Misiątko

Бесплатный фрагмент - Misiątko

Opowiadania dla rodziców i ich dzieci

Объем: 34 бумажных стр.

Формат: epub, fb2, pdfRead, mobi

Подробнее

Dla rodziców, którzy chcą pomóc swoim dzieciom zrozumieć emocje

Wstęp

Co robią płaczące noworodki? Krzyczą. Zaraz potem zaczynają ruszać rękami: ich ramiona poruszają się same, bez ładu i składu, zdarza się, że uderzą noworodka po twarzy. A dalej? Dalej jest dziecko, przerażone tym, że atakują go jego własne ręce. Jeśli nie przytuli się mocno maluszka albo nie zawinie w becik lub kocyk, płacz nie ustanie. Niby zaczęło się niewinnie, od sygnalizowania głodu, skończyło na wszechogarniającym dziecko lęku: przed własnymi rękami, którymi porusza „sam” układ nerwowy, bez jakiejkolwiek kontroli.

Z czasem, zgodnie z prawidłami rozwoju, dziecko uczy się kontrolować ręce, zyskuje nad nimi władzę. Przestają być zagrożeniem, stają się przydatne — podają zabawki, gładzą mamę po twarzy, służą do raczkowania, jedzenia i mnóstwa innych rzeczy.

Jeśli wszystko pójdzie dobrze, dziecko szybko nauczy się, do czego służą ręce i nigdy już nie będą dla niego powodem lęku.

Podobnie jest z emocjami.

Dziecko, które czuje złość, frustrację, rozczarowanie, niepokój, gniew czy wściekłość — nie ma żadnej kontroli nad sobą. Nie wie, co się z nim dzieje: dlaczego dłonie zaciskają się w piąstki, stopy tupią, twarz robi się czerwona, a zęby same zaciskają. Wydobywający się z małego gardła krzyk jest krzykiem bezsilności. Na szczęście, z czasem dzieci uczą się panować nad emocjami i prawidłowo je rozpoznawać. Pomaga im w tej nauce rozwój układu nerwowego, a wpływ wspierających, mądrych rodziców jest nie do przecenienia.

Tak — można pomóc swoim dzieciom w tej trudnej nauce uczuć.

Tę książeczkę napisałam z myślą o dzieciach w wieku od 2 do 5 lat. Jej treść oparłam na moich osobistych oraz wieloletnich zawodowych doświadczeniach z rodzicami kilkulatków. W czasie prowadzonych przeze mnie warsztatów psychologicznych najczęstszym problemem było „jak okiełznać dwulatka” oraz „jak opanować małego złośnika” (najczęściej rzucającego się na podłogę w supermarkecie). W mojej pracy uczyłam rodziców samodzielnego układania bajek psychoedukacyjnych, takich jak te o Michasiu. Opowieści o złości, smutku, radości, tęsknocie i lęku pokazują dzieciom, na czym polega to, co odczuwają oraz proponują sposoby postępowania.

Opowieści o Misiątku można czytać dzieciom profilaktycznie albo w przypadku wystąpienia konkretnego problemu: kiedy dziecko nie radzi sobie ze złością, lękiem, tęsknotą.

Dzieci uwielbiają takie opowieści. Nastawcie się Państwo na wielokrotne ich czytanie.

Kim jest Misiątko?

Misiątka zazwyczaj biorą się z małych, kolorowych kubeczków. A gdzie można znaleźć takie kubeczki? Kto wie… Może w niebie, może w lesie, może w morzu. Misiątka siedzą sobie spokojnie i czekają, aż jakaś mama zapragnie je mieć. Wtedy szybko przeskakują z kubeczka do brzucha mamy i czekają na swoje przyjście na świat.

Nasze misiątko czekało sobie w swoim kubeczku. Kubeczek był zielony, z wielkim uchem, a z boku miał obrazek z niedźwiadkiem siedzącym nad rzeką. Wokół latały motylki i ptaszki, a niebo było zasłane puchatymi obłoczkami. Misiątku było bardzo miło i wygodnie.

Pewnego ranka obudziło się całkiem rześkie i w dobrym humorze. Podniosło główkę i wyjrzało trochę z kubeczka. Zobaczyło młodą, uśmiechniętą kobietę, która siedzi na ławce w parku i czyta książkę. Po chwili do kobiety podszedł młody mężczyzna i przyniósł jej wielką tabliczkę czekolady. Kobieta podziękowała i podzieliła się smakołykiem, a potem pocałowała mężczyznę i siedzieli sobie dalej na ławce razem, przytuleni.

Misiątko przyglądało się wszystkiemu bardzo dokładnie i pomyślało, że po pierwsze — ma ochotę na kawałek czekolady, a po drugie — też chciało się przytulić do młodej kobiety na ławce. Wychyliło się więc jeszcze trochę bardziej z kubeczka i… Zakręciło mu się w głowie! Raz dwa trzy! Misiątko znalazło się w czyimś brzuszku.

W brzuchu było ciepło, słodko od czekolady i przyjemnie kołysało. Kiedy Misiątko usłyszało bicie serca, zrozumiało, że znajduje się w brzuchu swojej mamy. Kołysane, wsłuchiwało się w jej łagodny głos i śmiech. Teraz pozostało już tylko czekać na przyjście na świat.

To był zimny, zimowy dzień i mama misiątka musiała ubrać się w kurtkę jego taty, bo już nic innego na nią nie pasowało — taki miała wielki brzuch. Misiątko rosło w jej brzuchu i radośnie kopało od samego rana, próbując wydostać się na zewnątrz.

— Będziemy potrzebować kogoś, kto nam pomoże — powiedziała mama misiątka, głaszcząc tatę po głowie. — Nasze dziecko jest już wystarczająco duże, by przyjść na świat. Potrzebujemy teraz dobrej położnej i wygodnego, dużego łóżka.

Mama miała rację. Położna to osoba, która pomaga dzieciom, które chcą wyjść na świat z brzucha mamy. A kiedy już z niego wyjdą, kładzie dzieci u mamy na piersi, żeby ta mogła je przytulić i nakarmić.

Tata przygotował więc duże, miękkie łóżko i kupił do niego kolorową pościel w obłoczki i słoneczka, żeby małe misiątko było otoczone wesołymi kolorami od pierwszych chwil na świecie. Przyszła położna: wysoka, tęga kobieta z długimi, brązowymi włosami, uśmiechniętymi oczami i dołeczkami w policzkach.

Nie zajęło to dużo czasu, kiedy misiątku udało się wydostać z brzucha mamy. Rozejrzało się wokół.

— Aj, aj, sika! — roześmiała się położna, trzymając misiątko na rękach. — Jak mały strażak!

Rzeczywiście, misiątko z przejęcia obsikało położną, kocyk i podłogę.

— Zuch chłopak! — ucieszył się tata. — Może w przyszłości będzie gasił pożary, co?

Wszyscy zaczęli się głośno śmiać, a najgłośniej śmiała się mama misiątka, bo była najszczęśliwszą mamą na świecie.

— Proszę mi go pokazać — powiedział tata.

— Oczywiście, proszę podejść — powiedziała położna, która właśnie zawijała misiątko w czysty kocyk, żeby było mu cieplutko.

— Jaki śliczny nosek! — zachwycił się tata. — I jakie śliczne, malutkie stópki!

— Ma pan zdrowego syneczka — potwierdziła położna.

— Dajcie mi go, już nie mogę się doczekać — poprosiła mama.

Przytuliła misiątko mocno do piersi, żeby dziecko mogło nadal słyszeć bicie jej serca i nie lękało się. A misiątko ani myślało się bać, samo wybrało sobie przecież rodziców.

— Moje kochanie, moje jedyne, moje maleństwo, mój dzidziuś — szeptała mama delikatnie przytulając misiątko.

Tata siedział z boku i się przyglądał. Jego synek miał na głowie mnóstwo brązowych, mięciutkich włosków.

— Czy wszystkie dzieci są takie… kudłate? — zapytał położną.

Położna skończyła sprzątać to, co obsikało misiątko i usiadła wygodnie w fotelu.

— Nie wszystkie — powiedziała. — Ale każde dziecko jest inne. Jedne dzieci mają jasne włosy, inne ciemne. Niektóre dzieci są większe, inne mniejsze. Jedne są brązowe, inne różowe.

Dopiła swoją herbatę i wyszła, machając wszystkim na pożegnanie.

Mama, tata i misiątko zostali sami w domu. Tata ugotował pyszny obiadek, a do niego kompot z jabłek.

— Czy mogę popatrzeć, jak zmieniasz mu pieluszkę? — zapytał mamę.

— Oczywiście, kochanie. Podaj mi nowe ubranko.

Mama odwinęła misiątko z kocyka tak, że dokładnie było widać całe jego ciałko.

— Jest śliczny, kocham go najbardziej na świecie — powiedziała mama. — Tak długo na niego czekałam.

— Nie dziwisz się, że jest taki kudłaty? — zapytał tata z troską w głosie.

— Ani trochę. Będziemy go delikatnie czesać i kąpać. I bardzo kochać. Każde dziecko jest inne, a nasze jest po prostu takie tylko… No właśnie trochę bardziej… kudłate.

Tata westchnął.

— Jak go nazwiemy?

— Ja wiem? Taki mały niedźwiadek z niego. Mały miś. Michaś!

— Nazwijmy go Michasiem — zaproponował tata.

— Małym misiem, Michasiem — ucieszyła się mama.

A potem zdjęła Michasiowi pieluszkę i znowu wszystkich dokoła obsikał, co wzbudziło ogromną wesołość.

Misiątko się złości

Michaś obudził się rano, rozejrzał po swoim pokoju i poczuł, że musi natychmiast zawołać mamę.

— Mamooo! — krzyknął, najgłośniej jak się da.

Mama przybiegła natychmiast, zaspana.

— Co się stało, moje misiątko? — zapytała.

Michaś siedział na łóżku i marszczył nos.

— Chcę kakao — wyfuczał.

— I dlatego mnie zawołałeś?

— Tak!!! — krzyknął Michaś.

Zamiast od razu iść do kuchni, mama usiadła na łóżku i głęboko westchnęła. Przyjrzała się swojemu synkowi. Nadal miał zmarszczony nos, przez który fuczał. Obie piąstki zaciskał mocno.

— Michasiu, jest bardzo wcześnie rano. Nie krzycz, bo obudzisz tatusia. Oczywiście, że zrobię ci kubek ciepłego kakao. Nie rozumiem tylko, dlaczego krzyczysz, fuczysz i masz taką straszną minę.

— Bo miałem koszmar! — wyrzucił w końcu z siebie Michaś.

— Czyli taki zły sen? — upewniła się mama.

— Tak! Przyszedł tutaj Kubuś i niszczył wszystkie moje zabawki! A ja nie mogłem go powstrzymać! Rozumiesz? Nie dawałem rady, bo on biegał po pokoju jak jakiś robot i wszystkim rzucał!

— Michasiu — mama pogłaskała synka po główce. — To był tylko sen. To nie powód, żeby się tak zachowywać.

— Ale ja muszę. Muszę mamusiu kopać to łóżeczko, walić pięściami i krzyczeć. Rozumiesz mamusiu, to mi się tak samo robi!

I Michaś pokazał mamie, jak kopie w materac, uderza pięściami w poduszkę i ryczy jak lew.

— Zachowujesz się jak straszny lew — powiedziała mama.

— Tak! Jestem okropnym, straszliwym, ryczącym lwem!

— Nie, kochanie. Tylko zachowujesz się jak lew, bo po prostu czujesz złość.

— Złość?

— Tak. Czujesz złość, bo nie udało ci się wygonić z pokoju Kubusia.

Michaś westchnął raz i drugi i poczuł się odrobinę lepiej.

— Rozejrzyj się — przytuliła go mama. — W twoim pokoju nie ma żadnego psocącego chłopczyka. Jestem tylko ja, ty i twoje zabawki. A teraz przytul się mocno, bo zaraz pójdę ci zrobić kakao.

Michaś przytulił się do mamy, ale wciąż jeszcze trochę fuczał ze złości.

Wypił kakao i poszedł do przedszkola. A kiedy mama przyszła po niego po obiedzie, zastała swojego synka siedzącego w kącie sali, ze zmarszczonym ze złości nosem.

— Michaś jest coś dzisiaj nie w sosie — powiedziała na powitanie pani. — Złości się o byle co.

— Cóż — zmartwiła się trochę mama. — Dzieci tak się czasem zachowują. To przecież normalne, że taki mały chłopiec trudno sobie radzi ze sobą, gdy robi się zły jak lew.

Pani przedszkolanka uśmiechnęła się dobrodusznie i zawołała Michasia.

Michaś całą drogę do domu mocno tupał.

— Co się stało, moje misiątko? — zapytała mama.

— Nie mów do mnie misiątko! Nazywam się Michaś! I jestem zły jak lew!

— Widzę, że jesteś zły, bo znowu masz zmarszczony nosek, fuczysz i głośno tupiesz. Ale może powiesz mi, co się stało?

— Klementynka nie chciała mi dać się pobawić pociągiem.

— Może to była jej kolej na zabawę? Może wystarczyło poczekać?

Бесплатный фрагмент закончился.

Купите книгу, чтобы продолжить чтение.