAEA oraz przekazanie im całości posiadanej dokumentacji technicznej. Podczas wizytacji ośrodka znajdującego się w okolicach Trypolisu kierowana przez Fina Olli Heinonena grupa inspektorów znalazła podzespoły posiadające oznakowania pakistańskie. Libijczycy ujawnili również sieć powiązań z firmami zarejestrowanymi lub posiadającymi swoje siedziby w Dubaju, a które miały takie same jak dr Khan kontakty międzynarodowe, między innymi w Malezji. Porównanie urządzeń pozyskanych od Libijczyków z tymi, jakie widziano w laboratorium w Natanz wskazało jednoznacznie na to samo źródło pochodzenia: Khan Researach Laboratories. W opublikowanym 24 lutego 2004 roku raporcie eksperci MAEA stwierdzili, że podzespoły (w tym wirówki P-1) irańskie zostały wykonane przy użyciu tych samych technologii, co libijskie. Dowody te pozwoliły na uprawdopodobnienie hipotezy, że mimo stanowczych zaprzeczeń Teheranu również dokumentacja do wirówek P-2 pochodziła z Pakistanu. W efekcie Stany Zjednoczone zażądały od Islamabadu wyjaśnień, ujawnienia okoliczności współpracy z Teheranem oraz roli, jaką rzeczywiście odgrywał dr A.Q. Khan. Sytuacja była dla Pakistanu bardzo poważna. Dobre relacje z Waszyngtonem wymagały podjęcia zdecydowanych działań, a przynajmniej takich, które dobrze wypadłyby w mediach. Z drugiej strony w interesie Pakistanu nie leżało ujawnienie całej siatki powiązań dra Khana, by nie stracić wiarygodności w oczach obecnych i potencjalnych przyszłych kontrahentów. Przyjęto także linię obrony polegającą na założeniu, że ani władze cywilne, ani wojskowe nie wiedziały o procederze proliferacyjnym naukowca. Ponadto tracący popularność prezydent Pervez Musharraf musiał się liczyć z wielkim szacunkiem, jakim „pakistańska ulica” darzyła dra Khana. Był on bowiem uważany za bohatera narodowego — „ojca pakistańskiej bomby atomowej”. Wybrano rozwiązanie, które pozwalało władzom państwowym zachować twarz, jednocześnie nie szkodząc image naukowca. Dr Khan 18 marca 2004 roku wystąpił na żywo w pierwszym programie pakistańskiej telewizji publicznej i wygłosił oświadczenie, w którym przyznał się do prowadzenia działalności proliferacyjnej. Swoje działanie tłumaczył motywami religijnymi: stwierdził, że dzięki niemu cała wspólnota muzułmańska (umma) uzyskała technologię skutecznego odstraszania potencjalnych agresorów. Stwierdził jednak, że działał z własnej inicjatywy bez wiedzy, a co dopiero zgody, władz państwowych czy wojskowych. Na czynnik ideologiczny jako przyczynę zaangażowania naukowca w rozprzestrzenianie technologii nuklearnej wskazy- wał także M. El Baradei, ówczesny przewodniczący MAEA. Następnego dnia dr Khan został umieszczony w areszcie domowym, z którego wyszedł w lutym 2009 roku. Warto zauważyć, że była nim luksusowa willa w centrum Islamabadu. Rok wcześniej złożył medialne oświadczenie, w którym stwierdził, że prezydent P. Musharraf, jak i Benazir Bhutto doskonale wiedzieli o jego procederze i w całości go aprobowali. Być może miało to jakiś związek z dalszymi planami życiowymi. Po opuszczeniu aresztu próbował bowiem zaist- nieć na scenie politycznej. W 2012 roku utworzył partię Tehreek-e-Tahaffuz Pakistan (Ruch na rzecz Obrony Pakistanu), której głównym hasłem była walka z korupcją. Jednak nie cieszyła się ona szerokim poparciem społecznym, dlatego rok później została rozwiązana, a jej członkowie wstąpili w sze- regi islamskiej partii Jamaat-e-Islami i z jej list kandydowali do parlamentu. Irańskie ministerstwo spraw zagranicznych stanowczo zaprzeczyło, jakoby technologia nuklearna pochodziła z „czarnego rynku”. Potwierdziło jednak udział zagranicznych ekspertów w jej rozwijaniu. Niewiedza czynników oficjalnych o procederze dra Khana wydaje się być mało realna, jeśli zauważy się jaką rolę w Pakistanie odgrywają służby specjalne Inter Services Intelligence (ISI) a w Iranie Islamska Gwardia Rewolucyjna, na której czele stał przecież przez jakiś czas adm. Shamkhani — jeden z uczestników rozmów z pakistańskimi politykami na temat współpracy w dziedzinie energetyki nuklearnej. Wyraźny jest brak woli wyjaśnienia roli dra Khana w procesie proliferacji, gdyż Pakistan nie zgadza się na jego przesłuchanie przez ekspertów MAEA. Najprawdopodobniej dokumenty firm powiązanych z „nuklearnym Wallmartem”, które mogłyby być dowodem na ich kontakty z Teheranem, zostały zniszczone, gdyż było na to sporo czasu od ujawnienia współpracy pakistańsko-libijskiej. W ten sposób wiedza, jaką posiadają eksperci MAEA jest raczej publicystyczna niż procesowa. Wykrycie tajnej współpracy Islamabadu z Teheranem, która miała formę jaką można by nazwać partnerstwem publiczno-prywatnym ma daleko idące skutki. Po pierwsze, zakwestionowany został sens traktatu NPT poprzez wykazanie jego nieskuteczności wobec determinacji zainteresowanych państw. Po drugie, wykazano, że o ile traktat względnie dobrze działał jeśli chodzi o zahamowanie współpracy międzypaństwowej, o tyle okazał się nieskuteczną zaporą dla proliferacji technologii nuklearnej za pośrednictwem podmiotów prywatnych.

Po okresie całkowitego zaprzeczania istnieniu jakiejkolwiek współpracy bilateralnej możemy obserwować stopniowe ujawnianie istnienia kontaktów międzypaństwowych w dziedzinie energetyki nuklearnej. Na przykład podczas spotkania senatorów z parlamentarnych komisji obrony Iranu i Pakistanu, do jakiego doszło w grudniu 2012 roku w Islamabadzie, wyrażono opinię, że współpraca powinna dotyczyć pokojowego wykorzystania energii nuklearnej. Skrytykowano także podwójne standardy, pozwalające jednym państwom posiadać programy atomowe, a innym tego prawa odmawiające.


Perspektywy dalszej współpracy irańsko-pakistańskiej

Бесплатный фрагмент закончился.

Купите книгу, чтобы продолжить чтение.