***
runęły długo zbudowane tamy
i woda płynie słona na dywany
runęły mosty i wsie i miasta
pod wody czystej smutkiem
radosnym
wszyscy się bawią — wszyscy świętują
ferajna dziś tańczy, lecz ja nie tańczę…
runęły wreszcie tamy solidne
i płyną łzy szczęścia i wszystko jest
inne…
dedykuję całej polskiej ekipie…
4.03.17r, sb
***
usiadł na belce i wiatr lekki zawiał
skupił myśli — i znak mu dano
ruszył w dół z wolna i z każdą sekundą
rósł mężnie w górę zanim wyskoczył
z progu spokojnie piękny i wspaniały
jak orzeł ponad nami leciał sekund
kilka tylko lecz polską historię w nich zdążył
pomieścić jak orzeł kilkaset metrów tylko
leciał lecz nam wszystkim się zdawało
że nad Polską leciał piękną i wspaniałą
i ponad dachy świata wzniósłszy
znów oddał nam ją
całą…
dedykuję Mistrzowi w skokach narciarskich Piotrowi Żyle,
4.03.17 r. 18:51, po zwycięstwie w Finlandii i złocie dla Polski
***
kapały krople na ziemię ojczystą
krainę dobrą przepiękną i czystą
przez którą tyle dziejów ludzkich minęło
i tyle historii jest do opowiedzenia…
kapały krople na ziemię krakowską
świtem bladym bardzo wczesną
wiosną…
***
tabliczka z gliny i cierpliwe dłonie skryby
dziś mamy z edytorem flirty
gdyby racjonowano nam papier
trzeba by pisać co ważne…
w życiu najważniejsze i bezcenne
choćbym sto ksiąg spisał
na nowo
zawsze będę tak bardzo
niegotowy
zawsze niedokładnie i obok
jakbym bał się odnaleźć
Słowo
i już potem zamilknąć na wieki
ciszą bezsłowną
granitową.
***
dziś znowu dna sięgnąwszy
mądrzejszy jestem o nie
i choć jeszcze tętnią skronie
ja się nie poddałem — ja się jeszcze bronię
gdziekolwiek znajdziesz się w życiu
cokolwiek w twej duszy zajdzie
wiem że tym kto ci pomoże
jest Chrystus którego blask nie gaśnie
jak pochodnia w tajemnych komnatach
ducha
i jak gwiazda północna na niebie
tak tobie zaświeci światło wielkie wreszcie
i blask nagłym świtem w otchłaniach
zabłyśnie…
***
nie zdejmę obrączki z mojej dłoni
choćbym nie wiem co się w życiu stało
bo ją włożyłem na zawsze świadomy
że jest miłość większa niż wielu z nas…
myślało
nie zdejmę pasa co nas łączy
jak łączy brzegi most na niebie
bo ciebie jedną pokochałem
bardziej niż inne — bardziej niż siebie
obrączka moja ze mną zostanie
na wieki wieczne i dzień jeszcze jeden
a kiedy spalą kiedyś moje ciało
ona jak diament zaświeci
w popiele…
Beatce najmilszej,
1 marca 2014 — 1 marca 2017
***
nie ma z nim żartów
nie lubi się śmiać…
bierze na serio i na serio bierze
cały głupi nasz świat
potrafi zepsuć randkę
i posyłać co dwa dni do spowiedzi
które i tak nie pomagają bo pomóc nie mogą
jest jak bolący ząb w nocy lecz wyrwać go
się nie da
jak cień towarzyszy od rana i wieczorem
nawet nie znika
jeszcze całkiem nie zmarło — jeszcze trochę
pomęczy
jeszcze da znać o sobie
zanim z nocnej straży zejdzie…
***
jak spada lawina nagła w górach
jak potok górski kaskadami śpiewa
tak życie nasze strumieniami czasu
wciąż do oceanu wieczności
spływa
jak nocny podróżnik zagubiony w lesie
który rozciąga się aż po horyzont
i nęcąc wizją karczmy daleko pnie się
tak nasza droga wyboista i kręta
biegnie aż po kres i poza niego
daleką cienką nicią
sięga…
***
tabliczka z gliny i cierpliwe dłonie skryby
dziś mamy z edytorem flirty
gdyby racjonowano nam papier
trzeba by pisać co ważne
w życiu najważniejsze i bezcenne
choćbym sto ksiąg spisał
na nowo
zawsze będę tak bardzo
niegotowy
zawsze niedokładnie i obok
jakbym bał się odnaleźć
Słowo
i zamilknąć
ciszą granitową.
***
nie bój się krzyczeć
z najgłębszych
dołów
dobrzy ludzie
usłyszą cię
w porę.
***
noc w ciemnej dolinie snu
trwa zbyt długo już
księżyc srebrny cieniem zachęca
na próżno
podświetlane neonem obłoki niewiedzy
nic ludziom dziś już nie
powiedzą
nie ma już nocy bezsennych
ludzie po pracy śpią
z resztek ich snów powstają powieści
ach, jakże marne sny te
są…
***
pamiętam tę noc mroczną gdy samochodem
z miasta wyjeżdżałem…
wiedząc że jechać muszę wciąż dalej i dalej
silnik pod maską szumiał z cicha
jak szumi potok górski gdy turystów nie ma
jadąc szosą na północ pola i lasy mijałem
opuszczone stacyjki dawniej życiem tętniące
w domach światła zgaszone i wszyscy spali
a ja samotnie przez noc tą jechałem
albowiem w nocy rodzą się pomysły
noc czasem jest cicha a czasem bywa święta
w nocy ktoś nie śpi żeby spać mógł ktoś
I w snach widzimy to, co było ijest i znowu
będzie
gwiazdy z daleka zalotnie mrugały i księżyc
stał w pełni
gotowy
oceany wtedy znad brzegów spływały
odsłaniając nieznane tajemne sekrety
gdzieś wreszcie obok starej świątyni się
zatrzymałem
i w aucie usnąłem a śniłem pejzażami
polskimi które już na pamięć znam całe
i zawsze im wierny do końca zostanę
noc pełna dziwów i cudów nam się marzy
kiedy tęcza pod niebem jest nawet możliwa
a wewnątrz nas wieczny ogień się pali
i możliwe jest więcej niż w dzień nam
obiecali…
***
pewnego ranka obudziłem się i wyjrzawszy
przez okno
zobaczyłem barwny tłum na Kalwaryjskiej
zdziwiony bo dzień był powszedni i o
tej porze zwykle główna ulica Podgórza
tętniła życiem samochodowym
i tramwajowym
ubrałem się pospiesznie i wyszedłem
z mieszkania
idąc stromo w dół jezdni
poczułem że coś się stanie
ludzie szli w kierunku sanktuarium
jakby w procesji szli wspaniałej
gdy wyszedlem zza rogu kamienicy
nikogo nie było na żadnej ulicy
szedłem i szedłem aż doszedłem
w samotnej procesji która znikła
usiadłem przed polowym ołtarzem
w którym obraz słynny błogosławił
jeszcze końcem snu pomyślałem
że postać z obrazu zeszła
jak w średniowiecznych legendach
i pokazując mi obok żywopłot
rzekła „wracaj, jeszcze wszystko
przed tobą…”
wtedy się dopiero obudziłem
i do domu zdziwiony…
***
dawno już zgasły wulkany z ognia
nie płoną już twarze na widok niewiast
życie w połowie jak statek się łamie
i na drugą stronę przechyla szale
co robić gdy czas jakby w miejscu stanął
a sekundy jak wieczność z wolna ciekną
co począć z tym bezmiernym oceanem
czasu który niegdyś tak gonił
z jednego wykładu na drugi wykład
z randki na randkę i z próby na próbę
gdy się zdawało że nie nadążamy
i coś się skończyło zanim się zaczęło
może przechodzień nade mną stanie kiedyś
może to będzie wiosna — może złota jesień
przeczyta co trzeba zmówi paciorek
i westchnie za ducha mego
niepewnie w przestworza
niewzruszony jak granit nic nie odpowiem
i bez skrupułów pójdę
w swoją drogę…
***
zło istnieje naprawdę
ma tysiąc imion i twarzy
cierpienie jest złem tak samo
jak dobrem rozkosze niebiańskie
każdego cierpienie dopadnie
każdemu da się poznać za dobrze
jednak po nocy najdłuższej
zawsze wstaje nam
słońce
i lato bez burzy jest nudne
i jesień bez mgieł nie jest sobą…
***
dziś w kraju zachmurzenie duże
lokalne mgły i zamglenia
także ludzkiej duszy
wiatr umiarkowany z zachodu…
i podstępne myśli ze wschodu
może deszcz spaść mżący
i schłodzić głowy zbyt wysoko
lecące
dziś w kraju zachmurzenie duże
nad nim słońce dalekie przecudne
i jak mrok gęstnieje przed świtem
tak samo bywa z naszym
życiem.
***
łzy me płyną zbyt rzadko
jest nad czym płakać — wiem doskonale
uderzam ręką w serc twardą skałę
żeby choć kropla — chociaż pół kropli
w życiu bez łez nic nie miałem
bez łez jestem brudny i takim
zostanę
jeśli ty nie zapłaczesz
jak niewiasty nad Mistrzem płakały
słuchaj, ja nie dam rady
tylko łzy mogą skruszyć tę
skałę…
***
pozwoliłeś zapłakać nad moimi grzechami
łzy trysnęły gorące jakby z serca skały
nad całym życiem tak marnie zmarnowanym
Бесплатный фрагмент закончился.
Купите книгу, чтобы продолжить чтение.