Mityczne Dzieje Ludzkości

Бесплатный фрагмент - Mityczne Dzieje Ludzkości

Część II — Złoty i Srebrny Wiek

Объем: 256 бумажных стр.

Формат: epub, fb2, pdfRead, mobi

Подробнее

Od Autora

„Złoty i Srebrny Wiek” jest częścią II publikacji zatytułowanej „Mityczne Dzieje Ludzkości”. W cyklu książek składających się na całość publikacji staram się odtworzyć mityczne dzieje.

Część II odtwarza Złote Czasy boga Enki i Srebrne Czasy tytana Kronosa. W książce tej wykazuję, że mitologie starożytnych narodów opisują ten sam mityczny świat. Różnią się tym, że opisują go z punktu widzenia poszczególnych mitycznych ludów i dlatego, że mityczna historia każdego z tych ludów odradzała się w starożytności w odmiennych, często krańcowo różnych środowiskach i warunkach. W części II, podobnie jak w części I zatytułowanej „Aniołowie i Syreny”, narzędziem, jakiego użyłam do odtworzenia mitycznych dziejów, jest żywa, głównie polska mowa.

Odtworzenie mitycznych dziejów ludzkości nie jest jedynym celem mojej badawczej działalności. Celem pracy, której poświęciłam wiele lat życia jest wykazanie, że cywilizacja organizująca się na Ziemi, obejmująca tysiąclecia działalności pokoleń ludzi, jest żywym organizmem zasilanym energią Słońca i Kosmosu, stymulowanym w rozwoju wpływami planet noszących imiona starożytnych bogów. Jest organizmem, który powstał w Złotym Wieku; przeżył mityczne Wieki: Srebra, Brązu, Żelaza; przeżył Wielką Apokalipsę i nadal się rozwija się dzięki niebu i Słońcu z pomocą Księżyca i planet.

Hipotezę integrującą Astrologię z Akupunkturą a tym samym fizjologię człowieka i życia ewoluującego na Ziemi z wpływami Układu Słonecznego i kosmosu, z racji, że zrozumienie jej i akceptacja wiąże się z poznaniem mitycznych dziejów, przedstawię w ostatniej części publikacji.


Warszawa 2018 r.

Mit

Czym jest mit?

Encyklopedia informuje: mit to podanie o legendarnych bohaterach, bogach, fantastycznych zdarzeniach; mit to również pradawna opowieść sakralna zawierająca: dzieje bóstw, elementy kosmogonii, poglądy na życie po śmierci, wyjaśnienie pochodzenia człowieka; mit to także wymysł, bajka, miraż i mistyfikacja.

Aby zrozumieć istotę mitu, trzeba zrozumieć oznaczające go słowo. Najstarsza, uwieczniona pismem mitologia Sumeru głosi: Imię zawiera w sobie istotę danej osoby lub rzeczy. Dać imię to znaczy tyle, co stworzyć. Aby istnieć nie wystarczy mieć imię, trzeba mieć przeznaczenie. Hebrajskie księgi głoszą: Na początku było słowo. Stworzonym ludziom Bóg nadał imiona i określił im przeznaczenie. Mieli zarządzać Ziemią. Człowiek nazwał zwierzęta, rośliny, otaczające go zjawiska i sukcesywnie zaczął określać ich los.

Gdyby nie słowa człowiek nie stałby się człowiekiem, nie uświadomiłby sobie swojej przeszłości i przyszłości. Słowa wyrażają to, co sobie uświadamiamy. Pozwalają wymieniać spostrzeżenia. Zamieniać spostrzeżenia w wiedzę. Słowa pozwalają dzielić się z innymi wiedzą i przekazywać ją następnym pokoleniom. Nazwa rzeczy z przypisanym jej przeznaczeniem to świadomie planowany i realizowany rozwój.

Bez słów tworzących mowę bylibyśmy zwierzętami. Nie uświadomilibyśmy sobie Boga. Cóż z tego, że byłby Bóg, jeśliby nikt mu ołtarzy nie stawiał, nie modlił się do Niego, nie prosił o wsparcie, nie dziękował za łaski. Gdyby nie słowa, któż by o Nim cokolwiek wiedział? Kto by oceniał Jego wielkość?

Sięgnijmy, więc do słowa, zajrzyjmy do leksykonu i słownika wyrazów obcych by dowiedzieć się, co oznacza słowo mit, jaki jest jego cel i przeznaczenie?

W polskim języku zachowały się dwa archaiczne wyrazy zawierające słowo mit. Pierwszy to mitręga — marnowanie czasu. Mit-rę- ga odczytana z pomocą sylab oznaczających pierwsze archaiczne słowa wyraża zdanie: Słońca Re i Galaktyka Ga wspólnie realizują jakiś mit. Ponieważ w kółko po niebie chodzą, ludziom zdawać się może, że czas mitrężą. Drugie słowo mitygować — uspokajać, pouczać, upominać, znaczy: Matka Galaktyka poucza mitami jak należy żyć, by przetrwać w tyglu życia, by zasłużyć na owacje. Zamiana sylaby gago informuje, że nie tylko uspokaja, poucza, upomina, także nieco straszy swoje dzieci. Samogłoska Ooo! wyraża zdumienie zabarwione strachem.

Niemieckie słowa: Mit — z, razem; Mitte — środek; Mütterlisch — macierzyństwo; Mütze — czapka zwana mycką, pamiętają matriarchat. Matki chroniły wtedy dzieci tak, jak czapka chroni zimą głowę. Wokół matek skupiała się rodzina. Matki stanowiły jej centrum. Pomnażały rodzinę i scalały ją miłością.

Jeszcze dzisiaj skromna czapka podobna do miseczki przez sam fakt, że jest noszona, czyni rodzinami wielomilionowe rzesze Żydów i Mahometan. U Katolików takie małe kopulaste czapeczki noszą hierarchowie Kościoła.

Współcześni ludzie silnie odczuwają własną indywidualność. Z racji posiadanego majątku osobistego, pozycji w społeczności i w rodzinie, z racji posiadanej wiedzy i umiejętności, rent, emerytur, ubezpieczeń czują się bezpiecznie jako jednostki i nie zastanawiają się nad autentyczną samotnością. Przeludnienie świata pozwala człowiekowi wyobcować się, lecz nie pozwala mu być samotnym. Człowiek pradawny ginął pozostawiony sam sobie. Aby przetrwać, musiał żyć w grupie. Nie potrafił wyobrazić sobie odosobnienia. To nie on, lecz jego rodzina stanowiła całość, on był jedynie ułamkiem całości. Kobieta przez setki, dziesiątki tysięcy lat lodowcowego paleolitu nie była indywidualną kobietą. Kobiety w koczującej grupie stanowiły macierz. Z tej macierzy wyłaniały się rokrocznie nowe dzieci. Macierz z dziećmi stanowiła centrum, obracający się mimośród. Celem jego było mobilizować mężczyzn do ruchu posuwisto-zwrotnego. Wyruszali w teren na łowisko i wracali z mięsem do macierzy ukrytej w miso-podobnej ziemiance zabezpieczonej przed deszczem i spiekotą skórzaną czapką, mycką. W tym pierwszym ludzkim domu znajdowały się ich wspólne dzieci, miot. Słowo to jest bardzo podobne do mitu.

Słowo miot określa zwierzęta urodzone z ciąży mnogiej. U ludzi paleolitu miot oznaczał dzieci wspólnej macierzy. W polskim języku zachowało się słowo miot w wydaniu wiele wnoszącym do dalszych rozważań, tak zwany czarci pomiot. Czarci pomiot to potomstwo czarownic, spłodzone na Łysej Górze z czartem.

Kolejnym słowem podobnym do mitu jest miotła, związany łykiem pęk pojedynczych gałązek. Wszyscy znamy przypowieść o niezgodnych braciach. Ojciec pouczał ich, by zawsze trzymali się razem. Mówił, każdy z was oddzielnie jest kruchą gałązką, którą łatwo złamać. Gdy będziecie trzymać się razem jak gałązki w miotle nikt i nic was nie złamie.

Od miotły blisko jest do miłości. Wystarczy sylabę ot opuścić by mieć miłego. Lecz, po co robić miłość z miotły, na której nasze praprababki wiedźmy latały na orgie z miłym czartem?

W grupie rodzinnej naszych paleolitycznych praprzodków prócz macierzy istotną rolę pełnił dominujący w stadzie mężczyzna. Był nim przywódca grupy — nepota, tatasz, czart, czarodziej. Swym doświadczeniem, uzdolnieniami, siłą, refleksem, sprytem, integrował aktywność pozostałych mężczyzn i członków grupy. Jego konsolidująca działalność stanowiła podstawę sukcesu zwanego przetrwaniem rodziny.

Kobiety za upolowane i dostarczone mięso wynagradzały seksem wszystkich dzielnych mężczyzn, lecz gdy przychodziła pora rui jedynie ten najlepszy, nepota, lapidarnie po polsku ogierem zwany a po słowacku tataszem, przystępował do twórczego dzieła. Kierując się nosem, a może i smakiem wyczuwał zapach gotowych do poczęcia kobiet i je zapładniał.

Głoska N to głoska smaku i węchu. Można ją wymówić przy drożnych kanałach nosowych z wywieszonym, zamykającym jamę ustną językiem. Miłość francuska nie jest więc perwersją, jest kultywowaniem pradawnego sposobu sprawdzania gotowości prokreacyjnej partnerki, który z czasem zamienił się w grę miłosną.

Dzieci paleolitycznej wspólnej macierzy były miotem jednego czarta nepoty, polskiego tatusia. Skórzane zadaszenie gniazda rodziny ludzkiej, podobne do żydowskiej mycki z czasem ulepszono i nazwano namiotem. Namiot chronił miot nepoty.

Starożytne cywilizacje czciły dobrotliwych pokracznych bogów z groteskowo wywieszonym ozorem. Nie pamiętały już, co ten ozór oznacza. Wywieszony ozór dobrego pokracznego bożka był symbolem ojca rodu przekazującego swe geny potomstwu.

Podobieństwo genetyczne czyniło z grupy skonsolidowaną rodzinę rozumiejącą się bez słów. Były to czasy, gdy człowiek dopiero zaczął tworzyć słowa. Mężczyźni w czasie polowania, by nie spłoszyć zwierza, nie rozmawiali i poruszali się bezszelestnie. Reagowali na zaistniałe sytuacje natychmiast i identycznie, w podobny do przywódcy sposób. Odziedziczone po przywódcy zdolności, przywódca był z reguły ojcem lub bratem pozostałych, ułatwiały to spójne działanie.

Małe dzieci pokazują język, gdy nie potrafią znaleźć słownych argumentów do wyegzekwowania swoich żądań. Dziecko czując, że ma rację, że mu się coś słusznie należy sądzi, że wystarczy pokazać język, by mu ustąpiono. Udaje nepotę, przywócę archaicznej grupy rodzinnej.

Patrząc na współczesne reklamy obserwujemy powrót do paleolitycznych zachowań. Młode piękne panie, co i rusz pokazują nam swe języki. Chcemy czy nie chcemy, języki te kojarzą nam się z seksem.

W chrześcijaństwie, prości ludzie przyjmując komunię, wysuwają jak mogą najdalej język. Przyjmują ciało Chrystusa. Ma ono ich odrodzić, dać nadzieję zbawienia, uwiecznić po śmierci. Czy pragnienie to nie jest podobne do pragnienia posiadania udanego potomstwa?

Do miłości nie tylko miotła prowadzi. Naszej polskiej kochającej matce wystarczy samogłoskę a wyrażające podziw i akceptacje zamienić na i wyrażające bliski kontakt z groźnym i nieznanym, by otrzymać mit.

To właśnie matki tworzyły słowa. Z racji opieki nad potomstwem nie mogły uczestniczyć w niebezpiecznych łowieckich wyprawach. Niepokoiły się opóźnionymi powrotami mężczyzn. Radowały się zdobytym mięsem. Spontanicznie domagały się od powracających z polowania relacji z przebiegu wydarzeń. Relacje te były pantomimą, przeważała w nich mimika, gesty, jakieś nieartykułowane wrzaski. To wszystko musiały sukcesywnie zamienić w słowa. Tak zaczął się mit opisujący bohaterskie dokonania myśliwych. Myśliwy związany jest z myślą. Trzeba było myśleć, by coś upolować. Kobieta aktywną męską myśl wyrażoną wrzaskiem, obrazami i gestami ubierała w słowa.

Mama karmi dziecko am — piersią, grzeje ciałem i chroni.

Samogłoska Iiii to pisk ofiary schwytanej przez drapieżnika za gardło. Sylaba mi nie jest symbolem ciepłej matczynej piersi wypełnionej mlekiem, jest symbolem żywego mięsa, jest symbolem pragnienia, by nie zostać pożartym.

Człowiek epoki zlodowaceń był pokarmem nie tylko drapieżników. Były to czasy, gdy kanibalizm nie był obcy człowiekowi. Nie tylko mięso zwierząt, lecz także ciała zwyciężonych w walce pobratymców pozwoliły silniejszym zwyciężyć głodową śmierć i przetrwać kolejne zlodowacenia. Wszyscy mężczyźni przynosili zdobyte mięso swej macierzy. Nowym dzieciom w łonie macierzy dawał tchnienie ich przywódca nepota, tatasz, bohater.

Rzymska mater to całość, to grupa rodzina. Jest w tym słowie: Ma kochająca z dzieciątkiem w ramionach; At, bóg Aton, ojciec chroniący rodzinę jak tarcza Słońca; Er, dziecko, mały Eros, Słońce Re odradzające się rokrocznie po zimie. Celem Erosa jest być kochanym, być nadzieją na przyszłość.

Sylaba mi poprzez słowo miano oznaczające nazwa, tytuł, tworzy pojęcie matematyczne mianownik. W matematyce wspólny mianownik określa wielkość liczników przy sumowaniu ułamków. Daje możliwość porównania elementów składowych całości. Pozwala określić ich wartość względem siebie. Przywódca paleolitycznej rodziny miał znacznie większy licznik w grupowej całości od pozostałych jej członków. Zasłużył na tytuł nepoty, bo był bohaterem.

Bohater narodowy często znaczy tyle, co cały naród, co wspólny mianownik. Gdy naród nie ma szczęścia do bohaterskich przywódców podupada a bywa też, że roztapia się bez śladu w dziejach ludzkości.

Od bohatera już blisko do Boga. Ukraiński Bóg to Boh.

Walka związana jest z przelewem krwi. Krew jest czerwona. Mi związane jest z przelewem krwi i bohaterską walką. Czerwone barwniki znane od początków ludzkich dziejów, minia ołowiana i minia żelazna mają kolor krwi i zawierają prócz sylaby mi głoskę N nepoty.

Mioglobina jest barwnikiem magazynującym tlen w mięśniach, Miogen to białko tworzące mięśnie. Mężczyznę od kobiety różni między innymi przewaga w umięśnieniu szkieletu i związana z nią siła fizyczna niezbędna w walce.

Gdy pokarmu było pod dostatkiem grupy rodzinne zwiększały swoją liczebność. Aby wyżyć na terytoriach łowieckich realizowały mitozę. Czyniły to, co czynią do dzisiaj, aby przetrwać, najprostsze organizmy jednokomórkowe. Dzieliły się na dwie części. Tym sposobem zaludniły Ziemię.

Skończył się matriarchat.

Słońce Ra, światło i ciepło zasilające życie na Ziemi, w wielu mitologiach bóstwo kobiece, zmieniło płeć. Indoirański słoneczny Bóg Mitra, opiekun władców i wojowników stał się bóstwem męskim, ugruntowanym przez patriarchat, umocnionym w swej władzy przez starożytne wojujące cywilizacje.

Czym więc jest mit?

Mit jest hołdem złożonym przez ludzkość rodzinie.

Pramatkom, które na przekór śmierci rodziły dzieci i tworzyły słowa. Tym sposobem wydłużały w czasie ludzką egzystencję. Jest hołdem złożonym praojcom, którzy ryzykując życie starali się swemu potomstwu zabezpieczyć byt.

Mit jest opowieścią o chwale naszych przodków. Dopingowani do życia przez rozrodczość, pracą rąk i wysiłkiem umysłu zaludnili Ziemię. Mit ubóstwiając czyny przodków utrwala przeszłość. Poprzez religię, obyczaj, scala narody. Mit kultywując przeszłość pozwala wierzyć w przyszłość.

Mity Australii i Polinezji

Mityczna prawda

Mityczna prawda ubrana jest jak cebulka. Kolejne pokolenia, przez kolejne tysiąclecia pieczołowicie stroiły ją w szmatki i gałganki. W ubrankach tych, jednym wydaje się piękna i tajemnicza, drugim wydaje się kiczem i ułudą. Jeśli chcemy poznać nagą mityczną prawdę musimy ją rozebrać.

Jak to zrobić? Jak do tego się zabrać?

Z miłością.

Na wyspach Polinezji, ostatniej zaludnionej przez człowieka ziemi, na wyspie Tahiti mieszkają piękne kobiety. Wyspa ta, dziwnym zbiegiem okoliczności, nosi nazwę podobną do wypracowanej przez Taoizm energii Tai-Qi i do pięknej tytanii Tetis, protoplastki znaku Ryb. Jeśli rozbierać, to piękne kobiety. Zacznijmy, więc od mitów Polinezji.

Polinezja to wyspy Oceanu Spokojnego położone w trójkącie zawartym pomiędzy Nową Zelandią, Hawajami i Wyspą Wielkanocną. Zasiedlanie ich, w czasach poapokaliptycznych, zaczęło się od Tajwanu. Ludy austronezyjskie zamieszkujące Tajwan nauczyły się od Chin (4 tys. lat p.n.e.) uprawy ryżu. Pożywny ryż sprawił, że rozmnożyły się ponad miarę, nie mogły pomieścić się na Tajwanie i zaczęły sukcesywnie zaludniać Filipiny, Malezję, Indonezję, a następnie Nową Gwineę. Tysiąc lat p.n.e. dotarły do wysp Fidżi, Samoa i Tonga. Utworzyły tam kulturę Lapita. W połowie I tys. p.n.e. kultura Lapita podzieliła się na starą kulturę Melanezji i kulturę Polinezji. Kolebką kultury Polinezji są wyspy Fudżi, Samoa i Tonga. Około 200 r. p.n.e. Polinezyjczycy zajęli Tahiti i Markizy, w 300 r. n.e. Wyspę Wielkanocną, sto lat później Hawaje. Nową Zelandię zaludnili około 1000 roku n.e.

Dużo wcześniej, bo przed Wielkim Potopem, około 65–40 tys. lat temu, ludność wywodząca się z tej samej rodziny językowej, wykorzystując oziębienie klimatu ziemskiego i związane z nim obniżenie poziomu wód oceanicznych, wyemigrowała z Indii przez Indochiny do Australii. Dożyła tam w matriarchacie, na poziomie człowieka paleolitu, aż do naszych czasów.

Mitologia Australii pozwoli nam zidentyfikować mity stworzone przez ludzi kontynentu Eurazji w obszarze oddziaływań cywilizacji Atlantów przeniesione przez emigrantów ze starego kontynentu na nową ziemię. Mity powstałe w Złotym, Srebrnym, Brązowym i Żelaznym Wieku zwanym przez Aborygenów Czasem Snu, w okresie 65–10 tys. lat p.n.e. Mitologia Polinezji pozwoli nam zrozumieć proces tworzenia się mitu.

Australia

Gdy w 1788 r. Wielka Brytania przyłączyła do swego imperium Australię, zamieszkiwało ją 300 tys. Aborygenów podzielonych na ponad 400 plemion. Plemiona te liczyły od 50 do 500 osób, żyły w znacznym oddaleniu od siebie i posługiwały się około dwustoma dialektami. Prowadziły koczowniczy lub pół osiadły tryb życia, trudniły się polowaniem i zbieractwem, nie znały rolnictwa, metalurgii, ceramiki. Mimo niskiego poziomu kultury materialnej, wykształciły złożony porządek społeczny oparty na religii specyficznej dla tego kontynentu.

Aborygeni przez długie tysiąclecia, od czasu, gdy wezbrane roztopami lodowców wody oceanów oddzieliły Australię od eurazjatyckiego kontynentu, od około 10–8 tys. lat p.n.e. do czasów współczesnych, odizolowani byli od pozostałej ludności świata. Odosobnienie to sprawiło, że do XVIII wieku żyli w epoce kamiennej, na przełomie matriarchatu z patriarchatem. Obecnie populacja Aborygenów liczy około 60 tys. osób. Zamieszkują pustynne regiony środkowej Australii. Zostali tam wyparci przez przybyszów z cywilizowanego świata. Od XVIII wieku w kontakcie z napływową białą i żółtą ludnością zatracają swą archaiczną tożsamość.

To, że lud ten przez 10–12 tysiącleci odizolowany był od coraz intensywniej zaludniającego i integrującego się świata nie świadczy, że wcześniej, w czasach przed wielkimi roztopami, nie kontaktował się systematycznie z tym światem.

W mitycznych czasach do krainy tej wielokrotnie przybywały fale uchodźców wypędzanych apokaliptycznymi kataklizmami z rodzinnych ziem eurazjatyckiego kontynentu. Uchodźcy, chcąc przedostać się z jednej wyspy na drugą i dopłynąć do Australii, musieli pokonywać sterownymi łodziami lub tratwami przestrzenie wodne dochodzące do 100 km.

Do Australii przybywali nie tylko wygnani kataklizmami uchodźcy. Australię systematycznie odwiedzały przedpotopowe łodzie złotego boga Enki, popotopowe łodzie srebrnego boga Enki i Enlila oraz łodzie Odyna władającego mitycznym światem w Epoce Brązu i Żelaza, zwanego przez Greków Posejdonem. W miarę zacieśniania się przesmyku Kanaan i Zatoki Mezopotamii cywilizacyjne wyprawy Atlantów w ten region świata stawały się coraz rzadsze i w końcu ustały. Łodzie mitycznych cywilizacji Indii i Chin utrzymywały łączność z Australią do końca swych mitycznych dziejów.

W epoce zlodowaceń Australia złączona z Nową Gwineą i Tasmanią tworzyła kontynent znacznie większy od obecnego. Ze starym światem łączyły ją znacznie większe niż obecnie, bo wynurzone z oceanu, Indochiny i wyspy Indonezji.

Pierwsi osadnicy przybyli do Australii 65 tys. lat temu.

W tym czasie klimat zaczął intensywnie się oziębiać. Długie, mroźne i śnieżne zimy oraz mrozy ciągnące od powiększających się lodowców Tybetu i Kaukazu zmusiły plemiona koczujące na wyżynach obecnej Turcji, Iranu, Afganistanu, Pakistanu do poszukiwania nowej ziemi. Ludzie ci posiadali światopogląd wschodniego Neandertalczyka. Wędrując na południe wzdłuż Indusu i Gangesu a następnie wybrzeżem Indochin przez Sumatrę, Jawę i kolejne wyspy Indonezji przyswajali światopoglądy zamieszkujących te krainy ludów urabiane środowiskiem dolin wielkich rzek i morskiego wybrzeża. W końcu dotarli do bezludnych, zalesionych, bagiennych nizin między Nową Gwineą i Australią.

Podróże urabiają i kształcą.

Długa wędrówka przekształciła przybyłych do Australii ludzi w całkiem nową rasę. Podczas tułaczki zdobyli wszechstronne umiejętności radzenia sobie z życiowymi problemami. Swój światopogląd zintegrowali z wiedzą o świecie wypracowaną przez napotkane społeczności. Wiedza ta przydała im się na bezludnym kontynencie. Zetknęli się na nim z całkiem odmienną fauną i florą, z całkiem odmiennym klimatem. Na kontynencie tym zamiast znanych im ssaków, żyły olbrzymie kangury i wombaty wielkości nosorożca oraz mniejsze nie mniej dziwne zwierzęta. Niektóre z nich np. diabeł tasmański i workowate wilki były groźnymi drapieżnikami. W tym dziwnym świecie żyło mnóstwo barwnie upierzonych ptaków i wielkich ptaków nieumiejących latać. Większość kontynentu porastały suche lub półsuche trawy i krzewy oraz eukaliptusowy i akacjowy las.

Aby przeżyć w tym dziewiczym, całkiem nowym środowisku trzeba było uczyć się życia od nowa i nie od ludzi, lecz jak to czynili ich praprzodkowie w zamierzchłych czasach, od lokalnych zwierząt. Z tej to przyczyny w religii Aborygenów bardzo silnie zaznaczony jest totemizm wypracowany na starym kontynencie i odrodzony na nowym w ekstremalnie odmiennym środowisku.

Wiele wykopalisk świadczy o istnieniu drugiego etapu kolonizacji Australii. Kolonizacja ta odbywała się w 40–35 tysiącleciu, po Wielkim Potopie. Społeczności, które wyemigrowały w tym czasie ze starego kontynentu, utrzymywały stałe kontakty lub należały do cywilizacji Atlantów. Wpływy Atlantów sięgały wtedy Mezopotamii, Doliny Indusu i Gangesu a nawet dolin wielkich chińskich rzek.

Fakt, że Aborygeni czasy swych mitycznych praprzodków, totemicznych olbrzymów, twórców świata nazwali Czasem Snu pozwala przypuszczać, że w 30–25 tysiącleciu odbyła się jeszcze jedna fala osadnictwa. Zaistniała za czasów germańskich mitycznych olbrzymów zwanych Śpiącymi Ymirami.

Imię Ymir zawiera słowo mir tworzące następujące słowa:

Mir po rosyjsku znaczy pokój, spokój, pojednanie, cisza, a także cały ziemski świat. Mir to także gmina, gminna wspólnota. Miriady to niezliczone mnóstwo. Mirra to wonna, gorzkawa, żółta lub brunatna gumożywica otrzymywana z różnych gatunków drzew balsamowych, rosnących w Afryce i Arabii, używana jako kadzidło oraz w lecznictwie, w starożytności stosowana była również do balsamowania zwłok. To dar dla maleńkiego Jezusa od jednego z trzech mędrców przybyłych złożyć mu hołd. Mirra podarowana Jezusowi symbolizowała mądrość. Miraż to zjawisko optyczne w atmosferze ziemskiej polegające na tworzeniu się podwójnych lub wielokrotnych widoków obiektu znajdującego się gdzieś daleko za horyzontem. To także nieziszczalne marzenie, złudzenie, ułuda. Prócz codziennych zwykłych marzeń istnieją marzenia senne. Sen przynosi ludziom dobre rady. W czasie snu śnimy prorocze sny.

Śpiącymi Ymirami byli mądrzy i potężni władcy Srebrnego Wieku władający, z Atlantydy leżącej za horyzontem na końcu świata, miriadami ludzi zorganizowanych w społeczności i społeczeństwa powielające wypracowane na Atlantydzie cywilizacyjne pomysły — miraże.

Germańskie bóstwa nowej generacji, Odyn, Wili i We, pierwsi władcy Brązowego Wieku, dokonali mordu na Śpiącym Ymirze. Z przeciętych żył giganta wypłynęło tyle krwi, że potonęli w niej prócz jednego wszyscy Szronowi Olbrzymi. Kataklizm skaził krwią wody świata. Zapamiętały go prawie wszystkie mitologie, nawet mitologia Melanezji i Polinezji.

Stary Śpiący Ymir to Kronos z Hellady zwyciężony przez swego syna Dzeusa z pomocą rodzeństwa i sprzyjających mu tytanów. Tragiczna śmierć Śpiącego Ymira zaistniała około 30 tys. lat p.n.e.

O tym, że Australia kontaktowała się ze zjednoczonym przez Atlantów mitycznym światem świadczy wiele faktów:

W Australii odkryto najstarsze na świecie ryty naskalne datowane na 40–20 tys. lat p.n.e. Naskalna sztuka Australii charakteryzuje się występowaniem zróżnicowanych form. Tworzą je linie faliste, zgeometryzowane kształty postaci ludzkich, wzory złożone z motywów geometrycznych i tropów zwierząt. Ryty znaczą płaskie głazy i prowadzą w poprzek Australii, od wybrzeży, do których dopływali osadnicy ze starego kontynentu, przez centrum wyspy, do Tasmanii oraz na wschodnie i zachodnie wybrzeże. Sądzę, że naskalne ryty pełniły w mitycznych czasach użyteczną funkcję. Były tablicami informacyjnymi dla ówczesnych podróżników, handlowców i administratorów oraz kolejnych osadników emigrujących ze starego do nowego świata. Informowały o położeniu zamieszkałych osad, o wodzie zdatnej do picia, o rodzaju występującej w okolicy zwierzyny.

Najstarsze ryty liczące 40 tys. lat znajdują się na dalekim południu Australii. Znacznie młodsze, liczące, co najmniej 20 tys. lat znajdują się w centrum i na północy kontynentu.

Aborygeni przeprowadzali i nadal systematycznie przeprowadzają renowacje swych pradawnych naskalnych malowideł. Sądzę, że znaki informacyjne wykonane na transaustralijskim szlaku były odnawiane także w mitycznych czasach. Po raz ostatni odnawiano je z polecenia Atlantów na początku ocieplania się klimatu. Pierwsze efekty ocieplenia widoczne były 20 tys. lat p.n.e. Przez dwa pierwsze tysiąclecia ocieplenie charakteryzowało się zwiększeniem wilgotności atmosfery. W strefach gdzie panowała mroźna zima, tereny południowej Australii leżały w takiej strefie, występowały obfite opady śniegu, który nie topniał w czasie chłodnego jeszcze lata. W wyniku tego zjawiska, mimo ocieplania się klimatu, do 18 tysiąclecia p.n.e. przybywało górskich i okołobiegunowych lodowców. Ostatnich prowadzących do Tasmanii rytów naskalnych nie odświeżono, ponieważ region ten pokryła gruba warstwa śniegu.

Informacyjnych rytów naskalnych nie odnaleziono w innych częściach świata dlatego, bo kolonizowane ziemie pozostałych kontynentów nie były ziemiami bezludnymi. Zamieszkiwane były przez koczownicze plemiona. Szlaki do tych ziem wiodły wzdłuż rzek. Setki pokoleń ludzi wydeptywały je przez wiele tysiącleci.

Ryty na skałach Australii nie są jedynym, zachowanym na tym kontynencie, świadectwem mitycznej historii ludzkości. Historii zaczynającej się nie w Australii, lecz hen daleko za horyzontem, w Czasie Ymirowego Snu o Potędze, w czasie panowania Kronosa.

Australijczycy epoki zlodowaceń nosili naszyjniki wykonane z kości i muszelek. Paciorki i muszelki nanizane na rzemyk, nim stały się biżuterią były różańcami, odmierzały kiedyś Aborygenom, podobnie jak ludziom ze starego kontynentu, upływający czas.

Święte domy zachowane na Nowej Gwinei i w Melanezji, tak zwane domy duchów przodków, symbolizowane są na malowidłach Znakiem Krzyża. Z racji zróżnicowanych ramion podobny jest on do Neandertalskiego Krzyża i krzyża na planie, którego budowano średniowieczne kościoły. W domach tych tubylcy przechowują przedmioty kultu. Domy te są miejscami spotkań, narad, odprawiania obrzędów i rytuałów. Kalenica świętego domu symbolizuje kręgosłup praprzodka, krokwie jego żebra, centralny słup podpierający strop utożsamiany jest praojcem plemienia. Sądzę, że symbolika słupa pamięta czasy neandertalskiego Uranosa — Osi Nieba. Święty dom od innych zwykłych domów wyróżniają zdobiące dach sznury muszelek podobne do neandertalskiego różańca i sznurów korali zdobiących wizerunki Matki Boskiej.

Australijczycy już 30 tys. lat temu żyli w licznych osadach. Już 30 tys. lat temu, niektórzy badacze twierdzą, że 60 tys. lat temu, grzebali ciała zmarłych w płytkich grobach. Zwłoki zmarłych posypywali, podobnie jak Neandertalczycy, czerwoną ochrą. Już 25 tys. lat temu zaczęli palić zwłoki zmarłych na stosach. Niektóre plemiona australijskie zwyczaj ten kultywują do dzisiaj.

Na starym kontynencie, w początkach Wieku Brązu, wysoka temperatura stosu, na którym palono zwłoki zmarłych wykorzystywana była do wytopu większych ilości brązu ze złomu i trudnotopliwych rud. Słowo stos współtworzy stop metali oraz sto procent. Skład procentowy składników tworzących stop decyduje o temperaturze topnienia stopu, o jego lejności, plastyczności, sprężystości i wytrzymałości. Praktykowany przez Aborygenów 25 tys. lat temu zwyczaj palenia zwłok świadczy, że w tych czasach utrzymywane były kontakty między Australią a starym światem, bo przetapiano na stosach złom zużytych narzędzi dostarczanych z wielkiego kontynentu.

Mityczne wyroby z brązu, z meteorytowego żelaza, z żelaza produkowanego z rud w Wieku Żelaza, nie zachowały się do naszych czasów dlatego, bo regenerowane i wielokrotnie po zużyciu przetapiane zużyły się do zera. Praktykowane w neolicie palenie zwłok na stosach jest kultywowaniem niezrozumiałego wspomnienia o wczesnej metalurgii Wieku Brązu. Hipoteza ta przedstawiona będzie dokładniej w kolejnych częściach publikacji.

Neolit zwany epoką kamienia gładzonego to końcowy okres epoki kamienia (w Polsce około 4000–1700 r. p.n.e.). Okres ten charakteryzuje się ugruntowaniem rolnictwa i hodowli, rozwojem osiadłego trybu życia, obróbką kamienia, krzemienia, kości i rogu oraz pojawieniem się ceramiki. W Europie w neolicie nastąpił rozwój organizacji plemiennych, na Wschodzie powstały pierwsze państwa. Neolit to czasy stopniowego odradzania się ludzkości wyniszczonej Wielką Apokalipsą.

W Australii, już przed 30 tys. lat ludzi było tak dużo, że zaludnili nie tylko żyzną, obecnie zalaną wodami oceanu tropikalną północ kontynentu, lecz także wybrzeża, półpustynne centrum wyspy i zimne tereny Tasmanii. W płd. zach. Australii i na Tasmanii znaleziono pochodzące z tego okresu kościane ostrza. Niektóre wykorzystywane były jako groty oszczepów, inne jako szydła do wykonywania okryć ze skór. W Australii znaleziono również najstarsze, liczące 30 tys. lat fragmenty żaren z mikroskopijnymi śladami skrobi pochodzącej z nasion traw. Sadzę, że na tych żarnach mielono ryż wyselekcjonowany na mokradłach w czasach bogów Enlila, Enki i Ninhursag, bogów uwiecznionych w mitologii Sumeru. Na tropikalnym północnym wybrzeżu Australii i na Nowej Gwinei odnaleziono najwcześniejsze ślady karczowania i wypalania lasów pod ogrody. Mitologia hebrajska nazwała Rajem jeden z tych pierwszych ogrodów. Nazwa rajskich ptaków zamieszkujących lasy Australii i Nowej Gwinei do dzisiaj pamięta o tych mitycznych ogrodach.

Na tych terenach, już w epoce lodowcowej, przed 25–20 tys. lat rozpowszechnione były kamienne siekieromotyki charakterystyczne dla neolitycznych rolniczych społeczności w większości regionów świata. Taką siekieromotykę wymyślił i podarował ludziom po Wielkim Potopie bóg Enlil.

W północnej Australii odkryto wykonane 20 tys. lat temu siekierki z kamienia gładzonego. Technika gładzenia kamienia odrodziła się w starym świecie kilkanaście tysięcy lat później, w epoce neolitu.

W górach Nowej Gwinei odnaleziono liczący 10 tys. lat system kanałów melioracyjnych służący do nawadniania upraw. Tak wczesnych śladów stosowania melioracji nie odnaleziono nigdzie na świecie.

Absurdem jest sądzić, że w odciętej od reszty świata Australii kulturalny i materialny rozwój człowieka zachodził szybciej niż na kontynentach tworzących jedną wielką wspólnotę. Odosobnienie Australii spowolniło ewolucję zamieszkujących ją zwierząt, więc powinno także spowolnić rozwój Australijczyka. Prymitywni przybysze z Eurazji, odcięci od reszty świata, nie mogli na małym, nieurodzajnym kontynencie poczynić tak szybkich postępów w swym rozwoju. Jedynym wytłumaczeniem tego stanu rzeczy jest przyjęcie hipotezy, że Australię zasiedlili nie prymitywni koczownicy, lecz cywilizowani osadnicy ze starego mitycznego świata; świata unicestwionego Apokalipsą; świata, po którym na starym kontynencie ostały się jedynie mity i symbole.

Australia usytuowana z dala od reszty świata, w mniejszym stopniu niż pozostałe kontynenty doświadczona była kataklizmami ostatniej Apokalipsy. Ludność Australii nie została, tak jak to stało się na pozostałych kontynentach, wyniszczona kataklizmami sejsmicznymi, rozregulowaniem klimatu, nędzą, głodem i chłodem. Populacja Australijczyków, jeśli nawet żyła w czasach Apokalipsy w niekorzystnych warunkach, w miarę jak klimat się ocieplał i poziom oceanów podnosił, zagęszczała się na coraz mniejszym terytorium. Zagęszczenie to stwarzało pozór stałego lub nawet zwiększającego się przyrostu ludności. Przez jakiś czas pozór ten hamował destrukcję społecznych, materialnych i kulturowych osiągnięć wypracowanych przez mitycznych Australijczyków. Z czasem klimat Australii pogorszył się. Zmniejszyła się ilość opadów. Wraz z nią zmniejszyła się ilość roślin i zwierząt potrzebnych do wykarmienia ludności. Kontynent zaczął się wyludniać.

Poziom rozwoju cywilizacji jest ściśle związany z wielkością tworzącej ją populacji. Liczebność populacji pozwala wprowadzać podział obowiązków. To z kolei pozwala ulepszać organizację pracy, sprzyja rozwojowi hodowli i rolnictwa, sprzyja specjalizacji w wytwarzaniu dóbr materialnych, zwiększa wydajność wytwarzania. Gdy liczba ludności tworzącej cywilizację spada poniżej krytycznej wartości, cywilizacja ulega uwstecznieniu i destrukcji.

Australijczycy chcąc przetrwać długie tysiąclecia na nieurodzajnym, odciętym od reszty świata kontynencie, dwie trzecie kontynentu pokrywał busz i pustynia spieczona słońcem, chcąc zachować status cywilizowanego narodu, stworzyli niezwykle oszczędny, egalitarny system społeczny niespotykany nigdzie na świecie, oparty na ekologicznej koegzystencji z naturą, regulowany specyficzną dla tego kontynentu religią i obyczajem. Australijski system koegzystencji z przyrodą pracowicie utrwalany i surowo egzekwowany religijnym obyczajem regulował eksploatację środowiska i przyrost naturalny ludności. Kultywowana religia i obyczaj stanowiły fundament plemiennego i międzyplemiennego zorganizowania.

Australijczycy, by nie zapomnieć mitycznej przeszłości, wmontowali w ten religijno-społeczny ekosystem dokonania najdawniejszych praprzodków żyjących hen za horyzontem. Wmontowali weń dzieje i osiągnięcia praprzodków przemierzających bezludny kontynent Australii, przekształcających i przystosowujących go do cywilizowanego życia. W system ten wmontowali najtrudniejsze dzieje ostatnich tysiącleci, gdy ich przodkom przyszło parać się z osamotnieniem i wyludnieniem Australii. Przez długie, najtrudniejsze, samotne tysiąclecia pieczołowicie strzegli tradycji odziedziczonej po naszych wspólnych mitycznych przodkach.

Cześć i chwała im za to.

Wypracowana przez Australijczyków ustabilizowana społeczno-ekologiczna stagnacja przyczyniła się do zachowania w ich mitach, obrzędach, obyczajach, przekazów potwierdzających fakt istnienia ciągłej informacyjnej i gospodarczej więzi między mityczną cywilizacją rozwijającą się na półkuli północnej a Australią leżącą na półkuli południowej. Mitologia Australijczyków potwierdza prawdziwość mitów Starego Świata i pozwala uściślić chronologię epokowych mitycznych wydarzeń zaistniałych na starym kontynencie.

Aborygeni znają pojęcie początkowego bytu niebiańskiego, tego, którego nikt nie stworzył, istniejącego jeszcze przed Czasem Snów. Byt niebiański to grecki mityczny Chaos, z którego wyłoniła się Gaja Mleczna Droga krążąca w tańcu wokół Uranosa, zwana przez Aborygenów Milnguya. Zawarte w nazwie Milnguya słowo Mil kojarzące się z matką i mlekiem oraz słowo guya podobne do matki Gai świadczą, że Galaktyka Aborygenów jest tą samą Galaktyką, która określała pory roku i zajęcia z nimi związane Neandertalczykom koczującym po łowiskach Eurazji.

Aborygeni posiadają bogatą mitologię astralną. Prócz Galaktyki znają większość gwiazdozbiorów znanych naszej cywilizacji: Krzyż Południa, gwiazdozbiór Bliźniąt, gwiazdozbiór Centaura, gwiazdozbiór Wielkiego Psa. Fakt, że znają gwiazdozbiór Bliźniąt i posiadają związany z nim mit o braciach bliźniakach, podobny do greckiego mitu o bliźniakach Polluksie i Kastorze, świadczy, że kiedyś, w mitycznych czasach wiedzieli, że płaszczyzna Galaktyki przecina się z płaszczyzną ekliptyki w gwiazdozbiorze Strzelca usytuowanym na przeciwko gwiazdozbioru Bliźniąt. Wiedzieli, że początek przepływu bioenergii w tworzących bliźniacze szlaki merydianach zaczyna się od przypisanego znakowi Bliźniąt merydianu Płuc.

Znajomość gwiazdozbioru Wielkiego Psa i Centaura świadczy o tym, że w mitycznej przeszłości przodkowie Aborygenów, emigranci ze starego kontynentu, zetknęli się z półoswojonym psem naśladującym zachowanie gwiazdy Syriusz na niebie oraz koniem przyuczonym do noszenia jeźdźca na grzbiecie.

Mity Australii podobnie jak mity starego kontynentu uwieczniają swych mitycznych bohaterów w gwiezdnych konstelacjach. Aborygeni wierzą, że gwiazdy i utworzone z nich konstelacje to ich przodkowie, którzy wspięli się na niebo i skupili wokół ognisk. Te ogniska płonące na niebie to ogniska koczowniczych plemion palone w porze tytanii Fojbe na późnojesiennym szlaku. To ogniska plemion zdążających ku grotom pogórza, ku wielkim brodom i przełęczom, na wielką batalię o mięso, na święto zmarłych przodków, dziadów.

Prawdopodobieństwo wypracowania podobnej interpretacji znaków na niebie w dwóch oddalonych od siebie, oddzielonych oceanem kontynentów jest znikome. Sądzę, że to nie Aborygeni, lecz ich eurazjatyccy praojcowie stworzyli podstawy astronomii. Dostrzegli obroty nieba, precesję jego osi, wytyczyli ekliptykę. Aborygenom, mieszkańcom ziemi o mało zróżnicowanym klimacie i niezbyt dużym terytorium ograniczonym wodami Pacyfiku, znajomość gwiazdozbiorów, Galaktyki i ekliptyki nie była w praktyce potrzebna. Gwiazdozbiory nieba ustawicznie przypominają nie tylko Aborygenom, lecz wszystkim ludziom cywilizowanego świata o wspólnej mitycznej przeszłości.

W mitologii Aborygenów Słońce jest kobietą, która uniosła się do nieba z płonącą pochodnią. Symbol ten pamięta matriarchat. Podobny matriarchalny symbol Słońca zachował się w mitologii japońskiej. Słoneczna japońska bogini Amaterasu, gdy przeanalizuje się jej imię, jest matką, jak nasza gwiazda — astra — Słońce, karmi am i ogrzewa ziemię. Terra to po łacinie ziemia. Od słowa terra pochodzą słowa teren, terytorium oraz tarasy ziemi uprawnej w dolinach rzek i na zboczach pagórków.

Księżyc w mitologii Aborygenów jest duchem dzikiego kota. Tu także dostrzec można powiązanie mitologii z starokontynentalnym matriarchatem. Tytania Reja, protoplastka znaku Raka, jeździła powozem zaprzężonym w lwy, wielkie koty. W astrologicznym znaku Raka rządzi Księżyc.

Aborygeni wierzą w totemicznych praprzodków ludzi.

Podczas Czasu Snów przodkowie owi śpiący do tego czasu w głębi ziemi, powstali i wyruszyli w świat. Ukształtowali jego krajobrazy, stworzyli ludzi i nauczyli ich sztuki przetrwania. Po dokonaniu tego dzieła ponownie zapadli w głęboki sen.

Mit ten podobny jest do sumeryjskiego mitu opisującego czasy po Wielkim Potopie (40 tys. lat p.n.e.). Wtedy to bogowie Enlil i Enki z wielkim entuzjazmem wyruszyli odbudowywać zniszczony świat i cywilizować nowe ziemie. Podobny kataklizm doświadczył mityczny świat podczas krwawej śmierci Śpiącego Ymira (30 tys. lat p.n.e.) Oba kataklizmy miały podłoże sejsmiczne, wywodzące się z głębi ziemi. Ich konsekwencją były potopy, wielkie fale tsunamii. W przypadku Śmierci Ymira sejsmiczny wstrząs mógł spowodować upadek wielkiego meteorytu.

Obie Apokalipsy nie objęły zasięgiem Australii usytuowanej na krańcu świata. Mimo to mieszkańcy Australii dotkliwie odczuli obie apokalipsy. Stary kontynent po kataklizmach jakby zasypiał na długie wieki, a może nawet tysiąclecia i ustawała łączność między Australią a odległym cywilizowanym światem. Australijczycy nie byli w stanie wyobrazić sobie sejsmicznego kataklizmu. Australia jest stabilnym sejsmicznie kontynentem. Wybuchy wulkanów i trzęsienia ziemi nawiedziły Australię po raz ostatni przed 100 tys. lat. W Australii nie było wtedy ludzi. Ustanie wszelkich kontaktów z wielkim kontynentem nazwali Czasem Snu. Sejsmiczne kataklizmy, o których usłyszeli po ponownym nawiązaniu kontaktów z cywilizowanym światem, przypisali boskim przodkom drzemiącym w głębi ziemi.

Mitologia Australii potwierdza sumeryjski i hebrajski mit o Wielkim Potopie, który wydarzył się na starym kontynencie pod koniec Złotego Wieku. Dlaczego ten biblijny kataklizm tak silnie utkwił w pamięci Australijczyków odizolowanych od reszty świata? Australijczycy nie zapomnieli o nim, bo podobny Wielki Potop (10–8 tys. lat p.n.e.) spowodowany roztopami lodowców podniósł wody oceanów na tyle, że ich ziemia uległa radykalnemu zmniejszeniu i na długie tysiąclecia zostali odcięci od starego świata.

Mitologia Aborygenów pamięta także Tęczowego Węża, symbol żywiołu wody. Tęczowy Wąż podobny jest do tęczy symbolizującej przymierze zawarte po Wielkim Potopie przez Boga z Noem oraz do tęczowego mostu Bifrestu strzeżonego przez germańskiego złotozębnego Hajmdala. Mostu łączącego Azgard — siedzibę bogów z Midgardem — siedzibą ludzi.

Tworzenie świata realizowane przez totemicznych praprzodków Aborygenów było czarowaniem. Polegało na kreśleniu miraży — rysunków na piasku. Rysunki te przemieniały się w zjawiska przyrodnicze, krajobrazy i żywe istoty. Mit ten potwierdza sumeryjski i biblijny przekaz o Słowie, które było na początku. Idzie dalej w swych spekulacjach. Totemiczni praprzodkowie tworzyli formy ziemskiego życia nie z mówionego, lecz zapisanego słowa.

Mitologia Aborygenów nie zawiera pojęcia naczelnego boga, wymagającego i groźnego stwórcy cywilizowanego człowieka. Aborygeni nie mieli takiego boga i nie budowali mu świątyń.

Wizyty Atlantów na oddalonym od reszty cywilizowanego świata kontynencie były rzadkie. Bóg Atlanta, twórca mitycznej cywilizacji, ograniczającej nadrzędnym prawem swobody ludzi żyjących w śródziemnomorskich społecznościach, był zbyt odległy, by to prawo od Australijczyków surowo egzekwować. Nie opłacało mu się również budować świątyń — portów i przystani dla rzadko odwiedzających Australię mitycznych arek. Mimo to wpływy Atlantów na kontynencie były bardzo silne. Opracowane przez Atlantów moralne i etyczne prawo oparte na dziedzictwie wypracowanym przez Aniołów i Syreny było surowo przestrzegane w australijskich społecznościach. Moralność i etyka wpajana przez Aborygenów dzieciom i młodzieży podobna jest do etyki i moralności wpajanej dzieciom i młodzieży we wszystkich kulturach współczesnego świata.

Aborygeni kultywowali religię, której główną cechą było ścisłe powiązanie mitu z obrzędem i rytuałem. Uczestnicy ceremonii religijnych do dzisiaj przeżywają indywidualnie i zbiorowo: legendarne zdarzenia; tajemnicze inicjacyjne obrzędy; totemizm łączący poszczególnych osobników i społeczności z mitycznymi przodkami, otaczającą przyrodą i zjawiskami natury. Pragnąc ustrzec przed zapomnieniem swe mityczne dzieje opracowali metodę zdolną sprostać temu zadaniu. Wszyscy Aborygeni mitologię kontynentu znają w ogólnym zarysie a ponadto każde plemię zobowiązane jest troskliwie kultywować szczegółowo rozbudowaną mitologię dotyczącą jego ludu — historię totemicznych praprzodków zasłużonych w przeszłości dla ich ludu i opiekujących się ich ludem w obecnych czasach.

To tak jak by wszyscy obywatele Polski zobowiązani byli znać historię Polski w ogólnym zarysie i bardzo szczegółowo historię swego regionu łącznie z czynnym kultywowaniem regionalnego folkloru.

Jeśli jakiś totemiczny praprzodek wielu plemion wędrując w epoce Czasu Snu przez Australię tworzył coraz to nowe krajobrazy i cywilizował coraz to inne plemiona, to plemiona wywodzące się od mitycznych plemion, które odwiedził zobowiązane były przechowywać w pamięci i kultywować w obyczaju wszystkie jego dawne lokalne zasługi. Zobowiązane były przypominać o tych zasługach innym plemionom przybyłym na cyklicznie organizowane w świętych miejscach międzyplemienne spotkania. Odświeżanie pamięci o totemicznych praprzodkach polegało na przygotowywaniu inscenizacji mitów i przedstawianiu jej przybyłym plemionom oraz na wykonywaniu pieśni, obrzędów i rytuałów związanych z lokalną działalnością praprzodka.

Jednym z głównych elementów wierzeń Aborygenów jest totemizm, zakładający istnienie magicznego związku między ludźmi i ich totemami: zwierzętami, roślinami i mitycznymi praprzodkami. Nad czystością obrzędów i obyczajów czuwa starszyzna plemienna, surowi opiekunowie tradycji.

W plemionach panuje egalitaryzm podobny do wspólnoty pierwotnej z okresu matriarchatu. Hierarchie społeczne i ekonomiczne nie istnieją. Prestiż w społeczności można zdobyć jedynie dzięki sile osobowości, biegłości w polowaniu lub wyjątkowej znajomości mitów i tradycji.

Symbolem końca Czasów Snu jest walka „Dwóch węży przy skale Uluru”. Skała Uluru znajduje się w środkowej Australii. Wysoka na 400 m. i niezwykle szeroka u podstawy, widoczna z oddali, góruje nad okalającą ją równiną. Uluru jest najświętszym miejscem wielu plemion Aborygenów. Tu właśnie krzyżuje się niezliczona ilość szlaków przemierzanych przez praprzodków z Czasu Snu. Według legendy właśnie tu rozegrała się walka dwóch ludzi — węży, z których każdy chciał zostać władcą Czasu Snu.

Walka była zacięta i długotrwała. Wstrząsy jej towarzyszące zrodziły skałę Uluru. Zrodzona z bitewnej masakry, naznaczona bliznami stała się symbolem końca mitycznych dziejów. Z chwilą powstania skały zakończyło się w Australii formowanie świata. Od tamtej pory miał on istnieć na dobre i złe w niezmienionej postaci.

W śródziemnomorskiej mitologii para węży pojawia się wielokrotnie: Dwa węże wyczarowane z lasek Mojżesza i egipskiego kapłana walczyły ze sobą przed obliczem faraona. Dwa wijące się węże trzyma w rozpostartych ramionach posążek minojskiej bogini. Dwa pogodzone ze sobą węże oplatają kaduceusz, laskę posłańca bogów Merkurego. Herakles będąc niemowlęciem zadusił dwa węże nasłane na niego przez Herę. W dwa węże zostali zamienieni po śmierci założyciele greckich Teb, małżonkowie Kadmos i Harmonia. Inny mit głosi, że w postaci dwóch węży wyemigrowali w Żelaznym Wieku na Wyspy Szczęśliwe. Do Ameryki, a może do Australii?

Wąż odkształcający faliście lub spiralnie swe ciało to symbol czasu. To zapisany zwój złotej blachy zwinięty w rulon jak hebrajska Tora i ukryty w wydrążonej lasce proroka. To symbol ludzkich dziejów wyrażony przysłowiem „Raz na wozie raz pod wozem”. To ścieranie się starych i nowych poglądów, starych i nowych idei.

Dwa węże to dzieje dwóch narodów. Dwa zgodnie splecione węże to ugoda między dwoma narodami, to sojusz. Dwa walczące węże to wojna między dwoma narodami. Dwa rozdzielone węże to zawieszenie broni. To tymczasowy pokój.

Minojska bogini rozdzielająca węże to Hera siostra Posejdona i Dzeusa. Mądra bogini przez Wieki Srebra, Brązu i Żelaza godziła imperialne ambicje rywalizujących ze sobą braci. Węże oplatające laskę Merkurego to symbol posła dyplomaty. Walczące węże wyczarowane z lasek to dyplomatyczna gra prowadzona przez Mojżesza i faraona. Obaj dyplomaci powoływali się w dyskusji na mityczną przeszłość i zasługi swych narodów zapisane na złotych zwojach wyjętych z wydrążonych lasek.

Dwa walczące przy skale Uluru węże to wspomnienie długotrwałej mitycznej Wojny Trojańskiej, między Posejdonem z Atlantydy a Dzeusem z Hellady. Wielcy bracia zachowywali się w tej wojnie jak podstępne węże. Niby udziału w niej nie brali, lecz jeden skrycie sprzyjał Achajom walczącym w imieniu ludów z podtapianych regionów świata a drugi Iliadzie broniącej swych ziem przed zalewem uchodźców. Tuż po podpisaniu rozejmu, tuż po zakończeniu wojny, Atlantyda pogrążyła się w odmętach oceanu. Wkrótce po niej zatonęła w morzu Hellada. Mityczny świat starego kontynentu pogrążył się w Apokalipsie. W Australii skończyła się epoka zwana Czasem Snu.

Aborygeni niezwykle silnie wierzą w białą i czarną magię.

Wierzą w magiczną moc Djang, która wypełnia wszystko: zwierzęta, ludzi, skały, drzewa, źródła, rzeki, elementy krajobrazu. Wierzą, że z pomocą magii i czarów można z mocy Djang czerpać siłę. Na czarach najlepiej znają się szamani pełniący bardzo ważną funkcję w plemionach.

Wiara w tajemną moc Djang to zapamiętane przez Aborygenów mityczne osiągnięcia w atomistyce, akupunkturze i genetyce. Tajemnicza moc Djang, podobna do chińskiej jasnej energii Yang wyzwolonej z ciemnej, ściśniętej energii Yin, to energia jądrowa zawarta we wszelkiej materii; to plazma wypełniająca kosmos i bioplazma wypełniająca żywe organizmy i organizm człowieka. Djang to energia drgająca w jądrach atomów, na elektronowych powłokach, w kryształach minerałów, w strukturach biomaterii, w genetycznych spiralach.

Zgłębianie atomistyki, akupunktury i genetyki oraz próby praktycznego wykorzystania tych wiedzy realizowane były pod koniec Epoki Brązu i w Epoce Żelaza. Od czasów Apollona i Heraklesa po koniec mitycznych dziejów.

Energia Djang ujarzmiona białą magią symbolizuje pozytywne efekty wykorzystania promieniowania jonizującego oraz uzdrawiające efekty stymulacji bioplazmy w merydianach. Energia Djang ujarzmiona czarną magią symbolizuje szkodliwe a nawet zabójcze dla zdrowia skutki promieniowania jonizującego.

Niezwykle trafnym symbolicznym przedstawieniem działania promieniowania jonizującego jest kukiełka nakłuwana cierniami przez szamana. Kukiełka symbolizuje delikwenta, na którym szaman odprawia magiczne praktyki. Ciernie to przenikliwe promieniowanie a także igły stosowane w akupunkturze. Pod wpływem magicznych praktyk człowiek symbolizowany przez kukiełkę w cudowny sposób zdrowiał lub cierpiał a nawet umierał.

Świadectwem medycznego wykorzystywania w Wieku Brązu i Żelaza przenikliwego promieniowania są tak zwane rentgenowskie malowidła Aborygenów. Przedstawiane na tych malowidłach wizerunki ludzi i zwierząt posiadają dokładnie wymalowane kręgosłupy, żebra, serca i żołądki. Narządy te, są obecnie najczęściej prześwietlanymi promieniami rentgena organami człowieka. Interesujące jest także to, że pozostałe fragmenty wymalowanych postaci są jakby pocięte na segmenty, te z kolei są jakby poszatkowane drobniutko cienkimi, równoległymi, drobnymi kreseczkami. Każdy segment w innym kierunku jest pokreskowany. Całość postaci przypomina aplikację wykonaną ze skrawków zgrzebnej tkaniny wykonanej z grubych lnianych nici. Wytłumaczeniem takiego sposobu przedstawiania wizerunków ludzi, zwierząt i totemów jest współczesna tomografia.

Tomografia to metoda badania rentgenowskiego, polegająca na wykonywaniu warstwowych zdjęć narządów lub ich części w różnych płaszczyznach i na różnych głębokościach.

Tom zawarty w tomografii pochodzi od łacińskiego i greckiego słowa tomos — cięcie, rozcięcie i oznacza część dzieła literackiego lub naukowego, stanowiącego odrębną wielostronicową całość, zazwyczaj oddzielnie oprawioną. Ze słowem tomos związany jest tomahawk bojowa siekiera płn.-amerykańskich Indian. Słowo atom pochodzi od greckiego słowa atomos — niepodzielny, niedający się rozciąć, rozdzielić. Głoska a w słowie atomos wyraża przeczenie.

Nie twierdzę, że w mitycznej Australii istniała wyrocznia — placówka naukowa zajmująca się akupunkturą i atomistyką. Australia leżała na peryferiach ówczesnego świata. Twierdzę, że do Australii docierały informacje o wszelkich osiągnięciach cywilizacyjnych dokonanych na starym kontynencie.

Jak silnie zakorzenione są w ludziach mityczne dzieje, w jak nieoczekiwany sposób potrafią z masy zakodowanych w genach i mózgu informacji pod wpływem skojarzeń faktów teraźniejszych z przeszłymi wypłynąć na powierzchnię świadomości, świadczy przekaz o niewiernym Tomaszu odrodzony w Nowym Testamencie, w ewangelii Św. Jana.

A oto fragment tego biblijnego przekazu.

A gdy był wieczór dnia onego pierwszego po sabacie, a drzwi były zamknięte, gdzie byli uczniowie zgromadzeni dla bojaźni żydowskiej, przyszedł Jezus i stanął pośrodku nich, i rzekł im: Pokój wam! A to rzekłszy pokazał im ręce i bok swój; a uradowali się uczniowie ujrzawszy Pana.

A Tomasz, jeden z dwunastu, którego zowią Dydymus, nie był z nimi, gdy przyszedł Jezus. I rzekli mu drudzy uczniowie: Widzieliśmy Pana.

Ale im on rzekł: Jeśli nie ujrzę w ręku jego znaków gwoździ, a nie włożę palca mego w znaki gwoździ, a nie włożę ręki mojej w bok jego, nie uwierzę.

A po ośmiu dniach byli za się uczniowie jego w domu i Tomasz z nimi. I przyszedł Jezus, gdy były drzwi zamknięte, a stanął w pośrodku nich, i rzekł: Pokój wam!

Potem rzekł Tomaszowi: Włóż sam palec twój, a oglądaj ręce moje i ściągnij rękę twoją i włóż ją w bok mój, a nie bądź niewiernym, ale wiernym.

Tedy odpowiedział Tomasz i rzekł mu: Panie mój i Boże mój. Rzekł mu Jezus: Żeś mnie ujrzał Tomaszu, uwierzyłeś; błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli.

W przypowieści tej zmartwychwstały — cudownie odebrany śmierci, uzdrowiony — Jezus posiada podobnie jak przenikliwe promieniowanie moc przenikania przez materię. Wchodzi do pomieszczenia nie otwierając drzwi.

Gwoździe, które zraniły dłonie Jezusa, podobne są do cierni wbijanych przez szamana parającego się czarną magią w kukiełkę symbolizującą doświadczanego magicznymi praktykami delikwenta. Podobne są także do uzdrawiających igieł stosowanych w zabiegach akupunktury.

Znaki po gwoździach na dłoniach Jezusa to punkty O8 na merydianie Osierdzia. Znaki po gwoździach na stopach Jezusa to punkty N1 na merydianie Nerek. Oba punkty są punktami reanimacyjnymi. Nakłuwa się je, gdy pacjent jest w szoku, we wstrząsie lub gdy stracił przytomność.

Sabat jest siódmym dniem hebrajskiego tygodnia. Tego dnia Bóg odpoczywał po stworzeniu świata. Świat stworzony jest z głównie z atomów. Atom może posiadać siedem powłok elektronowych, emitujących kwanty światła i promieniowanie jonizujące. Za powłokami elektronowymi ukryte jest jądro zdolne emitować np. w nietrwałych izotopach energię promienistą.

Pierwiastki chemiczne uszeregowane są w układzie okresowym zbudowanym z siedmiu okresów i ośmiu grup. Okresy informują o ilości powłok elektronowych atomu, grupy, jest ich osiem informują o wartościowości pierwiastka, o jego aktywności chemicznej.

Tomasz posiada drugie imię Dydymus.

Didymos znaczy po grecku podwójny — bliźniak. Słowo dydolić stosowane kiedyś w polskiej mowie znaczyło ucinać, przecinać. Słowo bliźniak ma związek z blizną po cięciu.

Wiele pierwiastków ma atomy tworzące podwójne cząsteczki np. O2, N2 podobne do bliźniaków. Gdy rozłączyć te bliźniaki każdy z nich się uaktywnia. Wiercą się i kręcą jak by bolała je rana po cięciu. Jakby im kto zranił wątrobę. Uspakajają się, gdy połączą się z podobnie zranionym atomem.

Rana w boku Jezusa — tomos — cięcie kaleczy wątrobę.

Merydian Wątroby to pora tytanii Temidy uzbrojonej w miecz a także znak Wagi wywodzący się od Temidy. Waga ma dwie bliźniacze szalki. Różni je tylko zawartość. Na jednej stawia się odważniki — wzorce na drugiej ważoną substancję. Astrologiczny znak Wagi odpowiedzialny jest za pary małżeńskie — specyficzne bliźniaki złączone miłością. Niewierny to małżonek zdradzający partnera.

Aby biblijny przekaz zawierał maksimum wiedzy o atomach, promieniowaniu jonizującym i problemach, jakie to promieniowanie stwarzało przypowieść przypomina, że Tomasz był jednym z dwunastu uczniów Jezusa. Dwanaście zadań zlecono do wykonania Heraklesowi. Większość z nich dotyczyła likwidacji skutków awarii reaktorów jądrowych. Zleceniodawca tych zadań Erysteus, za każdym razem, gdy dzielny Herakles powracał z wyprawy z promieniotwórczym trofeum, krył się przerażony w ciasnym lochu wyłożonym blachami z brązu. Więcej o wiedzy o Heraklesie przekażę w kolejnej części tej książki.

Tomasz z racji, że tom zawiera oraz Dydymos z racji, że współtworzy dydaktykę uczestniczą w nauczaniu, przekazywaniu uczniom wiedzy zawartej w wielostronicowych tomach.

Wykorzystywanie wiedzy genetycznej polega na fragmentarycznym rozcinaniu helisy DNA zawartej w jądrze komórki i tworzeniu w miejscu rany zapisu RNA — fragmentarycznego przepisu na życie. RNA podobne jest do słowa rana. Największą, najwszechstronniej działającą w metabolizmie organizmu fabryką jest wątroba. Ta Prometeusza szarpana przez orła, ta Chrystusa przebita włócznią i ta zwykła ludzka wątroba.

Rozmnażanie komórek, przekazywanie całej zgromadzonej wiedzy potomnym komórkom, polega na rozcinaniu bliźniaczej helisy DNA i tworzeniu w miejscu rany komplementarnego zapisu posiadanej wiedzy. Zapładnianie polega na łączeniu pojedynczej rozciętej helisy DNA matki z podobną helisą ojca.

Dydaktyka to nauczanie, to współpraca nauczyciela z uczniami. Nauczyciel nie jest w stanie udowodnić uczniom wszystkiej przekazywanej im wiedzy. Aby uczniowie wykładaną przezeń wiedzę wiernie przyswajali a następnie wiernie bazowali na niej w życiu, nauczyciel musi być dla uczniów autorytetem — panem i bogiem. Uczniowie muszą mu ślepo wierzyć.

W dzieciństwie i młodości uczymy się odwiecznych moralnych zasad i praktycznego wykorzystania wszelkiego rodzaju poznanych i wypracowanych przez ludzkość wzorców. Mało kto ma czas na ich udowadnianie i sprawdzanie. Prawa te respektujemy w życiu ślepo, jak rozkazy. Dlatego Temida ma opaskę na oczach i niewiernych obowiązującemu prawu każe mieczem.

Promieniowanie jonizujące wprowadza mutacje w genetycznym zapisie wiedzy. Zmienia organizm i jego metabolizm. Jest jak biała i czarna magia. Tworzy nowe, czasem dobre a czasem złe, recepty na życie. Promieniowanie jonizujące, symbolizowane aureolą lub płomykiem ognia, zmienia ślepo wierzącego ucznia w kierującego się rozumem apostoła — propagatora i krzewiciela nowych idei. Chrystus nie zapisał ani jednego słowa ze swych nauk. Wierzył, że jego uczniowie natchnieni Duchem Świętym staną się apostołami głoszonych przez niego idei.

Australijski matriarchat

Ludność Australii, w wyniku zmniejszania się populacji pod wpływem niekorzystnych dla Australii zmian w klimacie, stopniowo uwsteczniła się w społecznym i materialnym rozwoju. Proces uwstecznienia zatrzymał się w paleolitycznym matriarchacie zmodyfikowanym patriarchatem stanowiącym jeden z podstawowych filarów cywilizacji Srebrnego Wieku.

Aborygenka, jak na kobietę z epoki matriarchatu przystało, utożsamiana jest w mitach ze Słońcem, jasnością i mądrością. Australijskie żeńskie Słońce utożsamiane jest z pochodnią. Pochodnię zapala się w ognisku. Wokół ogniska zbiera się plemienna rodzina. Rodzinę mnoży kobieta, matka. Aborygen, jak nigdzie indziej na świecie, utożsamiany jest w mitach z nocą, ciemnością i śmiercią.

Obyczaj Aborygenów otwarcie i pozytywnie odnosi się do kontaktów seksualnych mężczyzn i kobiet, lecz aktu seksualnego nie wiąże z rozmnażaniem. Aborygeni wierzą, że seksualne pobudzenie kobiety i mężczyzny umacnia rodzinę, stymuluje i wspomaga rozwój dziecka w łonie matki, lecz nie jest przyczyną powstania nowego życia. To ludzkie dusze unosząc się swobodnie w powietrzu za sprawą duchów praprzodków trafiają do łona przyszłych matek, po tym jak te wymarzą sobie potomka. Aborygeni żyją w związkach monogamicznych i do niedawna jeszcze, jedyni na świecie wierzyli, że nie mąż, lecz jakaś wyższa duchowa moc jest ojcem ich dzieci.

Wiara w boskiego, duchowego, nadprzyrodzonego ojca przetrwała w mitach innych narodów jedynie w odniesieniu do ludzi szczególnych: półbogów, herosów i ludzi ubóstwionych pośmiertnie. Przetrwała też w polskim przysłowiu: Bóg da dzieci to i da na dzieci.

W Starym Świecie pod koniec matriarchatu uległa likwidacji prokreacyjna funkcja przywódcy plemienia, nepoty, i zrodziło się pierwsze cywilizowane tabu dotyczące zakazu kazirodztwa. W poapokaliptycznej Australii, z racji malejącej liczebnie populacji cofnięto się ponownie do nepotyzmu. Szybko jednak przypomniano sobie jego zgubne skutki i zaczęto ponownie przestrzegać kazirodczego zakazu.

Prokreacyjna funkcja przywódcy plemienia, nepoty, zanikła w Australii nie tylko z powodu szkodliwych dla plenności plemienia efektów kazirodczych związków. Zanikła również dlatego, bo zdewaluował się status przywódcy plemienia.

W Australii klimat jest zrównoważony. Jedynym kataklizmem są sezonowo występujące susze i pożary. Jeśli potrafi się odszukać wodę w ziemi i korzeniach roślin można suszę przetrwać. Kobiety łatwiej znoszą brak wody. Mają więcej od mężczyzn tkanki tłuszczowej. W organizmie podczas spalania tłuszczu powstaje woda. Mężczyzna w czasie suszy musi się oszczędzać, zmniejszyć do minimum aktywność. Jeśli mężczyźni w grupie są mało aktywni, przywódca grupy również nie ma się, czym wykazać. Matriarchat odrodził się w poapokaliptycznej Australii dlatego, bo mężczyźni z racji klimatu byli mniej wytrzymali fizycznie i psychicznie od kobiet.

Australia jest kontynentem pozbawionym drapieżników. Mężczyźni nie mieli, przed czym bronić plemienia. Brak wielkich rzek, brak możliwości rozwoju rolnictwa, nie pozwolił rozrosnąć się ludzkiej populacji, nie pozwolił jej zróżnicować się i bogacić. Nie było powodu do zaborczych wojen plemiennych. Mężczyźni w plemieniu stali się prawie identyczni. Różnili się jedynie, doświadczeniem, zdobytą wiedzą, wiekiem i urodą. To za mało by zostać ojcem nepotą. To za mało by zostać srebrnowiekowym patriarchą. Ponieważ kobiecie w codziennej pracy potrzebna była pomoc silnego mężczyzny, a ten był z reguły przy niej, nie chodził na wojny i dalekie polowania, Australijczycy zaczęli żyć w trwałych monogamicznych związkach opartych na zasadach wypracowanych przez tytanię Temidę.

Atlanci chcąc ułatwić sobie zarządzanie mitycznym światem, już w Srebrnym Wieku podzielili nadmorskie ludy na społeczności sfeminizowane i społeczności męskie. Sfeminizowanymi społecznościami łatwiej było zarządzać. Z mężczyzn tworzono brygady zatrudnione przy zajęciach wymagających siły, zorganizowane w obozach pracy nadzorowanych przez innych mężczyzn zorganizowanych w strzegące społecznego ładu zbrojne oddziały.

Umieralność w obu formacjach była bardzo duża. Utożsamienie mitycznego mężczyzny Wieku Srebra z nocą, ciemnością i śmiercią jest trafne. Życie mężczyzn szybko kończyło się śmiercią. Tylko nieliczni, najsilniejsi, najzdrowsi, najzdolniejsi, najsprytniejsi, wykwalifikowani w realizowanym zawodzie, dożywszy średniego emerytalnego wieku wracali do swych rodzinnych sfeminizowanych plemion, by pełnić w nich rolę patriarchy. Celem patriarchy było płodzić z kobietami swego macierzystego plemienia potomstwo i uczyć małych chłopców urodzonych w plemieniu podstaw wykonywanego zawodu.

Taki system zorganizowania społecznego praktykowano przez cały Wiek Srebra i Brązu. Negatywne jego skutki uświadomiono sobie w Wieku Żelaza, za czasów Apollona.

Australijskie słoneczne, jasne, ciepłe kobiety, zgodnie z wypracowanym przez matriarchat kazirodczym tabu i zgodnie z wpojonym im w Srebrnym Wieku obyczajem, pragnęły żyć w zgodzie z tradycją i płodzić dzieci z wyselekcjonowanym patriarchą, nosicielem najdoskonalszych genetycznych cech. Ponieważ takich wybrańców w Australii w nie było, wymyśliły wyższą moc zapładniającą. Moc ta przebywała na odległych uroczyskach. Kobiety pragnące potomstwa właśnie tam podążały. Nim dotarły do celu podróży płodziły dziecko z napotkanym po drodze wędrowcem z odległego plemienia, tym, który instynktownie przypadł im do gustu.

Potem powracały do stałych seksualnych partnerów. Ci tak jak kiedyś, za czasów tytani Temidy pomagali im donosić ciążę i wychować urodzone dziecko. Ten oto prosty sposób skutecznie zapobiegał degeneracji genetycznej mało liczebnej ludności Australii.

Obrzezanie

Australijczycy cofnięci do epoki matriarchatu negatywnie odczuwali swą męską słabość. Czuli podświadomością i genami swą dawną, wypracowaną w starym świecie wartość. W celu zachowania męskiego autorytetu stworzyli obyczaj, który wzmacniał prócz autorytetu również ich psychikę.

Rytuały dawnych kultur zawierają obrzędy inicjacyjne dla dorastającej młodzieży. Sprawdzają one dojrzałość młodego człowieka do podjęcia dorosłego życia. Obrzędy inicjacyjne dotyczące młodzieży męskiej są w Australii niezwykle okrutne. Młodzieńcom zakazuje się mówić, jeść, poruszać się, wybija im się górne siekacze, wyrywa włosy, nacina ciało czyniąc wzorzyste blizny, niektóre nacięcia przypominają poważne zabiegi chirurgiczne. Chłopcy muszą przechodzić próbę ognia, boleśnie się przy tym parząc. Piją krew z nacięć wykonanych na ramionach dojrzałych mężczyzn. Niektóre plemiona dokonują rytualnego obrzezania. W czasie inicjacji zaznajamia się chłopców z mitami oraz znaczeniem kultowych symboli i obrzędów.

Po co te cierpienia?

Po to, by ożywić wspomnienia ukryte w mrokach podświadomości. Przypomnieć męski sens życia, czasy zapomniane, czasy, gdy mężczyźni pod wodzą ojca plemienia, tatasza nepoty, pełnili równoprawną rolę w matriarchalnej rodzinie. Narażali się walcząc z wrogiem i drapieżnikiem. Cierpieli oczekując godzinami w milczeniu i bezruchu na zdobycz. Chronili wspólną rodzinę przed ogniem płonącej latem tundry lub stepu.

Znaczący dla dalszych rozważań jest rytuał obrzezania dorastających chłopców. W starym świecie obrzezanie znane było od niepamiętnych czasów. Powstało na pograniczu świata Neandertalczyków i Syren. Zabieg wymyślili ludzie wywodzący się z kręgu neandertalskiej kultury w celu utrzymania w higienie męskich narządów płciowych.

Ludzie wywodzący się od Syren żyli w związkach monogamicznych. W chwilach zauroczenia, zdarza się to do dzisiaj, zdradzali stałych seksualnych partnerów. Przy okazji szerzyli zakażenia weneryczne. Płodne nadmorskie społeczności z racji nadmiaru potomstwa bagatelizowały problem. Ich organizmy przyzwyczaiły się z czasem do infekcji i osłabiły negatywne skutki wenerycznych chorób. Organizmy ludzi współczesnych w podobny sposób osłabiły działanie kataru i innych chorób zakaźnych.

Anioł zarażony chorobą weneryczną przez Syrenę ciężko chorował. Jeśli zwyciężył chorobę i wyzdrowiał stanowił zagrożenie dla własnej grupy rodzinnej. Zakażone przez niego kobiety stawały się niepłodne lub rodziły uszkodzone chorobą dzieci. Zagrażało to prokreacyjnemu odnawianiu się koczującej grupy i pośrednio życiu każdego osobnika. Egzystencja grupy zależała od optymalnej liczebności i składu plemienia.

Zakażenie weneryczne powodowało widoczne i bolesne stany zapalne pod napletkiem. Obcięcie napletka łagodziło dolegliwość, zarazki nie miały się gdzie gromadzić i mnożyć. Z czasem zabieg zaczęto stosować profilaktycznie. Oddanie po przygodnym stosunku moczu spłukiwało cewkę moczową mężczyzny, opłukanie członka moczem dezynfekowało męski organ płciowy. Ten prosty paleolityczny zabieg ułatwiał mężczyźnie narażonemu na kontakty z obcymi kobietami zachowanie higieny i zdrowia oraz chronił zdolności rozrodcze kobiet jego plemienia. Stosowanie zabiegu obrzezania w rytualnych obrzędach Australii świadczy, że zabieg może mieć nawet 40 tysięcy lat.

Rytualny zabieg obrzezania ma jeszcze jedno symboliczne znaczenie związane z realizowanym w Wieku Srebra i Brązu mitycznym patriarchatem. Zabieg ten, obcięcie napletka, symbolizuje pozorną kastrację, obowiązujący prawie wszystkich mężczyzn zakaz spółkowania z kobietami równoznaczny z zakazem płodzenia dzieci. Prawo do płodzenia, do przekazywania potomstwu najlepszych cech po przodkach, posiadali patriarchowie, emerytowani mężczyźni zasłużeni w wyspecjalizowanej wytwórczości, w zarządzaniu lub wojskowym rzemiośle.

Jeszcze dzisiaj w wielu arabskich kulturach obrzezanie realizowane jest u kilkuletnich chłopców. Rytuał symbolizuje odebranie chłopca kobiecej społeczności i przekazanie go społeczności męskiej. Widziałam ten obyczaj w Tunezji. Wystraszonego, odświętnie ubranego chłopaczka odprowadzała do meczetu na zabieg obrzezania gromada rozpaczliwie zawodzących kobiet. Rozpaczały tak przejmująco, jakby go miały utracić na zawsze. Rytuał ten pamięta mityczne czasy Wieku Srebra. Kiedyś, taki chłopczyk, oddzielony od matki, sióstr, babć i ciotek kierowany był do męskiego obozu pracy. Tam do końca życia przebywał w męskim towarzystwie i nie doświadczał seksu z kobietami.

W niektórych plemionach Aborygenów, po dwunastu miesiącach od pierwszego symbolizującego kastrację obrzezania, nowicjusz przechodzi drugą rytualną operację, podłużne nacięcie członka. Otwarcie tego fallicznego łona ma uczynić zeń kogoś więcej niż mężczyznę. Symbolika tego rytualnego zabiegu, podobna do symboliki wyłonienia się hinduskiego boga Siwy z rozciętego gigantycznego fallusa, pamięta naukowe badania prowadzone przez Dzeusa i Apollona w celu rozszyfrowania mechanizmu genetycznego dziedziczenia i uzdrowienia zdegenerowanej srebrnym patriarchatem ludzkości. Twórczy wysiłek Dzeusa i Apollona przywrócił wszystkim mężczyznom płodność, symbolizowaną podobnym do kobiecego sromu podłużnym rozcięciem fallusa i doprowadził do stworzenia pięknej Heleny, symbolu monogamicznej rodziny.

Naukowo-badawcze wysiłki Dzeusa i Apollona zaowocowały w odrodzonym poapokaliptycznym świecie powstaniem nowego patriarchatu, systemu społecznego będącego odwrotnością matriarchatu. System ten nie ma nic wspólnego z mitycznym patriarchatem. Nowy patriarchat urabiany męskimi hormonami opiera się na rywalizacji, agresji i krwawej selekcji. Jest okrutny, bezwzględny, amoralny i niezwykle żywotny. Trwa już kilka tysięcy lat. Trwa i trwa.

Paranormalne uzdolnienia Aborygenów

Aborygeni potrafią ponoć z pomocą magii i szamańskich praktyk telepatycznie porozumiewać się między sobą. Metodą tą karzą łamiących prawo, uzdrawiają, przekazują sobie stany ducha oraz ważne informacje.

Przypuszczam, że Aborygeni, nieliczny lud zamknięty przez tysiąclecia w obszarze Australii, zorganizowali się z racji genetycznego podobieństwa w monolityczną społeczność. Osobniki tworzące ten uporządkowany tradycją genetyczny monolit zdolne są porozumiewać nie tylko mową i gestem, lecz również w sposób niezrozumiały ludziom cywilizowanego świata.

Łatwiej jest nam współczesnym zrozumieć społeczne zachowania mrówki w mrowisku, pszczoły w ulu i ryby w ławicy niż akceptować możliwość istnienia niekonwencjonalnych sposobów oddziaływania, spajających izolowane archaiczne społeczności w jedność. Umiejętności te przetrwały od paleolitu w nielicznych koczowniczych grupach plemiennych żyjących na antypodach świata. Zachowały się także u nielicznych osobników współczesnej cywilizacji. Świadczy o tym znaczna liczba ludzi wierzących w takie oddziaływania i twierdzących, iż takie zdolności niekiedy posiada.

Współcześni cywilizowani ludzie kolonizując kolejne obszary Ziemi, kontaktując się z pierwotnymi plemionami starali się je ucywilizować na siłę. Nie liczyli się z tym, że cywilizowanie tych grup jest równoznaczne z ich zagładą.

Mówi się, że bliźnięta jednojajowe są ze sobą psychicznie bardzo silnie związane. Nie są jednak tak silnie związane jak archaiczna plemienna społeczność. Jednojajowe bliźnięta czują się indywidualnościami. Są w stanie żyć bez siebie. Archaiczne plemię prócz genetycznego pokrewieństwa spaja tradycja kultywowana na co dzień i od święta. Społeczność plemienna dzień w dzień silnie odczuwa przeszłość, doświadczenia wypracowane przez pokolenia przodków zawarte w mitach, rytualnych obrzędach i magii. Archaiczne plemienne społeczności stanowią niezwykle długowieczne organizmy. Żywymi korzeniami tradycyjnej, ciągle użytecznej wiedzy wypracowanej przez pokolenia przodków uczestniczących jako duchy w ich codziennym życiu, w życiu ich ojców i dziadów, sięgają początku ludzkich dziejów. Ten plemienny monolit odczuwa przeszłość jak żywy fundament. Wsparty na nim jest w stanie, z pomocą magicznych praktyk szamana integrującego rytualnym obrzędem członków plemienia, zwyciężać wszelkie złe moce i nieprzychylne żywioły.

Bowiem nie jest ważne to, czy bębny szamana sprowadzą deszcz. Ważne jest to, że bębny szamana dodają ducha całej społeczności. Dzięki nim społeczność przetrwa kolejny dzień. A deszcz w końcu spadnie. Musi spaść. Jeśli dało się istnieć od początku świata do chwili obecnej, to znaczy, że deszcz nadchodził po suszy wielokrotnie i teraz też nadejdzie.

Ani koczujących amerykańskich Indian, ani Aborygenów nie udało się zmusić do ciężkiej niewolniczej pracy. Do Ameryki przywożono do pracy Murzynów, do Australii Chińczyków i Hindusów. Człowiek paleolitu potrafi pracować efektywnie tylko w plemiennej grupie, zgodnie z rytuałem wypracowanym przez tysiąclecia. Oderwany od grupy pogrąża się w apatii, choruje, degeneruje. Zachowania te nie świadczą o zaniżonym poziomie inteligencji tych ludzi. Ich dzieci mają umysły bardzo chłonne. Ich dzieci inteligencją dorównują cywilizowanym dzieciom.

Paleolityczny szaman jest jednocześnie kapłanem, znachorem, poetą, muzykiem i aktorem. Jest medium skupiającym psychiczne siły członków swego plemienia. Jego obrzęd realizowany w magicznym roztańczonym kręgu współplemieńców jednoczy moc plemienia z nadprzyrodzonymi mocami przodków i siłami otaczającej przyrody w celu oddalenia nieszczęścia lub sprowadzenia pomyślności.

Jeśli zniszczymy ostatnie paleolityczne społeczności nie poznamy, na czym polega to zjawisko. A jest to żywioł, który nie jeden raz na przestrzeni ludzkich dziejów dawał znać o sobie. Żywioł, który w aktualnym, coraz bardziej zintegrowanym świecie coraz więcej znaczy, coraz silniej działa, coraz więcej może. Żywioł ten we współczesnych czasach bazuje na popularnej muzyce, propagandzie, reklamie oraz informacji rozpowszechnianej w masowych środkach przekazu.

Żywioł nie tylko żywi. Żywioł potrafi także niszczyć. Przypomnijmy sobie Hitlera. To był szaman! Skupił moc praworządnego i pracowitego narodu śniącego o potędze i podpalił świat.

Treści propagowane w środkach masowego przekazu spowodowały, że nauczyliśmy się mierzyć człowieka miarą luksusu, jaki na się wdziewa. Bogactwo przestało być biblijnym złotym cielcem czczonym w świątyniach jedynie od święta. Stało się złotym wołem spożywanym dzień w dzień przez wysoko cywilizowanych ludzi bogatych narodów. Masa odchodów tego złotego wołu zatruwa ziemski ekosystem. Cuchnącymi oparami mąci dalekowzroczne myślenie, degeneruje mózgi. Masa mózgu współczesnego wysoko cywilizowanego człowieka jest coraz mniejsza.

Totem

Paleolityczny człowiek, zrekonstruowany w Australii przez matkę naturę, przypomniał sobie czasy, gdy świadomość ludzka zaczęła dopiero rozświetlać mroki nocy. Czasy te zaczęły się w łonie Afryki wtedy, gdy nasz praojciec i zarazem praojciec Aborygena wymówił pierwsze słowo i nakreślił patykiem znak na piasku. Wtedy to zaczęły się czary. Świat zaczął się uświadamiać. Potem objawił się nasz dobry Bóg. Powstał w tradycyjny, opisany w mitologii Aborygenów sposób. Symbolizował go totem — Ryba narysowana na piasku.

Totemy to zwierzęta, rośliny albo martwe przedmioty, którym pierwotne wspólnoty rodowe całego świata okazywały cześć religijną. W starożytnej religii Egiptu totemy, głowy zwierząt, wieńczyły ludzkie korpusy bogów. Podobnie przedstawiane są wizerunki totemów w Australii. W religii starożytnej Grecji bogowie posiadali w pełni ludzkie postacie, lecz nadal były im przypisane totemiczne zwierzęta lub rośliny. W chrześcijaństwie także przetrwało kilka totemów: Baranek Boży; kozioł symbolizujący szatana; wąż szatan u stóp Marii Panny; włosy ufryzowane w niby rogi nad czołem Mojżesza.

Aby zrozumieć, czym jest totem musimy poznać związane z totemem słowa: Tot to egipskie bóstwo z głową ibisa, związane z kultem Księżyca, patronujące magii. Tot wynalazł pismo. Był opiekunem pisarzy, cyfr, rachunków i kalendarza. Ibis to duży ptak brodzący, z długim szablasto zagiętym, spłaszczonym na końcu dziobem, zamieszkujący w gorących strefach świata błota, stepy i lasy; Totalny to pełny, zupełny, całkowity. Totalizm to rozciągniecie kontroli nad całością życia społecznego, na totalizmie opierał się faszyzm; Totus w karcianej grze preferansa oznacza wzięcie wszystkich lew; Totolotek to gra liczbowa.

Gdyby środowisko nie zmieniało się ustawicznie, gdyby nie konieczność zasiedlania coraz to nowych obszarów Ziemi, nie stalibyśmy się ludźmi. Nim staliśmy się ludźmi potrafiliśmy jedynie tak jak małpy skupić się w gromadzie, by łatwiej wypatrzyć wroga lub przeczekać ciemną noc. Potrafiliśmy podobnie jak chore zwierzęta odszukać roślinę przynoszącą ulgę w dolegliwości. Życie ustawicznie nas dokształcało, lecz trudno nam było, z racji braku mowy, dzielić się wiedzą z innymi.

W zwierzętach zdobyte przypadkowo umiejętności utrwalał dobór naturalny. Człowiek paleolitu różnił się od zwierząt. Obserwował bacznie otoczenie. Starał się je zrozumieć. To, co zrozumiał, zapamiętywał i stosował w życiu. Zdobytą wiedzę i doświadczenie ubierał w gesty i słowa a następnie przekazywał członkom rodzinnej społeczności. Zasiedlając nową okolicę zaznajamiał się z nią w sposób totalny. Poznawał teren, jego ukształtowanie, roślinność, a przede wszystkim bacznie obserwował zwierzęta. Ich sposób bycia, ich zachowanie, ich dietę.

Pierwszymi nauczycielami człowieka były zwierzęta. Człowiek zaludniając nowe tereny przyswajał umiejętności zamieszkujących je zwierząt. Drapieżnik panujący w nowo zajmowanej okolicy był zwierzęciem, od którego można się było najwięcej nauczyć. Człowiek naśladując zwierzęta uczył się zachowań w nowym środowisku i zdobywał, mimo braku kłów, pazurów, rogów i kopyt, przewagę na zajmowanym terenie.

W późniejszych czasach, gdy nie musiał już zwierząt podglądać, jest to kłopotliwe i czasochłonne, gdy wiedzę ich przyswoił, ubrał w mówione a z czasem pisane słowa, by przekazywać ją kolejnym młodym pokoleniom, gdy wiedza ta zdezaktualizowała się z racji zmienionego rozwojem cywilizacji trybu życia, człowiek nie zapomniał o pierwszych nauczycielach i nadal im rangę bóstw totemicznych. Wdzięczność okazywał im nawet wtedy, gdy zaczął mieszkać w budowanych z gliny domach i uprawiać pola nawożone odchodami bydła i wylewami wielkich rzek.

Nadal kochamy i ubóstwiamy totemy. Są nimi pluszowe zwierzaki. Nazywamy je maskotkami. Wierzymy, że przynoszą nam szczęście. Maskotka pamięta naukę maskowania się w terenie podczas polowania, udzielaną naszym przodkom przez wielkiego paleolitycznego kotka — lwa. Małe dzieci nadal kochają gadające po ludzku bajkowe zwierzątka. Nadal uczą się życia od zwierząt z książkowych i telewizyjnych bajek. Zwierzęta uwiecznione przez starożytnych i nowożytnych poetów w bajkach z morałem uczyły i nadal uczą ludzi życiowej mądrości.

Tot ma głowę ibisa, ptaka szukającego pokarmu na podmokłych terenach. Archaiczny człowiek podobnie jak ibis wytrwale szukał pokarmu ducha, wiedzy ułatwiającej mu życie. Tak jak ibis dziobem, tak on patykiem kreślił na wilgotnej ziemi symboliczne znaki, pierwsze pisanie.

Nasz kochany bocian podobny do egipskiego ibisa zwiastuje wiosnę, życie odradzające się po zimie. Przynosi nam również malutkie dzieci. W miarę jak rosną, uczymy je mądrości i wiedzy. Uczymy pisania i czytania. Przekazujemy im dziedzictwo naszego ducha.

Fascynują nas niezwykłe wyczyny magików. To, co czyni magik nie jest iluzją. To idealnie zintegrowana w czasie i przestrzeni masa realnych czynności wiążących świat rzeczy, zjawisk i postrzegania. Kiedyś, dawno temu, na początku ludzkiego bytowania, otaczający świat wydawał nam się magiczną iluzją. Widzieliśmy jedynie końcowe efekty jego działania. Zwierzęta pomagały nam rozszyfrować magię świata, rozświetlały nam mroki nieświadomości i czynią to nadal. W medycznych i biologicznych pracowniach doświadczalne zwierzęta wyjaśniają nam, czym jest życie i uczą nas parać się z jego problemami.

Najbardziej magiczne jest to, że współcześni ludzie szczęście w kartach i w grach liczbowych związali słowami TotolotekTotus z paleolitycznym Totemem.

Małpolud zaczął przekształcać się w myślącego człowieka w chwili, gdy skojarzył, że zbieranie lew, umiejętności wypracowanych przez zwierzęta, uzbieranie całej ich puli, uczyni go potężniejszym od lwa, króla zwierząt. Pozwoli wygrać mu najlepszy los na loterii ziemskiego życia. Lewa to karty wzięte jednorazowo przez przebicie kart uczestników gry. Lewy można brać, zgarniać, liczyć i odkładać.

Totolotek to gra hazardowa, której uczestnik po skreśleniu kompletu liczb na kuponie uzyskuje pieniężną wygraną w wypadku zgodności liczb skreślonych z liczbami wylosowanymi w grze. Opłata za skreślenie kompletu liczb jest niska. Główna nagroda, z racji wielkiej ilości uczestników gry, czyni wygranego milionerem. Totolotek jest grą symbolizującą nasze czasy. Każdy z nas płaci mniej lub więcej do wspólnej kasy. Finansując wielką wygraną każdy żywi nadzieję, że wygra.

Obecnie, intensywniej jak nigdy dotąd w historii ludzkości, dzięki globalnej satelitarnej łączności, komputeryzacji i komunikacji totalnie integrujemy wiedzę i umiejętności ludzi. Zbieramy, zgarniamy, liczymy, przetwarzamy i wykorzystujemy lewy wiedzy i umiejętności wypracowane przez ludzi i narody świata. Żywimy nadzieję, że tą wiedzą i umiejętnościami wygramy przyszłość. Chcemy przeżyć. Czy tak się stanie zależy od nas i od tych, co zarządzają zgromadzoną wiedzą, informacją i finansami świata oraz od szczęścia, które liczy się w życiu podobnie jak w totolotku i w kartach.

Dobre mitologiczne bóstwa zasłużone dla ludzkości miały rybie ogony. Należał do nich sumeryjski bóg wód i mądrości Enki, pół człowiek-pół ryba oraz grecki bóg Pan, pół człowiek-pół kozioł. Oba bóstwa żyją do dzisiaj w znaku Koziorożca. Główny mityczny bóg Polinezji Tangaroa był również pół-człowiekiem pół-rybą.

Ryba i Lew to bóstwa totemiczne posiadające ludzką głowę. Egipski Sfinks jest symbolem człowieka myślącego — drapieżnika. Człowiek podobnie jak kot żywi się mięsem. Dzięki temu nie musi tak jak zwierzęta roślinożerne tracić czasu na bezustanne jedzenie i przeżuwanie. Człowiek podobnie jak kot zaoszczędzony czas poświęca zabawie. Człowiek od kota różni się tym, że znacznie mniej śpi i gdy nie śpi, myśli. Wymyśla różne użyteczne rzeczy i zastanawia się nad swym życiem i światem.

Człowiek-ryba to osobnik wykorzystujący bieg rzek i prądy mórz w celu integrowania działalności ludzi zamieszkujących rozległy świat. Ludzie-ryby tworzyli więzi między odległymi społecznościami zaludniającymi brzegi mórz i wielkich rzek. Realizowali wymianę nie tylko wyrobów, lecz także twórczej myśli zawartej w wyrobach, czym przyspieszali cywilizacyjny rozwój ludzkości.

Polinezja

Wierzenia Australii pozwoliły nam usytuować w czasie i nieco zgłębić mity powstałe w Złotym, Srebrnym, Brązowym i Żelaznym Wieku w śródziemnomorskim świecie, między 60 a 10 tysiącleciem p.n.e. Najnowsze mity Polinezji, niespotykane w innych mitologiach świata, pozwolą nam zrozumieć sposób tworzenia się mitu. Mitologia Polinezji posiada mity podobne do mitów starego świata i mity stworzone przez ludy Polinezji w znacznie późniejszym okresie.

W najstarszych sumeryjskich mitach prabogowie matka ziemia Ki i ojciec niebo An, niewolą miłosnym uściskiem swego potomka boga powietrza Enlila. Ten siłą rozdziela rodziców tworząc między nimi przestrzeń życiową dla kolejno rodzących się bogów. W micie greckim Uranos, bóg nieba połyka potomstwo a więc również niewoli je w swym brzuchu. Jego najmłodszy syn Kronos za namową matki Gai wyzwala bogów a potem kastruje Uranosa. Kolejnym wyzwolicielem bogów z niewoli ojca jest Zeus, zwany w Grecji Dzeusem. Głoska D związana ze światłem i duchem, którego można wyzionąć, a więc z oddechem świadczy, że w greckiej mitologii pamiętano o sumeryjskim bogu powietrza Enlilu. Dzeus poi Kronosa wymiotnym naparem przygotowanym przez znającą się na roślinach tytanię Metis. Po wydaleniu potomstwa z brzucha Kronos wygnany został do Tartaru.

Miłosny uścisk pierwszej polinezyjskiej boskiej pary, podobnie jak w Grecji, tłamsił kilkoro potomstwa. Bóg wojny chciał uśmiercić rodziców. Było to równoznaczne z wykastrowaniem. Reszta rodzeństwa poparła mniej drastyczne rozwiązanie przedstawione przez boga roślinności. Postanowiono zakochanych w sobie rodziców rozdzielić siłą. Przeciwnikiem takiego rozwiązania był bóg powietrza. Rozwścieczony krzywdą, jaką miłującym się rodzicom uczyniono, uwolnił z jaskiń swych dłoni huragany, te rozpędziły wyrodne rodzeństwo. Władcą huraganów w mitologiach starego świata był akadyjski Marduk i japoński Susano.

W mitach Polinezji istnieje druga podobna do hebrajskiej wersja stworzenia świata. Para bogów, wygenerowana z ciemności rozjaśniającej się w kolejnych boskich pokoleniach, stworzyła: zwierzęta morskie, rośliny, owady, ptaki, płazy, gady, drobne gryzonie. W miarę rozwoju procesu twórczego ciemność rozjaśniała się. Noc ustąpiła z chwilą zakwilenia pierwszego niemowlęcia. Potem rodzili się mężczyźni i kobiety. Rozeszli się po świecie i nastał dzień.

Sądzę, że mit ten lepiej odzwierciedla osiągnięcia okultystycznej mitycznej myśli. Jest mniej zniekształcony destrukcyjnym działaniem upływającego czasu od biblijnego przekazu.

Mityczne niebo Polinezji podobnie jak niebo Azteków, Arabów, Skandynawów i Japończyków jest wielopoziomowe. Mity Polinezji pamiętają ukaranie rodzaju ludzkiego Wielkim Potopem. Mity Polinezji posiadają herosa podobnego z imienia do biblijnego Mojżesza.

Maleńkie, piąte z kolei, niechciane już dziecko, matka zgodnie z pradawnym zwyczajem owinęła ściętymi włosami i oddała morzu. Dziecko oplątane włosami unosiło się na falach tak długo, aż zaopiekował się nim jeden z bogów. Wyrósł z niego heros Mauia, mądry jak hebrajski Mojżesz, dorównujący bohaterskimi czynami sumeryjskiemu Gilgameszowi i greckiemu Heraklesowi, który powrócił po latach do rodzinnego domu.

Dziwnym zbiegiem okoliczności nie tylko życiorysy, lecz także imiona Mojżesz i Mauia są podobne. Obaj bohaterowie wyprowadzili swe ludy z domu niewoli i po długiej tułaczce po pustyni doprowadzili do ziemi obiecanej. Domem niewoli herosa Maui była przeludniona wyspa. Pustynią ocean. Ziemią obiecaną była odszukana na oceanie nowa wyspa nadająca się do zasiedlenia.

Polinezyjscy osadnicy przybyli na Tajwan 4 tys. lat p.n.e. Polinezję zaczęli zasiedlać zaczynając od Tajwanu 3 tys. lat p.n.e. Polinezyjczycy posiadają rysy twarzy i posturę podobną do mieszkańców rejonu Morza Śródziemnego. Przytoczone wyżej mity świadczą, że musieli przybyć na Tajwan z terenów o wspólnej z Hebrajczykami i Sumerami tradycji.

Jeśli osadnicy ci donieśli mitologię Sumeru i Hebrajczyków na Tajwan 4 tys. lat p.n.e., a wielki był to szmat drogi, wnioskować można, że mity Sumeru zawierają treści powstałe, co najmniej 4–2 tys. lat wcześniej. Starożytne państwo Sumeru powstało u ujścia Tygrysu i Eufratu 4 tys. lat p.n.e. Mity Sumeru i mity Hebrajskie mają co najmniej 8–10 tys. lat a może nawet znacznie więcej. Musiały się przecież nie tylko ukształtować, musiano je zapamiętać na całe tysiąclecia. Wniosek stąd wysnuć można tylko jeden. Sumeryjskie, hebrajskie i polinezyjskie mity są historią mitycznej przeszłości.

Obliczenia te opieram na porównaniu szybkości zaludniania Ameryk przez koczownicze plemiona Azji. Przestrzeń od Cieśniny Beringa do Przylądka Burz plemiona te pokonały w ciągu 4 tys. lat. Przebycie przez Polinezyjczyków podobnej odległości, od Tajwanu do Fidżi zajęło od czterech do dwóch tysiącleci. Drogę ta była znacznie trudniejsza. Trzeba było sforsować ocean.

Paleolityczne ludy, by przetrwać w świecie kolejnych zlodowaceń, opracowały metodę trwałego pamiętania zdobytej informacji. Wszyscy uczestniczyli w procesie pamiętania. Aby nie zapomnieć integrowano zdobytą wiedzę w totalny sposób. Doszukiwano się wszystkich możliwych powiązań między środowiskiem, nowo zdobytą wiedzą i wiedzą dotychczas przyswojoną. Tworzono i zapamiętywano wiedzę w okultystyczny sposób. Słów było niewiele, dopiero tworzono je z mozołem. Wymiana myśli polegała na wskazywaniu gestem analogii między badanym zjawiskiem a otoczeniem. Do mozolnie zdobytej wiedzy podchodzono z niebywałym szacunkiem, czczono ją. Wiedzę tą łączono z kultem zasłużonych przodków. Po niemiecku Tod znaczy śmierć, Tot znaczy umarły. Pamiętana, sumująca się pokoleniami wiedza przodków zwiększała szansę przeżycia, chroniła przed śmiercią.

W mitologii Polinezji są treści stworzone wyłącznie przez Polinezyjczyków. Polinezyjski, podobny do Heraklesa Mauia dokonał kilku bohaterskich czynów niespotykanych w mitach Starego Świata. Udoskonalił niezbyt starannie skonstruowane przez bogów niebo.

Początkowo niebo było zawieszone nisko nad ziemią, potem jeden z bogów uniósł je nieco wyżej i podparł żerdziami. Żerdzie chwiały się i niebo co jakiś czas opadało. Polinezyjski heros podrzucił niebo tak wysoko, że już więcej nie opadało i stabilnie zawisło nad ziemią.

Mit ten w pierwszej części przypomina mit o Atlasie synu Japetosa, tytanie podpierającym nieboskłon i mit o Heraklesie. Heros na krótki czas zastąpił tytana i wziął niebo na swe barki.

Druga część mitu jest całkiem nowa.

Heros Mauia wytyczył Słońcu regularny tor i bieg po niebie. Nim to zrobił Słońce chodziło po niebie nierównomiernie i w nieuporządkowany sposób. Wschodziło, kiedy chciało i zachodziło, kiedy chciało. Raz szło szybciej a raz wolniej. Zdarzało się, że ledwo wzeszło, zaraz zachodziło. Heros zarzucił linę na Słońce i je ujarzmił. Odtąd dni stały się równe nocy a Słońce jednostajnie przesuwało się po nieboskłonie.

Prawie cała Polinezja leży między zwrotnikiem Raka i Koziorożca. Tylko część wysp hawajskich leży na północy nad zwrotnikiem Raka. Na południu, daleko za zwrotnikiem Koziorożca znajduje się zaludniona przez Polinezyjczyków około 1000 roku Nowa Zelandia.

Polinezyjczycy byli wspaniałymi żeglarzami. Budowali katamarany z żaglem i sterem zdolne przetransportować na kolejno zasiedlane wyspy całe rodziny z dobytkiem i inwentarzem. W celu znalezienia bezludnych wysp organizowali rozpoznawcze męskie wyprawy. Po odkryciu nowej wyspy organizowali wyprawy zasiedleńcze. Wielkie odległości między wyspami przemierzali dzięki znajomości gwiazd oraz zasad ruchu Słońca i Księżyca na ekliptyce.

My współcześni laicy nie dostrzegamy różnicy między niebem a nieboskłonem. Jedno i drugie wydaje nam się w dzień niebieską pokrytą obłokami a nocą granatową oblepioną gwiazdami kopułą. Tymczasem nieboskłon to ekliptyka określona gwiazdozbiorami Zodiaku, tor wędrującego po niebie Słońca, Księżyca i planet. Ekliptyka raz na rok kłania się Ziemi. Te cykliczne pokłony nieba były dla archaicznych koczujących ludów zdarzeniami odmierzającymi czas, określającymi miejsce bytowania, klimat i rodzaj wykonywanych zajęć.

Najważniejsza w paleolicie była Matka Galaktyka i miejsce, wokół którego obracało się niebo. Obecnie miejsce to wyznacza Gwiazda Polarna. Galaktyka była pierwszym kosmicznym Smokiem władającym losami ludzi. Tysiąclecia upływającego czasu, podobnie jak to czyni perspektywa, zmniejszyły go do rozmiarów smoczka ssanego przez niemowlę.

Galaktyka — Mleczna Droga podobna była z kształtu do gigantycznego stada turów przemierzającego tundrę. Stado to pełne samic karmiących cielęta żywiło przez tysiąclecia niemowlęcą ludzkość.

Potem ludzie dostrzegli ekliptykę, drugiego Smoka.

Tor Słońca na niebie intrygował ludzi. Gdy opadał przychodziła pora zimna, gdy się podnosił przychodziła pora ciepła. Zimno straszyło głodem i śmiercią. Praprzodkowie Greków obawiając się zimy, kazali tytanowi Atlasowi podtrzymywać upadający nieboskłon. Znużony tytan kołysał się, przestępując z nogi na nogę i tym powodował zmiany pór roku. Gdy praprzodkowie Greków osiedlili się i wybudowali ciepłe mieszkania, przestali obawiać się mrozu i głodu. Wtedy to Perseusz lub Herakles, za pomocą głowy Meduzy zamienił Atlasa w kamień. Od tego czasu większość ludzi na świecie nie dostrzega różnicy między niebem a nieboskłonem.

Polinezyjczycy różnicy tej nie zapomnieli z tej przyczyny, że ustawicznie koczowali, nie po tundrze, lecz po oceanie. Poszukując Nowej Zelandii porywani byli często przez wichry i zimne arktyczne prądy morskie w pobliże Antarktydy. Zetknęli się tam ze zjawiskiem świecącego niziutko nad horyzontem zimowego Słońca. Zetknęli się tam z dniem bardzo krótkim lub bardzo długim oraz niejednostajnym biegiem Słońca po niebie. Chcąc podtrzymać upadającą ekliptykę przypomnieli sobie mitycznego śródziemnomorskiego tytana Atlasa i polecili jednemu ze swych bogów, by tak jak on podparł żerdziami upadający nieboskłon.

W szerokościach geograficznych nad zwrotnikiem Raka Słońce zawsze wschodzi po lewej a zachodzi po prawej stronie. Słońce w południe jest na południu. Za zwrotnikiem Koziorożca Słońce zachowuje się odmiennie. Wschodzi po prawej stronie, zachodzi po lewej a w południe jest na północy. Między zwrotnikami sytuacja jest mieszana. W zależności od pory roku i szerokości geograficznej, na której znajduje się człowiek, Słońce może wschodzić z lewej lub z prawej strony i znajdować się w południe na północy lub na południu nieba.

Wyobraźmy sobie rodziny ludzkie z małymi dziećmi, z dobytkiem i inwentarzem miotane między zwrotnikami po oceanie z szaleńczą prędkością huraganu i ludzi obserwujących w chwilach rozpogodzeń te anormalne zjawiska.

Kolumbowi załoga niemal zbuntowała się ze strachu, gdy po wypłynięciu za zwrotnik Raka zobaczyła Słońce wschodzące na zachodzie.

Łodzie Polinezyjczyków posiadały stery i żagle. W końcu udawało się żeglarzom z pomocą wiatru wejść w zasięg ciepłych, znanych im prądów i wrócić do domu. Tam dzielili się spostrzeżeniami z innymi żeglarzami i zastanawiali się nad istotą zjawiska. W końcu rozwiązali problem naukowo. Ujarzmili Słońce.

Lud Polinezji ubóstwił tych, którzy rozszyfrowali tajemnicę nieba. Dzięki jej poznaniu można było określić położenie łodzi na oceanie. Wrócić z badawczego rejsu do wyspy rodzinnej i dopłynąć z osadnikami do odkrytej nowej ziemi — do ziemi obiecanej.

To dziejowe osiągnięcie myśli, powstałe z obserwacji czynionej przez pokolenia tułających się miesiącami po pustynnym oceanie śmiałków, przypisano jednemu mitycznemu herosowi. Ten mityczny heros żył w tradycji przez wieki, bo odradzał się w coraz to nowych bohaterach.

Każdy młody człowiek pragnie być bohaterem. Każdy naród wielbi swych bohaterów. Wynagradza ich bohaterskie zasługi przypisaniem im osiągnięć całych pokoleń, czyni ich nieśmiertelnymi mitycznymi herosami.

Osiągnięcia herosa opisane w micie interpretowane były na kilku poziomach. Pierwsza interpretacja to obrazowe, metaforyczne hasło symbolizujące przełomowe osiągnięcie epoki.

Dla Polinezyjczyka stwierdzenie: Ujarzmił liną Słońce znaczy to samo, co dla Polaka: Zatrzymał Słońce i poruszył Ziemię. Oba narody dumne są z czynu swego wielkiego przodka, w podobny sposób odczuwają zawartą w metaforze epokową doniosłość jego osiągnięcia. Takie obrazowe hasła wbijają się swoją niezwykłością w pamięć na całe życie. Małe dzieci słysząc piękną bajkę o bohaterze, który liną ujarzmił Słońce utożsamiają się z nim i zaczynają od małego wierzyć w swe siły i możliwości. Czują się dumni z faktu, że są potomkami wielkiego bohatera.

Druga interpretacja przeznaczona dla zwykłych, prostych ludzi jest opisem niezwykłego, ponadludzkiego wyczynu praprzodka. Umacnia w ludziach wiarę w sukces. Pochodzą wszak od tego herosa, dziedziczą jego cechy, jest ich nieśmiertelnym praojcem, ma ich w swojej opiece.

Im wspanialszych ma naród bogów, proroków i bohaterów tym bardziej wierzy w swe siły i możliwości. Miłość do nich, wyrażana w tradycji i religijnym obrzędzie, mobilizuje narody w momentach zagrożenia bytu do czynów porównywalnych z heroizmem mitycznych herosów.

Trzecia interpretacja to wiedza fachowa. To wzór, reguła, recepta związana z mitem, lecz w micie niewystępująca, to załącznik do mitu dostępny specjalistom. Postępowanie zgodnie z tą regułą pozwala osiągnąć cel określony w micie.

Praktyczna wiedza astronawigacyjna związana z polinezyjskim mitem pouczała: gdy w pewnej porze roku masz wschodzące Słońce po prawej lub po lewej stronie, a w południe widzisz Słońce pod takim to a takim kątem, to znajdujesz się w takim to a takim miejscu na północ lub południe od równika, miejsca określonego znanymi wyspami, gdzie Słońce górując w czasie zrównania dnia z nocą nie daje cienia.

Wiedzę taką można porównać z praktyczną wiedzą lekarza lub inżyniera. Inżynier projektując samochód nie wyprowadza fizycznych i matematycznych wzorów, on je tylko stosuje w praktyce. Lekarz nie zastanawia się nad recepturą leków, zna ich zastosowanie i poleca przy określonych schorzeniach.

Czwarty poziom interpretacji mitu to Wiedza Tajemna. To teoretyczne wyjaśnienie istoty zjawiska, tak zwany dowód. Znali ją tylko nieliczni. Wiedzy Tajemnej ustawicznie przybywało. Specjalizowała się i aktualizowała. Stare koncepcje naukowe nie ginęły. Kryły się w micie, obyczaju i ludzkiej podświadomości.

W obecnych czasach istnieją liczne placówki i laboratoria naukowe, rozległa literatura fachowa oraz pełne wiedzy komputerowe dyski i dyskietki. Ten, kto posiada zdolności, pasję, czas i środki utrzymania, jeśli chce, może zgłębiać i poszerzać interesującą go tajemną wiedzę. Mimo to uczonych na tym świecie nie było i nadal nie ma zbyt wielu. Zgłębianiem wiedzy pasjonują się nieliczni. Kadry naukowe i wysoko wykwalifikowani specjaliści stanowią nikły procent ludzkości.

Gdyby, nie daj Boże, apokaliptyczny potop powtórnie zalał świat, zdziesiątkował ludzkość, zniszczył wszystkie księgozbiory. Gdyby moc wszystkich elektrowni na świecie upadła a wraz z nią nasza cywilizacja. Najpierw wyginęliby zakochani w wiedzy uczeni. Zdziesiątkowani, bez księgozbiorów, komputerów i laboratoriów nie mogliby ani rozwijać ani zgłębiać wiedzy. Potem wyginęliby wysoko wyspecjalizowani fachowcy. Bardzo długo nie mieliby pracy w pozbawionym prądu i przemysłu świecie. Po wielu wiekach nikt w naukowy sposób nie potrafiłby udowodnić obiegu Ziemi wokół Słońca. Z przyczyn technicznych nie realizowano by podróży dookoła świata i z czasem zapomniano by, że Ziemia jest kulą. Mimo to ludzie nadal twierdziliby uparcie, że był kiedyś taki heros, który zatrzymał Słońce i poruszył Ziemię. Niektórzy pamiętaliby nawet jego imię. Niektórzy nadaliby mu nieco inne imiona.

Po paru tysiącach lat ludzie rozmnożyliby się i utworzyli nową cywilizację. Nowi mędrcy dziwiliby się okrutnie, dlaczego lud wierzy w Kopernika i jego absurdalny wyczyn. Jedynym wyjściem z sytuacji byłoby uznać Kopernika za boga. Ciągle żywe wspomnienie globalnego potopu połączono by z czynem Kopernika. Zredagowany po nowemu mit wyglądałby następująco:

Kopernik rozgniewany na nieposłusznych mu ludzi, zatrzymał Słońce i poruszył Ziemię. Woda wypełniająca morza i oceany chlusnęła jak woda z naczynia przy nagłym hamowaniu. Zalała świat i zatopiła grzeszną ludzkość.

Przedpotopowe Mity Sumeru

Historia przed potopem

Wykopaliska archeologiczne informują, że dorzecza Tygrysu i Eufratu zaludniały się stopniowo. Zaludnianie postępowało od północy. Pierwsze siedliska ludzi liczące 50 tys. lat odkryto w górskich grotach dorzecza Tygrysu. Zatoka Perska zaludniona została dopiero 5 tys. lat p.n.e.

Zadać można pytanie: dlaczego zaludnianie Mezopotamii zaczęło się tak późno i tak wolno postępowało?

Ludzie współcześni narodzeni w łonie Afryki pojawili się na Bliskim Wschodzie 90 tys. lat temu. W Azji Płd.-Wsch. byli już 75 tys. lat temu. Do Japonii dotarli 50 tys. lat p.n.e. W Australii pojawili się 60 tys. lat temu. Ludzie współcześni, wędrując z Afryki na wschód, powinni zaludnić Mezopotamię w pierwszej kolejności. Była im po drodze. Zaludnienie Mezopotamii powinno zaistnieć między 90 a 75 tysiącleciem p.n.e. Dlaczego Mezopotamia nie została zaludniona przed Azją i Australią?

Istnieje tylko jedna odpowiedź.

Wybrzeża nieistniejącej już mitycznej Zatoki Mezopotamii, były dużo wcześniej zaludnione od Azji i Australii, lecz około 40 tys. lat p.n.e. liczna nadmorska ludność tego obszaru została doszczętnie wygubiona Wielkim Potopem. Ocaleli jedynie mniej liczni koczownicy okresowo zasiedlający górskie groty. Ostatnia Apokalipsa również tych ziem nie oszczędziła.

Potomkowie mitycznych rdzennych ludów Mezopotamii, semiccy Akadowie i nie semiccy Sumerowie, wrócili do Mezopotamii około 4 tys. lat p.n.e. Akadowie przybyli od zachodu, z Półwyspu Arabskiego. Sumerowie szli z biegiem Tygrysu a następnie Eufratu i zasiedlili tereny na południu kraju przy ujściu rzek.

Mity opowiadają o zasiedleniu tych terenów drogą morską. W czasach neolitu Mezopotamii nie można było zasiedlać drogą morską od północy. Nie było już Zatoki Mezopotamii, nie było cieśnin, nie było nawet wąskich przesmyków łączących Morze Śródziemne z Oceanem Indyjskim. Mity Sumeru opowiadają o przedpotopowej kolonizacji tego regionu. Zaczęła się w Złotym Wieku przed Wielkim Potopem, około 60 tys. lat p.n.e. Kontynuowana była po Potopie w Srebrnym Wieku.

Sumerowie byli narodem niskim o krępej budowie ciała, czarnych włosach, prostych nosach, nieco cofniętych jakby neandertalskich czołach podobnych do Aborygenów i migdałowych oczach. Mężczyźni nosili spódnice z owczych skór lub z wełnianych tkanin, torsy mieli odsłonięte. Kobiety spinały szaty na lewym ramieniu. Lud ten założył w dolnym biegu Tygrysu i Eufratu szereg miast-państw. Władcami tych państw byli królowie. Każde miasto uznawało za swego władcę i założyciela jedno z wielu bóstw sumeryjskiego panteonu.

Podział obowiązków związanych z kultywowaniem mitycznej tradycji przypisany poszczególnym miastom przypomina system kultywowania mitycznej tradycji wypracowany przez Aborygenów. Cały lud Sumeru znał w ogólnym zarysie odziedziczoną po przodkach mitologię. Poszczególne miasta-państwa miały obowiązek kultywować znacznie obszerniejszą wiedzę dotyczącą mitycznej działalności bogów danych im za patronów.

Lud Sumeru swą mityczną historię hołubił w hymnach i pieśniach. Od jak dawna to czynił nie wiadomo. Trzy tysiące lat p.n.e. Sumerowie stworzyli fonetyczne, sylabowe pismo oparte na 600 znakach. Wymyślili łatwe i czytelne pisanie rylcem na miękkiej glinianej tabliczce. Nauczyli się utrwalać zapis, wypalając tabliczki w piecu. Spisali znane pieśni i hymny. Część tych pieśni dotrwała do naszych czasów.

Mitologia Sumeru jest historycznie najwcześniej spisaną mitologią ludzkości. We wszystkich mitologiach świata dostrzegamy występujące w niej wątki. Ponieważ nie posiadamy wcześniej spisanej mitologii, ponieważ wiele jej wątków powtarza się w innych mitologiach możemy przyjąć, że mitologia ta jest zapisem najwcześniejszej historii ludzkości, jaki zachował się do naszych czasów.

Historia ludzkości opiera się na zapisanych faktach i na archeologicznych materialnych znaleziskach. Starożytną historię odtworzono z wielkim trudem. Historia współczesna była nieco łatwiejsza od odtworzenia. Gdyby ktoś pokusił się 30 tys. lat temu odtworzyć historię ludzkości, to bazowałby jedynie na przekazie ustnym zapisanym w pamięci ludzi. Przekaz ten byłby tak samo prawdziwy jak informacja zapisana na papirusie, pergaminie lub papierze w starożytnych i współczesnych czasach. Odtworzona historia opiewałaby dzieje rodzaju ludzkiego i z racji mniejszej ilości zdarzeń zachodzących w czasie, obejmowałaby znacznie dłuższy jego okres. Zawarta w długim przedziale czasu historia uwzględniałaby zmiany klimatyczne zachodzące w zaludnionym świecie i ich wpływ na rozwój ludzkości. Zmiany klimatyczne związane są ze zjawiskami obserwowanymi w atmosferze. Nad atmosferą znajduje się rozgwieżdżone niebo. Wczesna historia ludzkości zawarta w micie uwzględniałaby niebo.

Sumeryjskie hymny i pieśni nie są urojoną fantazją o bogach. Nie są również opowieścią o początkach starożytnego państwa Sumeru. Są historią ludzkości opracowaną w mitycznych czasach przez okultystycznych historyków. Sumeryjskie mity są realne. Są niesamowicie zwięzłą wiedzą historyczną tworzoną w totalny i okultystyczny sposób. Zacznijmy tę historię poznawać od początku.

Najwcześniejsza historia ludzi

Na początku wszechrzeczy istniał praocean Nammu zwany boską pramacierzą i dookoła panowała ciemność.

Zakładając, że kolejno cytowane w tym rozdziale fragmenty mitów Sumeru są opisem początków tworzenia się mitycznego świata można przyjąć, że praocean Nammu był Wielkim Śródziemnym Morzem, którego wybrzeża zamieszkiwały jakieś nadmorskie ludy. Boska Nammu była nie tylko praoceanem, była również pramacierzą tych ludów. Imię Nammu informuje, że ludy te nie były monogamicznymi Syrenami licznie zaludniającymi wybrzeża, lecz tworzyły plemienne społeczności skupione wokół Na — ojca nepoty, rozpłodnika a zarazem plemiennego przywódcy. Fundamentalną rolę w plemieniu pełniły kobiety tworzące grupową macierz Mmu. Jeśli istniała plemienna macierz to znaczy, że były to czasy matriarchatu. Mmu muczy jak krowa i uuu huczy i szumi jak morze. Głównym pożywieniem Am plemion Nammu były Mu — owoce morza i mięso muczących turów, praprzodków współczesnych krów. Plemiona te nie były też Aniołami — Neandertalczykami. Neandertalczycy nie żywili się owocami morza. Był to długi okres ocieplenia klimatu, bo macierz, matka jest kochająca, ciepła, uczuciowa.

Dookoła panowała ciemność

Plemiona Nammu posiadały znikomą wiedzę o świecie, o zjawiskach w nim zachodzących. Jeszcze dzisiaj słowem ciemny określamy człowieka bez wykształcenia, lud, motłoch. Samogłoska Uuuu wyraża strach. Jeszcze dzisiaj uuuu — zawodzą duchy ciemną nocą. Plemiona Nammu gnębił strach przed ciemnym i nieznanym. Miały się czego bać. Atlantyda była niespokojną ziemią. Co i rusz budził się jakiś wulkan. Co jakiś czas trzęsła się ziemia. Wybrzeża wyspy nawiedzały sztormy. Topniejące w górach śniegi powodowały powodzie. W lasach i zaroślach czaiły się groźne drapieżniki.

W okresach zlodowaceń Atlantyda zwiększała swą powierzchnię o szelfy wynurzone z morza. W okresach tych, w czasie zimy, zamarzała cieśnina między Atlantydą a Półwyspem Iberyjskim. Wielka wyspa uzyskiwała lodowe połączenie z Europą. Taki okres zaistniał między 200 a 130 tysiącleciem p.n.e. W tym to okresie przybyły na tereny Atlantydy plemiona Neandertalczyków wypędzone mrozem z Europy a z nimi stada roślinożernych zwierząt.

Na południu Atlantydy było podobnie. Cieśnina między Afryką a Atlantydą stawała się płycizną łatwą do sforsowania przez ludy afrykańskich Syren. Nowe gatunki ludzi opanowały wyspę, wyrugowały miejscowego Pitekantropa i z racji bliskiego sąsiedztwa koligaciły się niekiedy ze sobą. Innymi słowy matka natura podejmowała liczne próby stworzenia udanego mutanta — Homo Sapiens — Współczesnego Człowieka.

W okresach ocieplania się klimatu lodowce topniały i poziom morza znacznie się podnosił. Cieśniny dzielące Atlantydę od Europy i Afryki poszerzały się znacznie. Atlantyda stawała się wyspą izolowaną od reszty świata. Stopniowy wzrost poziomu morza zatapiał szerokie płaskie wybrzeża. Syreny traciły terytoria karmiące je owocami morza. Morską dietę musiały uzupełniać dietą lądową. Nie lepiej miały się neandertalskie plemiona zamieszkujące na południu i w centrum wyspy górzyste pogórze o umiarkowanym klimacie oraz nizinne tereny na północy wyspy, ponieważ malały stada zwierzyny niezasilane zwierzyną z Europy.

Zagęszczenie i bliskie sąsiedztwo obu ludów zaowocowało między 130 a 75 tysiącleciem p.n.e. wymieszaniem nie tylko genów Aniołów i Syren lecz także wymieszaniem nabytej wiedzy i życiowego doświadczenia obu ludów. I tak zrodził się lud Nammu dziedziczący geny Aniołów i Syren, zorganizowany w półosiadle lub całkiem osiadłe plemiona, których podstawą wyżywienia nadal były ryby i owoce morza oraz runo lasów i mięso upolowanych zwierząt.

Potem utworzyła się z praoceanu Nammu góra łącząca niebo i ziemię zwana An-Ki. Niebo objął we władanie bóg An, ziemią zaopiekowała się bogini Ki.

Między 76 a 68 tysiącleciem p.n.e. klimat zaczął oziębiać się gwałtownie, świadczy o tym niebo i góra. Im wyżej idziemy w góry tym bardziej jest zimno. Szczyty wysokich gór ośnieżone są przez cały rok.

Myśląc okultystycznie i totalnie macierz, matkę należy utożsamić: z ciepłym, spokojnym, dającym pokarm morzem; z ciepłym klimatem; zacisznym schronieniem w jakimś zagłębieniu, z glebą. Przywódcę plemienia i ojca nepotę, z racji surowości i kar, jakie wymierzał nieposłusznym członkom rodziny, należy utożsamić: z zimnym szczytem oblodzonej góry oraz niebem, którego wygląd bardzo często budził grozę.

Nagłe i szybkie ochłodzenie klimatu znacznie obniżyło poziom morza. Ludy Nammu rozmnożone w ciepłych czasach podzieliły się na dwa odłamy, AnKi. Zróżnicowało je środowisko zasiedlonych terenów.

Ludy Ki zasiedliły wynurzone z wody płaskie wybrzeża i powróciły do żywienia się rybami i owocami morza. Z czasem tereny wynurzonego szelfu, odsolone deszczem, wyżej i dalej położone od morza, pokryły się glebą i zarosły lasem. Ludy Ki zbierały na jego obrzeżach jadalne rośliny i drewno na opał.

Ludy Ki, jak świadczy głoska K symbolizująca stuk kamienia o kamień, budowały z nadmorskich otoczaków ściany siedzib krytych gałęziami i trzciną oraz wały obronne. W siedzibach tych chroniły się nocą, w czasie sztormów i podczas napadów ludów An. Ludy Ki widząc wroga ostrzegały współplemieńców przeraźliwym piskiem — iiiii oraz ciskały w napastników kamieniami pobieranymi z obronnych wałów.

Ludy An zasiedliły tereny położone z dala od morza. Żywiły się tym, co upolowały i uzbierały. Gdy brakło zwierzyny łownej, gdy dokuczał im głód, by przeżyć konsumowały schwytanych osobników z ludu Ki. Procederu tego nauczyły się od Neandertalczyka — Anioła swego północnego sąsiada, który zaczął ponownie w okresach zimy zaludniać północną Atlantydę idąc za stadami europejskich roślinożernych zwierząt. Ludy An chcąc przetrwać inwazję zaczęły się z Aniołem koligacić.

An-Ki trwały w miłosnym uścisku a wokół nich szumiał ocean.

Ciepło gromadzone przez morze w ciągu lata, łagodzi zimą klimat terenów niezbyt odległych od morza. Ludy An-Ki żyły na terenach posiadających łagodny morski klimat. Północna część wyspy miała klimat wilgotny i umiarkowany. Południowa część wyspy miała klimat zwrotnikowy. Górzyste obszary wyspy miały klimat uzależniony od wysokości terenu. Jedne i drugie ludy żyły z morza i dzięki morzu. Jedne bezpośrednio, żywiąc się owocami morza, drugie pośrednio dzięki łaskawości urabianego morzem klimatu.

Ze związku nieba An i ziemi Ki narodził się Enlil, bóg powietrza. Ciasno mu było i niewygodnie między splecionymi ciałami rodziców. Siłą rozsunął ich nieco i między niebo a ziemię wtargnął świeży ożywczy wiatr.

Ludy An bytowały w trudniejszych warunkach od ludów Ki. Drapieżniki i chłodny klimat zwiększały śmiertelność matek i dzieci. Ludy An wyrównywały straty w plemionach porywając ludom Ki kobiety i dzieci. W ten sposób powstała nowa nieco zmodyfikowana odmiana człowieka, lud Enlila dziedziczący cechy i umiejętności obu ludów. Ten nowy rodzaj ludzi zaludnił tereny między AnKi. Ludy An musiały unieść się nieco. Przesunęły się na zimniejszą północ, na tereny zajęte przez Neandertalczyka — Anioła.

Dwusylabowe imię boga Enlila pozwala zorientować się nieco w zajęciach tego ludu. Druga sylaba lil tworzy: lilię, kolor lila — jasnofioletowy, różowoniebieski koloru wrzosu oraz zawiera podwojoną głoskę l trzepoczącą jak wiatr, jak zwierzę schwytane przez drapieżnika za gardło, jak ryba wyciągnięta z wody.

Ludy Enlila zasiedliły nadmorski pas zalesionych terenów leżących na pogórzu i w głębi kontynentu. Umiały polować i łowić rzeczne ryby. W porze Kronosa, tytanowi przypisany jest kolor fioletowy, organizowały wyprawy łowieckie na renifery, tury i konie przybyłe wielkimi stadami z Europy na łąki i wrzosowiska porastające tundrę północnej Atlantydy. Z łowisk tych korzystały również plemiona ludu An i Aniołów. Aby uczestniczyć w tych łowach lud Enlila musiał wykazać się nie tylko dzielnością, lecz także umiejętnościami organizacyjnymi Kronosa i Chronosa oraz zmysłem dyplomatycznym i handlowym.

Wiele gatunków lilii posiada jadalne cebule i kłącza. Wiele roślin z rodziny liliowatych np. cebula, czosnek, szparag są roślinami jadalnymi i leczniczymi. Ludy Enlila zaczęły nie tylko zbierać, lecz także pielęgnować dzikie odmiany tych roślin.

W polowaniu, w podchodzeniu zwierzyny łownej uwzględnia się kierunek wiatru. Drapieżniki i myśliwi podchodzą łowną zwierzynę pod wiatr. Ludy Enlila, boga powietrza i wiatru, spostrzegły, że nie tylko niebo An usiane gwiazdami cyklicznie się zmienia, równie cyklicznie jak niebo, w cyklu dobowym i rocznym, zmieniał się na wyspie wiatr.

Między 75 a 70 tysiącleciem p.n.e. powrócił na Atlantydę z Afryki Homo Sapiens, udany mutant spłodzony przez Syreny i Aniołów między 180–160 tysiącleciem p.n.e. Wygnany na tułaczkę do Afryki wielkim ochłodzeniem, jakie zaistniało w 156 tysiącleciu p.n.e. Powrócił na Atlantydę jako ten jedyny, zaakceptowany przez Afrykańską Macierz znad wielkich jezior. Wraz z nim między niebo An i ziemię Ki wtargnął świeży ożywczy wiatr — niezwykle lotne myślenie Homo Sapiens obdarzonego wielką skojarzeniową wyobraźnią.

Imię Enlila rozpoczyna sylaba En będąca lustrzanym odbiciem sylaby Ne tworzącej nepotyzmnepotę. Bóg Enlil siłą rozsunął nieco An i Ki. Osłabił nepotyczne więzy scalające plemienną rodzinę genetycznie uwarunkowanym podobieństwem zachowań. Tym samym osłabił autorytet nepoty. Z chwilą wyzwolenia się Enlila z miłosnego uścisku rodziców An i Ki radykalnie zmieniła się mentalność ludzi. Dotychczasowe współdziałanie ludzi bazujące na genetycznym, integrującym plemię podobieństwie do ojca nepoty, zaczęło ustępować współdziałaniu bazującym na intelekcie jednostek sprawnie kojarzących posiadaną wiedzę z nowo zdobytą informacją.

Czy istnieje obecnie w basenie Morza Śródziemnego kraina, której ludzie mogliby stworzyć taką historię?

Nie ma takiej krainy. Nie ma nad Morzem Śródziemnym tak żyznego i rozległego terytorium o gorącym i zimnym klimacie łagodzonym wpływami morza, gdzie mogłyby graniczyć ze sobą zimne ludy An z gorącymi ludami Ki. Nie ma tak rozległego terytorium zdolnego wykarmić i rozplenić ludzi na tyle, by zorganizowali się w lud Enlila zdolny zintegrować sąsiadujące ludy a z czasem ludy zamieszkujące wybrzeża Śródziemnego Morza. Taka mityczna historia mogła powstać jedynie na Atlantydzie, wielkiej górzystej wyspie rozpierającej Europę i Afrykę; otoczonej wodami Atlantyku i wodami Śródziemnego Morza. Wyspie o klimacie urabianym szerokościami geograficznymi; wiatrami wiejącymi znad Atlantyku; prądami oceanicznymi i morskimi oraz wysokością gór. Wyspie systematycznie użyźnianej popiołami wulkanów.

Mityczna Zatoka Mezopotamii otoczona wysokimi górami posiadała ciepłe, lecz niezbyt rozległe wybrzeża. Wody zatoki dzieliły ludy zamieszkujące jej wybrzeża na zachodnie ludy Wyspy Arabów i wschodnie ludy dzisiejszego Iranu. Ludy te nawet dzisiaj różnią się kulturowo, więc trudno byłoby je zintegrować.

Podobieństwo klimatyczne i krajobrazowe tego regionu do klimatu i krajobrazu południowych wybrzeży Atlantydy oraz to, że tereny te były jedną z pierwszych kolonii Atlantów spowodowało, że ludność wywodząca się od mitycznych mieszkańców tego regionu zapamiętała w swych mitach najwcześniejsze dzieje ludzkości opracowane na Atlantydzie w czasach Srebrnego Wieku.

Moda a sukces

Enkiego, boga wód i mądrości, urodziła Enlilowi Nammu lub Ki. Co do tego nie było zgody w sumeryjskiej mitologii.

Myślący po nowemu Enlil, po dotarciu na Atlantydę, uaktywnił się najpierw wśród ludów nadmorskich Nammu i Ki. Oba ludy, z zachowania podobne do dawnych Syren, były społeczne, tolerancyjne i przyjazne. Syn Enlila Enki, jak informuje jego imię, powinien być zrodzony z ojca Enlila i bardziej cywilizowanej matki Ki. Fakt, że w mitologii sumeryjskiej nie ma zgody, co do matki boga Enki daje wiele do myślenia.

Prócz oficjalnego rodowodu jasno zapisanego w imieniu Enki, w mitach Sumeru zachowały się domniemania, że boski Enlil przy wyborze partnerki nie kierował się jej cywilizacyjnymi walorami. Stymulowany kreatywną męską potrzebą począł całkiem udanego syna Enki z archaiczną, uroczą, młodziutką kobietą z prymitywnego plemienia Nammu. Mezalians ten miał istotne znaczenie w ewolucji człowieka, bowiem potęgował plenną efektywność zaludniania świata przez kolejne, coraz doskonalsze gatunki ludzi.

Mężczyźni od zarania ludzkich dziejów do obecnych czasów nie zmienili swych prokreacyjnych zachowań. Gdy czują się zagrożeni w bycie, najwyraźniej widać to w okresie wojen, gdy wielkie niebezpieczeństwo lub śmierć im w oczy zagląda, rozładowują stres w seksie. Instynktownie pragną zostawić po sobie potomka. Jeśli tylko nadarza się okazja kopulują z młodymi kobietami za ich przyzwoleniem lub za pieniądze a także używając przemocy wbrew ich woli. Nie studzi ich kopulacyjnego zapału ani odmienny typ urody kobiet, ani odmienny kolor skóry, ani odmienny kulturowo sposób bycia, ani poziom ucywilizowania.

Pierwsza istota podobna do człowieka narodziła się w Afryce. W dolinie Omo, w Etiopii, odkryto szczątki szkieletu Australopiteka pochodzące sprzed trzech milionów lat. Badacze stwierdzili, że była to kobieta i nazwali ją Lucy. Niedawno odkryto w Etiopii kolejne szczątki hominida starsze od szczątków Lucy o kolejny milion lat. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że w tym samym miejscu znaleziono najwcześniejsze szczątki kolejnych przodków współczesnych ludzi: Australopiteka Robustusa, Homo Habilisa i Homo Erectusa. Jakby tego było jeszcze za mało, znaleziono tam najstarsze, liczące130 tysięcy lat szczątki Homo Sapiens. Nad wielkimi jeziorami Afryki rodziły się kolejne gatunki hominidów zaludniających świat.

Dlaczego tylko jedno miejsce na Ziemi było kolebką kolejnych ewolucyjnych gatunków człowieka?

Dlatego, bo przeszłość jest święta i nic, co zerwie z przeszłością nie może być trwałe.

Natura tworząc nowe wartości bazuje na sprawdzonych życiem przeszłych osiągnięciach. Ludzie powinni postępować podobnie. Tworząc nowe wartości powinni bazować na fundamencie sprawdzonej życiem przeszłości, inaczej ich twórczość nie wytrzyma próby czasu. Nie przetrwa. Runie.

Na początku ludzkich dziejów natura ukształtowała naszą Afrykańską Pramacierz, tą sprzed czterech lub trzech milionów lat. Jej potomkowie rozmnożyli się i rozprzestrzenili po świecie. Utworzyli wiele populacji zróżnicowanych ziemskim środowiskiem. Zróżnicowanie to utrwaliło się z czasem w ich genach.

Natura, co pewien czas sprawdzała, która populacja potomków afrykańskiej pramacierzy najlepiej przystosowała się do zmian, jakie zaszły w świecie i jakie mogą doświadczyć ją w przyszłości. Wybrańcy z tej populacji otrzymywali od natury certyfikat na modyfikację innych ludzkich gatunków zamieszkujących Ziemię według swego genetycznego wzorca.

Inaczej mówiąc, co jakiś czas zaludnione przez praludzi ziemie nawiedzały wszelkiego rodzaju kataklizmy. Ich efektem był głód. Najodważniejsi, najbardziej przedsiębiorczy wybrańcy populacji zróżnicowanych środowiskiem i doświadczanych głodem opuszczali rodzime niezdolne wykarmić ich terytoria i wracali do wiecznie młodej afrykańskiej pramacierzy. Ta sprawdzała czy wiedza, jaką wypracowali i zapisali w swych genach jest dobra. Czy jest w stanie dopasować się do pielęgnowanego w niej, dopieszczanego tysiącleciami przez naturę genetycznego wzorca. Jeśli wiedza, którą zdobyli dała się w ten genetyczny wzorzec wpasować, znaczyło to, że nasienie wybrańców utworzone zostało na solidnym fundamencie przeszłości i poradzi sobie w przyszłym życiu.

Mitycznym okultystycznym mędrcom udało się odkryć ten cyklicznie przeprowadzany przez naturę test na doskonałość. Wiedza o nim przetrwała w sumeryjskim micie o Enlilu, Nammu i bogu Enki oraz w baśniach o turniejach i walkach rycerskich realizowanych w celu zdobycia ręki pięknej królewny. Baśniowi rycerze walczą o królewnę ze smokiem. Wszyscy mniej udani giną. Rękę królewny wraz z królestwem otrzymuje najdzielniejszy, najdoskonalszy, najsprytniejszy i najmądrzejszy młodzian.

Dlaczego rękę a nie dziewiczą cnotę?

Dlatego, bo piękna królewna ręczyła za śmiałka, że z genami u niego jest wszystko w najlepszym porządku, że może powielać swój nowatorski zbudowany na solidnych tradycyjnych podstawach genotyp w łonach wszystkich potencjalnych ludzkich matek zamieszkujących Ziemię.

Afrykańska wiecznie młoda dziewicza pramacierz wielokrotnie w dziejach hominidów testowała genetyczną wiedzę zdobytą przez powracających z krańców świata młodych śmiałków. Starała się spasować ją w swym łonie z posiadanym, tradycyjnym, uporządkowanym, sprawdzonym i uszlachetnionym upływem czasu genotypem. Większość niedopracowanych genetycznie śmiałków ginęła bezpotomnie. W końcu przybywał osobnik spełniający wszystkie jej wymagania. I wtedy rodziła mu zmodyfikowanych, uwspółcześnionych, gatunkowo nowych ludzi.

Smok w bajce o rycerzach i królewnie to biblijny Lewiatan. Raz nazywany jest w mitach Smokiem Krętym a raz Uciekającym Smokiem. Smok Uciekający to Galaktyka. Jej kształt przemieszcza się przez niebo jak cielsko wielkiego gada. Kręty Smok to szlak Zodiaku. Przemieszczają się po nim Słońce, Księżyc i planety. Księżyc i planety nie suną równo za Słońcem. Tor ich, raz falisty, raz zygzakowaty, jest kręty i stąd wywodzi się nazwa smoka. Smok jest siedmiogłowy. Tyle ciał niebieskich widziano kiedyś na ekliptyce. Oba smoki odmierzały czas. Walka człowieka ze smokiem to walka z czasem, to kolejne generacje ludzi tworzące coraz to nowe pomysły na życie.

Świat realizuje się cyklicznie na coraz to rozleglejszych zwojach spirali Archimedesa. Nie znaczy to, że można zapomnieć o pierwszych zwojach tej spirali. Świat realizowany na tych pierwszych zwojach trwa nadal. Przeszłej sprawdzonej życiem wiedzy nie da się zaprzepaścić. Trzeba ją sobie uświadomić i zrozumieć. Bez znajomości tej wiedzy nie poradzimy sobie z wyzwaniami zgotowanymi nam w przyszłości.

Z chwilą, gdy genotyp najlepiej dopracowanego wybrańca wpasował się idealnie, trwale, bez zbędnych naprężeń, w genotyp dziewiczej afrykańskiej macierzy, rodzić mu zaczęła zmodyfikowany i ustabilizowany genetycznie nowy rodzaj ludzi. Ich nasienie posiadało zdolność urabiania na własną modłę nasienia wszelkich płodnych kobiet. Wszystkie kobiety zapłodnione nasieniem zmodyfikowanych mężczyzn, bez względu na poziom genetycznego rozwoju, jaki osiągnęły, rodziły potomstwo podobne jak najbardziej to możliwe do zaakceptowanego przez afrykańską macierz ojca.

Pod wpływem zmodyfikowanego nasienia, informacja zawarta w nasieniu kobiet spotykanych na drodze przemieszczających się zmodyfikowanych plemion, naginała się sprężyście do swojskiej pramatczynej informacji odciśniętej w zmodyfikowanym nasieniu. Ta podatna uległość matczynego DNA przechowywanego w jajnikach, podobna okultystycznie do uległych zachowań kobiet, ułatwiała powstawanie w tworzącym się zarodku wiązań podobnych do wiązań genetycznego zapisu dawcy nasienia. W ten sposób rodziły się dzieci bardziej podobne do nowatorskiego ojca niż do mniej nowatorskiej matki.

Kolejne ludzkie pokolenia stabilizowały zatwierdzone przez afrykańską macierz nowe cechy. W ten oto sposób zmodyfikowany gatunek człowieka bardzo szybko rozprzestrzeniał się w świecie zaludnionym przez prymitywniejsze gatunki ludzi.

Zjawisko to podobne jest do reakcji kostek domino ustawionych pionowo w szeregu blisko siebie, gotowych przewrócić się w prawo lub lewo. Gdy pierwsza kostka przewróci się w lewo kolejne zachowają się podobnie.

W świecie wszystko połączone jest ze wszystkim w czasie i przestrzeni. Świat rozszerza się i rozwija bezustannie. Świat spragniony jest nowych, dobrych pomysłów na życie. Gdy taki pomysł w nim się zrodzi, realizuje go w niezwykle spontaniczny sposób.

Zjawisko upodabniania się genotypu zarodka do zmodyfikowanego nasienia ojca podobne jest do zjawiska zwanego modą. Moda to przejściowy, zmienny zwyczaj przeciwstawiający się dotychczasowej tradycji w danej dziedzinie. Modna może być muzyka, literatura, architektura, sprzęt audiowizualny, samochody a przede wszystkim ubiory. Celem mody jest zainteresować ludzi nowością i zmobilizować do zaangażowania się w rozpowszechnianie tej nowości. Sądzę, że każda moda nawet ta najbardziej powierzchowna reklamuje i rozpowszechnia jakąś nowość istotną w rozwoju świata.

Kreatorami mody damskiej są najczęściej uzdolnieni artystycznie mężczyźni wrażliwi na naturalne piękno kobiet. Projektowana przez nich odzież uatrakcyjnia wygląd z natury pięknych modelek, jak gdyby uwspółcześnia ich urodę. Kobiety, szczególnie młode a więc płodne, na widok modnego ciucha, wzorca wypracowanego przez kreatora mody i propagowanego przez piękną uwspółcześnioną modelkę, przerabiają posiadane stroje tak, by upodobnić się do ubranej przez kreatora piękności. Pragną zwabić swym modnym wyglądem nowatorskich, bo akceptujących ich wygląd mężczyzn i począć z wybranym z ich grona mężczyzną nowatorskiego potomka.

Lustrzane odbicie imienia pierwszego biblijnego mężczyzny Adama podobne jest do mody. Adam — Mada. Wystarczy a na o zamienić. To, że Adam jest lustrzanym odbiciem mody ma sens. Ewolucja do czasów Adama — Homo Sapiens realizowała się na zasadzie mody. Natura przystosowując zwierzęta i rośliny do zmian zachodzących w świecie zmieniała ich wygląd. Z chwilą, gdy natura stworzyła rozumnego człowieka sytuacja odwróciła się jak w odbicie w lustrze. Człowiek przestał zmieniać się pod wpływem zmian w środowisku, sam zaczął środowisko zmieniać.

To, że biblijna matka ludzi Ewa miała znaczący udział w ewolucji człowieka świadczy jej imię tworzące ewolucję. Lustrzanym odbiciem imienia Ewa jest ave. Słowo to pochodzi od łacińskiego słowa aveo — pragnąć, pożądać i znaczy witaj, bądź zdrowa. Słowo ave znamy dzięki pieśni F. Schuberta „Ave Maryja” wykonywanej często podczas uroczystości zaślubin. Melodia tej pieśni jest tkliwa jak miłość między matką a dzieckiem. Miłość wyrażona tą muzyką tłumaczy, dlaczego po opuszczeniu rodzinnego domu a w szczególności matki, rodzimej ziemi a w szczególności ojczyzny, tęsknota nam niekiedy tak doskwiera, że pragniemy powrotu.

Dorastając pożądamy samodzielności, pragniemy realizować się po swojemu. Zakładamy własne rodziny, opuszczamy rodziców, rodzinne strony, niekiedy opuszczamy ojczyznę. Mówimy matce lub ziemi ojczystej bądź zdrowa. Idę w świat po sukces. Nie wiem, kiedy wrócę. A ona nadal nas kocha i pragnie usłyszeć kiedyś: Jestem! Udało mi się! Witaj mamo!

I dlatego wśród rodzajów ludzkich zaludniających ziemię zawsze byli tacy, co powracali do afrykańskiej macierzy, aby razem z nią cieszyć się osiągniętym sukcesem.

Inanna

Równocześnie z bogiem Enki a może i wcześniej pojawiła się Inanna, bogini miłości i wojny.

Kim byli rodzice Inanny, nie wiadomo. Sądzę, że Inannę powołał do życia bóg nieba An. Jej późniejszy odpowiednik Afrodyta, grecka bogini miłości, związana węzłem małżeńskim z kowalem Hefajstosem produkującym oręż oraz romansem z bogiem wojny Aresem, powstała z nasienia okaleczonego Uranosa, boga nieba.

Inanna narodziła się w wyniku odbywających się rokrocznie w porze chłodów, w porze nieba, wojennych wypraw Aniołów i ludów An po kobiety ludów Nammu, Ki. Enlila i Enki. Słowo Inanna ma piszczącą samogłoskę iiii oraz zawiera człon występujący w łacińskim słowie annus — rok. Ma też powtarzająca się trzykrotnie głoskę N symbolizującą męską prokreacyjną aktywność. Żywym efektem tej prokreacyjnej aktywności jest miękkie słowo niania, symbolizujące kobietę opiekującą się popiskującym niemowlęciem i małym dzieckiem.

Słowo na bardzo rzadko obecnie używane w polszczyźnie, znaczy masz, weź. Jest też przyimkiem tworzącym takie określenia jak: na czymś, na wierzchu.

Seksualna pozycja kobiety pod mężczyzną to wypracowana w mitycznym patriarchacie pozycja sprzyjająca zapłodnieniu, tak zwane spółkowanie po bożemu. Seksualna pozycja kobiety na mężczyźnie jest pozycją dawczyni rozkoszy. W ten sposób w matriarchacie kobiety wynagradzały męską dzielność i dzielenie się zdobytym mięsem z plemienną rodziną.

Inanna symbolizuje młodą kobietę piszczącą z przerażenia na widok obcego mężczyzny. Schwytana przez brutala mówiła ulegle na — masz, weź tylko mnie nie zamorduj i krzywdy mi nie zrób.

Kobiety Inanny porywane lub gwałcone przez obcych piszczały ze strachu a potem rodziły kolejne pokolenia mieszańców. Na bazie tych mieszańców ewoluował rodzaj ludzki. Kobiety Inanny zawsze kochały urodzone dzieci a z czasem kochały ich ojców. Kobiety Inanny nigdy nie zapominały o swych dawnych plemionach, z których uprowadzono je siłą i o ludach, z których się wywodziły.

Inannę ubóstwiono za jej wielkie kochające serce. Miłość Inanny łączyła obce sobie plemiona i ludy. Miłość Inanny ujednoliciła genetycznie i scaliła nadmorskie ludy w mityczną cywilizację. Miłość Inanny koligaciła rody i dynastie panujące w starożytności i współczesnych czasach, poręczała dyplomatyczne układy.

Bóg Enki przyjaźnił się z Inanną. Jej obecność sprzyjała jego działalności. Pomagała mu integrować i cywilizować śródziemnomorski świat.

Enill i nowe rozumienie czasu

Dotychczasowi bogowie zwani Annunaki zaludnili niebo i ziemię. Założyli pierwsze ziemskie osady. To wszystko działo się w ponurych ciemnościach. Nie było ani Słońca ani Księżyca.

Annunaki, genetycznie zmodyfikowana przez Enlila pierwsza generacja Homo Sapiens zaludniła prawie całą Atlantydę, jej pogórza i doliny a przede wszystkim ciepłe morskie nadbrzeża. Ludy nadmorskie nie posiadały zbyt wielkiej wiedzy o świecie. Karmione przez ciepłe morze mnożyły się szybko i tworzyły osady liczące setki mieszkańców. Ludy nadmorskie nie zastanawiały się nad cyklicznie powtarzającymi się zmianami w zachowaniu Księżyca i Słońca. Akceptowały te zmiany żyjąc zgodnie z ich rytmem.

W końcu nadeszła pora, gdy uświadomiły sobie czas.

W okresie ocieplenia klimatu, między 135–76 tysiącleciem. p.n.e. rozmnożyły się koczujące w tundrze i na eurazjatyckich stepach plemiona Neandertalczyków. Postępujące od 76 tysiąclecia. p.n.e. oziębienie spychało Neandertalczyków na południowy zachód. Z Europy na północne ziemie Atlantydy, przez zamarzającą w porze zimy cieśninę, ustawicznie przybywały uciekające przed mrozem plemiona Aniołów. Osiadłe na północy ludy An i ludy Enlila, chcąc nie chcąc, musiały się z nimi kontaktować.

Neandertalczycy koczując w Europie zdobyli mnóstwo wiedzy o przyrodzie i o przystosowaniu się do życia w zimnym klimacie. Ludy Enlila przybyłe z gorącej Afryki, przyzwyczajone do ciepłego klimatu Atlantydy, aby przetrwać ochłodzenie i neandertalską inwazję musiały do maksimum wykorzystać swe lotne umysły. Gdy tylko nadarzała się okazja podpatrywały i naśladowały radzących sobie z zimnem sąsiadów.

Neandertalczycy byli całkiem odmiennymi ludźmi. Odziewali się w skóry i mieszkali w podziemnych jaskiniach. Wytwarzali z kamienia sprytne narzędzia i broń. Potrafili efektywnie polować. Znali się na cyklach Księżyca i Słońca.

Bóg powietrza Enlil postanowił z jedną z wybranek serca zrodzić jasnego Nannę, bladoświetlisty Księżyc. Jak na boga przystało chwycił kąpiąca się w strumieniu młodziutką Ninlil i siłą ją zapłodnił. Oburzyło to pozostałych bogów. Enlil musiał iść na wygnanie do wyznaczonego mu przez gremium bogów podziemia. Brzemienna Ninlil podążyła za nim.

Ninlil, sądząc po członie nlil jej imienia, pochodziła z tego samego ludu, co Enlil. Sylaba Ni zaczynająca jej imię pozwala przypuszczać, że na mocy pokojowego układu przekazana została przez lud Enlila nepotycznym Neandertalczykom ustawicznie cierpiącym na brak kobiet.

Około 68 tysiąclecia p.n.e. ochłodzenie klimatu osiągnęło apogeum. Ziemie Enlila zostały w całości zajęte przez Neandertalczyka. Zrobiło się tak zimno, iż lud Enlila zmuszony był wspólnie z Neandertalczykami spędzać zimy w podziemnych jaskiniach. Koegzystencja obu ludów uwspółcześniła genetycznie Neandertalczyka oraz spowodowała wymianę intelektualnych i praktycznych osiągnięć obu ludów. Chłonny umysł Enlila w czasie tego wspólnego bytowania przyswoił neandertalską wiedzę o cyklach Księżyca i Słońca.

Enlil nie chciał pogodzić się z tym, że jego świetlisty synek Nana będzie wegetował w mrokach jaskiń. Odwieczne prawo pozwalało opuścić podziemia pod warunkiem pozostawienia w nim następcy. Enlil przebrał się za strażnika podziemnego świata i spłodził z własną żona Nergala, bóstwo podziemnego świata oraz jeszcze dwóch podziemnych bogów. Potem bez przeszkód opuścił z Ninlil i Naną — Księżycem podziemny świat.

W neandertalskich plemionach nadal panowało nepotyczne prawo. Płodzić mogli jedynie przywódcy — nepoci — strażnicy podziemi. Enlil nie mógł z Neandertalkami jawnie płodzić potomstwa, mimo, że podobał im się z racji nowatorskich zalet. Nie mogąc jawnie, potajemnie modyfikował neandertalską rasę. Spłodził uwspółcześnionego człowieka Zach. Europy — Nergala. Kto wie, czy nie wspólnego praprzodka Norwegów i Galów? I prócz niego spłodził jeszcze dwóch bogów świata podziemnego.

Przebieranie się za strażnika podziemia było dyplomatycznym wybiegiem Enlila pozwalającym nepocie zachować autorytet w plemieniu. Przyłapany Enlil usprawiedliwiał się: W tej jaskini zawsze jest ciemno, pomyliłem się, myślałem, że to moja kobieta Ninlil. Neandertalka przyłapana na spółkowaniu z Enlilem mówiła: byłam święcie przekonana, że to ty mój nepoto, strażniku podziemia.

Spotkanie Enlila z Neandertalczykami nie było pierwszym i ostatnim spotkaniem ludów ciepłego klimatu z koczującymi ludami północy. Spotykania takie odbywały się wielokrotnie w okresach ostrych zim za czasów boga An i boga An-Ki. Na północnych ziemiach Atlantydy, nim zaludnił je lud Enlila, królowała siostra Inanny, matriarchalna Ereszkigal.

Ludy Ereszkigal zasiedlały zimą jaskinie. Jaskiń pilnowali strażnicy i groźne psy zwane w greckiej mitologii cerberami. Ludy EreszkigalNergala posiadają w nazwie sylabę gal świadcząca o wykorzystaniu w ich koczowniczym życiu cyklicznych zmian kształtu Mlecznej Drogi na niebie. Galaktyka wyznaczała im pory roku i przypisane tym porom zajęcia.

Ki zawarte w imieniu Ereszkigal informuje, że bogini posiadała geny ludu Ki. Kiedyś, podobnie jak Inanna została porwana przez ludy An z ciepłego wybrzeża i uprowadzona na północ przez Aniołów. Ereszkigal ma w imieniu deresza, konia o sierści z domieszką białych włosów. Czyżby ludy Ereszkigal oswoiły konia o sierści zmieniającej kolor na zimę?

Бесплатный фрагмент закончился.

Купите книгу, чтобы продолжить чтение.